Part 27

2.2K 195 86
                                    

Aiden

Telefon zaczął dzwonić w środku dnia, kiedy byłem w trakcie zbierania danych dla Evergreen, które napierdalało na liniach co parę minut, aż Fabiano jebnął aparatem o stół ze słowami „Do ciebie" i wyszedł, trzaskając drzwiami.

– Czego chcesz, Anderson?

– Informacji.

– Nie w tym tygodniu. Niech klauny z Interpolu ci pomogą.

Rozłączyłem się po tych słowach. Nie zdążyłem go odłożyć na blat, kiedy znów zaczął dzwonić. Ze złością nawiązałem połączenie, nawet nie zwracając uwagi, że to mój aparat, a nie Fabiano.

– Czego, kurwa, nie zrozumiałeś, Anderson!

– Aiden! – W pomieszczeniu rozległ się głos Patricka.

– Sorry! – zreflektowałem się. – Ten pajac mnie dzisiaj wyprowadza z równowagi, a mam co robić.

– Zostaw to i jedź do Stefanii.

Natychmiast moja pełna uwaga przeniosła się na rozmówcę. Powiększyłem okienko z kamerą, która śledziła Stef w hotelu. Siedziała na sofie z tabletem w ręku, pogrążona w lekturze.

– Teraz, Aiden! – ponaglił.

Zamknąłem laptopa, biorąc telefon do ręki i już stałem w drzwiach.

– Co jest?

– Margo zmarła.

Zatrzymałem się natychmiast w zaskoczeniu. To nie wróżyło nic dobrego! Jedynie kłopoty.

– Kurwa!

– Dokładnie.

– Ja pierdolę. Marco wie?

Zablokowałem laptop i ruszyłem do windy.

– Był przy tym.

– Jak to przyjął?

Niemal sam uderzyłem się w czoło, gdy te kretyńskie słowa opuściły moje usta.

– A jak myślisz?

– To mamy wkurwionego, nieobliczalnego egzekutora mafii na wolności.

– Trzymaj Stefanię poza zasięgiem jego rąk – poradził poważnie.

Nacisnąłem na przycisk garażu podziemnego.

– Do tej pory...

– Do tej pory – wpadł mi Patrick w słowo – nakręcała go nadzieja na lepsze jutro. Teraz odebrano mu kobietę, którą kochał. Wiem, że tego mimo wszystko nie rozumiesz, ale Marco wini Stefanię za jej niecierpliwość.

– Mówisz to tak, jakby Margo wiedziała, że Stef ugaduje się na boku z La Verdad i dlatego wkroczyła do akcji.

– A kto twierdzi, że tak nie było? – podważył moje słowa. – Nagle z czapy Margo po moim weselu doszła do wniosku, że czas ruszyć na Moskwę? Wtedy wydawało się to bezsensowne, ale obecnie dochodzę do wniosku, że taki scenariusz jest równie prawdopodobny jak inne.

Truchcikiem zmierzałem do auta.

– Kto jeszcze wie o tej teorii?

– Z pewnością nie Marco! – odpowiedział stanowczo. – I ja bym się nią z nim nie dzielił. W nim jest wystarczająco agresji.

– Postaw na nim człowieka – zaproponowałem, uruchamiając silnik Acury.

– Kogo? Tylko ja i Adam dalibyśmy mu radę, a każdy z nas ma w tej chwili w rękach zapłakane żony.

An Honest Lie - Baleary tom #6Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz