1.Elite Arts

2 0 0
                                    

  Po podjęciu najgłupszej decyzji w życiu, nastąpiła mała zmiana planów. Zamiast wybrać się na kawę, wsiadłyśmy w autobus i pojechałyśmy do tej nowej szkoły. Nadal utrzymywałam, że to głupi pomysł w ogóle próbować się tam dostać. Daria oczywiście była przekonana, że jest inaczej. Znalazła w Internecie adres, godziny rekrutacji, a nawet informacje o samym przebiegu egzaminu. Z dokumentów potrzebny był tylko dowód, co mnie zdziwiło. Żadnego składania teczek ani nic podobnego. Dziwne – pomyślałam. To wszystko wyglądało jak jakiś głupi żart. Zero organizacji, jedno, może kilka ogłoszeń w telewizji lub Internecie, od razu przesłuchania... Na moją głowę to było stanowczo zbyt chaotyczne. Już w myślach wyobrażałam sobie, ile osób będzie czekało w kolejce na swoje pięć minut. Aż mnie głowa rozbolała. Autentycznie, widziałam oczami wyobraźni te tysiące ludzi nie mieszczących się w budynku.

W gruncie rzeczy tak naprawdę nie było wiadomo, ile już trwał ten cały nabór kandydatów. Może tydzień, może dwa. Nie oglądałam telewizji, a z mediów społecznościowych też nie korzystałam jakoś aktywnie.

W końcu obudziłam się i wyjęłam z kieszeni telefon. Mogłam przecież od razu sprawdzić, co to za interes. Wpisałam w wyszukiwarkę hasło: Elite Arts rekrutacja. Weszłam w link, który sprawiał wrażenie oficjalnej strony szkoły. Momentalnie przeżyłam szok. Instytucja w pierwszej kolejności postanowiła pochwalić się zdjęciami nowoczesnego budynku, w którym miał mieścić się ten cały cyrk. Ale jedno musiałam przyznać: był niesamowity. Przynajmniej na fotografiach. Nie wyglądało to jak szkoła publiczna. Ani trochę. Postanowiłam poszukać informacji o czesnym. Nic nie znalazłam. To był bez kitu jakiś żart.

- Co tam oglądasz? – Daria ni stąd ni zowąd wlepiła ślepia w mój telefon. – O kurde, to ta szkoła? – Jej oczy sprawiały wrażenie, jakby zaraz miały wyskoczyć z orbit. Przesunęła palcem po moim ekranie dokładnie lustrując każde zdjęcie. – No to nieźle.

- Gorzej, że jest na totalnym zadupiu – dodałam.

Moja przyjaciółka przytaknęła mi z niechęcią. Nie mogła się nie zgodzić. Ta szkoła powstała na terenie kompletnie niezabudowanym, gdzieś pod Warszawą. Podobno wszystko miało być tam na miejscu, a dojazd do miasta w miarę dobry. Znaczy się, na stronie pisali, że dojazd jest świetny, ale przesiałam to przez sito. Jechałyśmy tam już prawie drugą godzinę i nadal nie widać było końca naszej trasy. Tylko ilość ludzi w autobusie stopniowo malała, aż w końcu zostałyśmy tylko my i jakieś dwie inne dziewczyny przy sąsiednich drzwiach. Nie sztuką było zgadnąć, dokąd jechały. Naiwne idiotki. Pewnie też, tak samo jak ja, szły tam z przysłowiowej ulicy. Jeśli tak, pożegnają się z marzeniami. Startowanie do tego typu szkoły to pakowanie się do jaskini lwa. Dosłownie. W sumie to było mi ich szkoda. Rozmawiały ze sobą i zdradzały podekscytowanie tryskając przy tym naiwnością charakterystyczną dla młodych ludzi, którzy nie mieli jeszcze styczności z bolesną prawdą o świecie.

Od zawsze zastanawiałam się, czy tylko ja mam takiego pecha i nigdzie się nie dostaję. Już sama nie wiedziałam w co wierzyć. Dookoła widziałam tylko jak inni ludzie spełniają swoje marzenia. Mnie czekały studia lingwistyczne...

Pricey dreamsWhere stories live. Discover now