Part 25

1.9K 204 97
                                    




Stefania

Cela nie była szczytem marzeń, mając powierzchnię dwa na dwa metry. Nie da się rozpędzić w wydeptywaniu ścieżki ani się pobawić w chowanego. Po paru godzinach krążenia krok w prawo i krok w lewo, zaczynałam liczyć dziury w betonie strukturalnym oraz wszelkie wypukłości. Policzyłam też pęknięcia na suficie.

I ta cisza!

Ona mi przeszkadzała najbardziej, piszcząc w uszach. To było nie do zniesienia. Na każdy nawet najlżejszy szmer wpatrywałam się w szklaną taflę, czy widać za nią jakiś ruch i co mogło powodować dźwięk. Zaczynałam się zastanawiać, czy te pomieszczenia nie są dźwiękoszczelne.

Czekałam, aż po mnie przyjdą. Bo przecież musieli! A jednak mijały minuty, a potem godziny i nikt się nie pojawiał. Zostawało mi za dużo czasu na myślenie i nijak nie mogłam sprawdzić czy Margo żyje. Przesłane groźby wydawały się tak realne, że teraz wewnętrznie dygotałam, że siostra męczyła się w ostatnich chwilach życia otruta polonem. Koszmarna śmierć w bólu! Jedyna nadzieja w tym, że Marco naprawdę ją kochał i nie pozwoli skrzywdzić. Tylko skąd ma wiedzieć przed czym ją bronić, skoro nie powiedziałam o zagrożeniu?

Przez pierwszą godzinę usiłowałam dobić się do drzwi i ściągnąć czyjąś uwagę, żeby sprawdzić co z Margo. Bezskutecznie waliłam w szklaną taflę, by po godzinie usłyszeć, żebym się zamknęła i usiadła na dupie, bo nikt nie ma ochoty słuchać tych wrzasków.

Kontrolowałam oddech, żeby nie wpaść w panikę i nie rzucić się na drzwi, żądając informacji. Usiadłam pod ścianą, licząc rysy na suficie i łapiąc się na tym, że robiłam to coraz szybciej. Zupełnie nietrafiona metoda relaksacyjna.

Usiadłam w pozycji kwiatu lotosu, kładąc na kolanach dłonie oraz łącząc palec wskazujący z palcem serdecznym. Zamknęłam oczy, żeby odciąć niepotrzebne bodźce.

– No już, wewnętrzny spokoju, dajesz! Nie mam całego dnia, żeby na ciebie czekać! – mruknęłam niecierpliwie.

I się zaczął kołowrotek myśli! Istna karuzela z całą feerią światełek i muzyczką tak charakterystyczną dla lunaparków. Co mogłam zrobić lepiej, na czym ewidentnie zawiodłam, a co zupełnie nie miało szansy się zdarzyć, ponieważ przeliczyłam się z sytuacją.

Jeszcze rok temu planowałam, co będę robić „na wolności", kiedy uda mi się zwiać do Europy albo Australii z Margo. Od trzech miesięcy te plany należało włożyć między bajki. Nic z tego się nie wydarzy. Margo się zakochała i jak bardzo pragnęłam mieć ją tylko dla siebie, to taka opcja wydawała się wątpliwa. O ile w ogóle jeszcze żyje...

Jeśli Aiden od początku mnie podejrzewał, to co było prawdą, a co kłamstwem?

Przenigdy się do tego nie przyznam, ale w emocjonalnej zbroi, która powinna mnie chronić przed uczuciami do pewnego Cerbera, powstały dziury jak w szwajcarskim serze. Noce wypełnione seksem, namiętnością i co gorsza – czułością! – zgarniały swoje żniwo. Przestraszyłam się jego zimnego  spojrzenia na plaży.

Nie wiem, na co liczyłam? Może na to, że stanie w mojej obronie? Że zrobi się mu mnie żal? Że jednak będzie miał syndrom bezwzględnego ratowania dam z opresji? Niestety, on i Marco to dwie przeciwności. Ten pierwszy rozwaliłby świat, żeby ją uratować, a ten drugi zniszczył wszystko na swojej drodze, żeby wyszło na jego.

Ależ jestem naiwna.

Chciałam ubić trzy ptaki jednym kamieniem, jakby dwa to za mało. Odzyskanie wolności i zniknięcie okrasiłam przystojnym informatykiem, którego dotyk podnosił mi włoski na karku. Aiden wpuścił mi do krwioobiegu wirusa zwanego pożądaniem, który uaktywniał się w najmniej oczekiwanych momentach delikatnym dotykiem palców na skórze.

An Honest Lie - Baleary tom #6Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz