6. "Little party never killed nobody"

2 0 0
                                    

Już o dziewiątej byłam na nogach i piłam mocną, czarną kawę. Po nocnej rozmowie z Darią już nie zasnęłam. Przewracałam się w łóżku z boku na bok, nieudolnie próbując uspokoić galopujące serce. Jak już zaczęłam się trząść ze stresu, całkowicie się poddałam. Włączyłam sobie jakiś zapychacz czasu na Netflixie, ale nie umiałam się skupić. Cały czas odbiegałam gdzieś myślami. Ta noc była istną torturą. Poranek jednak okazał się być gorszy. Moja mama bardzo szybko wywęszyła, że nie śpię i przyszła do kuchni mnie męczyć.

- Już nie śpisz? – zapytała, podstawiając kubek pod ekspres. Gdy na mnie spojrzała, jej pogodny wyraz twarzy zmienił się na zaniepokojony. – Coś się dzieje?

Mogłam się liczyć z tym, że podkrążonych i opuchniętych oczu nie da się nie zauważyć. Gdybym miała jej się tu i teraz przyznać do tego, co czułam, już całkiem bym się rozpadła. I nie byłoby co zbierać. Moje ręce zaczęły się trząść. Zacisnęłam dłonie na kubku i odpowiedziałam spokojnie i bezbarwnie, najlepiej jak umiałam:

- Wczoraj bardzo dużo się działo.

- Pewnie bardzo się stresowałaś – stwierdziła, biorąc do rąk naczynie wypełnione kawą. – Chodź do salonu.

Chciała ze mną rozmawiać. Cudownie. Mimo niechęci, podniosłam się z krzesła i wraz z moim trunkiem podążyłam do salonu. Usiadłyśmy na kanapie i przez chwilę milczałyśmy. Wbiłam wzrok w czarną ciecz w moim miętowym kubku.

- Myślałam, że nie chcesz więcej słyszeć o żadnych uczelniach artystycznych.

Westchnęłam. Teraz będzie drążenie. Podniosłam na nią wzrok. Powoli wzięłam łyk gorzkiego napoju, zastanawiając się nad odpowiedzią. Moja mama była psychoterapeutką. Musiałam ważyć każde słowo.

- To wyszło w sumie tak spontanicznie. Daria włączyła telewizję, a tam mówili o przesłuchaniach do Elite Arts... - Oparła łokieć o oparcie, a głowę wsparła na dłoni. Przyglądała mi się jej świdrującym spojrzeniem ciemnych oczu, a ja musiałam z całej siły starać się od niego nie uciekać. – W sumie to Daria mnie namówiła. Ja byłam bardzo sceptyczna. Wiem, że szanse są – były – małe, ale nie chciałam później żałować, że nie spróbowałam.

I tak żałuję.

Moja mama wzięła łyk kawy i pokiwała głową ze zrozumieniem.

- Bardzo mnie cieszy, że nie zamykasz sobie drogi, że nadal próbujesz.

Zrobiło mi się niedobrze.

- A dostaliście już wyniki?

Cholera.

- Jeszcze nie sprawdzałam.

Czułam w kościach, że muszę odegrać teatrzyk. Nadeszło moje najmniej upragnione pięć minut.

Wyciągnęłam telefon z kieszeni szlafroka i udałam, że włączam aplikację.

Teraz. Dasz radę.

Wykorzystując towarzyszące mi emocje, zamieniłam je w euforię.

- Nie wierzę – przyłożyłam na chwilę dłoń do ust i przywołałam na twarz szeroki uśmiech. – Dostałam się do kolejnego etapu! Dostałam się!

- Naprawdę? – mama uścisnęła mnie i zaczęła gratulować. – To wspaniale. - Udawanie radosnej, o dziwo, nie sprawiło mi aż takiego problemu. Już druga osoba, którą wpuściłam w maliny. Zastanawiałam się, dokąd mnie to doprowadzi.

- Chyba powinnam częściej chodzić na urlop.

Obydwie się zaśmiałyśmy. Z tym, że za moim śmiechem kryła się rozpacz.

Pricey dreamsWhere stories live. Discover now