10.Trochę zamieszania

1 0 0
                                    

      Jak tylko wyszłyśmy z akademika, nasze telefony zabrzęczały niczym zsynchronizowane. Obydwie już doskonale wiedziałyśmy, co to oznaczało. Weszłam w powiadomienie. Tym razem przesłali nam regulamin akademika. Aneta wywróciła oczami i schowała urządzenie do kieszeni.

- Później przeczytamy te bzdury, chodź – ponagliła mnie.

Ruszyłam za nią, jednak moja piekielna ciekawość nie pozwoliła mi zignorować tego regulaminu. Z jakiegoś powodu fascynowało mnie dosłownie wszystko, co miało związek z tym miejscem.

- Kurde, naprawdę chce ci się to przeglądać?

Nie odpowiedziałam. Odezwałam się dopiero po dłuższej chwili.

- Powiem ci, że restrykcyjne mają te zasady – skomentowałam, chowając telefon.

Aneta przystanęła.

- I co tam wymyślili? – prychnęła. – Zakaz alkoholu, częste inwigilacje, zakaz sprowadzania chłopaków/dziewczyn... - zaczęła wyliczać. Gdy skończyła, ja milczałam, patrząc jej prosto w oczy.

- Ej, ty chyba nie chcesz mi powiedzieć, że to wszystko jest tam napisane?

- Coś w ten deseń.

- Co to, jakieś średniowiecze? – obruszyła się, wprowadzając hasło do aplikacji. – Cholera – mruknęła po dłuższej chwili. – Musi się dać jakoś to obejść. Zresztą pewnie tylko tak straszą, nie ma się czym przejmować.

- Pewnie tak.

Kampus trochę opustoszał. Pewnie wszyscy lokowali się w swoich pokojach, podczas gdy my postanowiłyśmy urządzić sobie wycieczkę.

- To gdzie idziemy najpierw? – zapytała Aneta, gdy przycupnęłyśmy na ławce przy Gmachu Głównym, żeby przestudiować mapę.

Dokładnie przyjrzałam się rozmieszczeniu budynków. Basen, biblioteka, siłownia...

Po krótkiej dyskusji zdecydowałyśmy się na zwiedzanie Gmachu Głównego. Aneta z początku upierała się przy siłowni, narzekając przy tym na swoją formę, jednak gdy uświadomiła sobie, że prawie wszyscy przebywają teraz w akademikach i żaden przystojniak nie będzie się na nią patrzył gdy ćwiczy, machnęła ręką i przystała na moją propozycję.

Główny budynek szkoły składał się z trzech sektorów, jednak mimo to był ogromny. Pokonywanie tych korytarzy nawet z mapą było skomplikowane. Wolałam sobie nie wyobrażać, jak dotrę na zajęcia następnego dnia. Na całe szczęście byłam z Anetą na tym samym kierunku. Albo na nie szczęście, bo jak się okazało, obydwie miałyśmy fatalną orientację w terenie.

- Przecież ci mówię, że teraz w prawo! – krzyknęłam za Anetą, która na przekór mi postanowiła iść w przeciwną stronę.

Zdecydowałyśmy, że wybierzemy się do sektora „W". Z tego, co się orientowałam „W" wzięło się od słowa „wokal", więc prawdopodobnie tam miałyśmy mieć zajęcia.

- A ja ci mówię, że w lewo! – Aneta podeszła do mnie energicznym krokiem i pokazała mi mapę.

Przymrużyłam oczy.

- No tak, w prawo. Popatrz – wyrysowałam jej palcem niewidzialną trasę na wyświetlaczu. Gdy uniosłam wzrok na Anetę, ta poczerwieniała.

- Może i prawo – wzruszyła ramionami.

Skierowałyśmy się więc w prawo.

- Ciekawe czy będziemy mieć zajęcia z instrumentu – zagadnęłam.

Pricey dreamsWhere stories live. Discover now