Vero, Fero, czy jakoś tak

483 63 172
                                    

Dzwonek echem rozniósł się po szkolnych korytarzach. Był jak wezwanie do boju o wiedzę, o forsę i te obiecane porszaki. U innych wzmógł poczucie obowiązku, u Julii wywołał paraliż. Ponury zwiastun nakazał jej stać w bezruchu i cierpliwie czekać aż to wszystko okaże się tylko złym snem.

O tym, że otoczenie miało inne plany, przekonała się lądując na czworaka. Z twarzą sprowadzoną niemal do parteru, Warszawska mogła już tylko patrzeć jak resztki jej godności umykają po kaflach w stronę podszeptującego tłumu.

— O mój Boże! – wrzasnęła sprawczyni całego zamieszania. Zaraz okrążyła Julię, pomogła jej wstać, a potem prześwidrowała swoim zielonym spojrzeniem. – Przepraszam. Strasznie cię przepraszam! Pierwsze dni nie są moją mocną stroną. Wszystko dobrze? – zapytała z troską, na co Warszawska kiwnęła tylko głową. – Czy wiesz, gdzie jest sala 204? Albo wiesz co? – Zmierzyła badawczo jej niemrawą i nieskłonną do współpracy sylwetkę. – Nieważne. Poradzę sobie. Przepraszam jeszcze raz! Mam nadzieję, że mi wybaczysz...

Lakierowane czółenka popędziły szybciej niż rozniósł się krzyk.

Rudowłosa wyróżniała się na tle innych. Nie tylko skandalicznie wysokimi i skandalicznie nieregulaminowymi obcasami. Miała posturę modelki, obycie i arystokratyczne ruchy jak z innego świata.

Każdemu z mijanych uczniów posyłała uśmiech tak olśniewający, jak z reklamy pasty do zębów. Toteż nie dziwił fakt, że przygarbiony tłum swoim zachwytem utorował jej szybkie przejście przez wąski szkolny korytarzyk.

— Jasne, że wybaczę – Julia odpowiedziała wystylizowanej rudej czuprynie, która znikała już za rogiem. – Tylko naruszyłaś moją nienaruszalną strefę komfortu. Ale przecież nic się nie stało... – dodała z lekkim, przygaszonym uśmiechem i spokojnym krokiem udała się do klasy 204.

— Warszawska! – krzyknął głos z grona kaszmirowych sweterków. – To ty żyjesz?

— Nie widzieliśmy cię całe lato! – dopowiedział kolejny, na co Julia zdziwiła się tylko, że po latach niewidzialności zaczepki nagle zaczęły dosięgać jej uszu.

— Zaszyłaś się na jachcie? – zagadnął następny, a Warszawska znów nie zająknęła się ani słowem.

— Dajcie spokój! Nic dziwnego, że była niewidoczna. Przecież przez ten szary zlewa się z tłem! – wrzasnął jeszcze inny, co Julia także próbowała naznaczyć obojętnością.

Usiadła w ławce i, zamiast zaspokajać głód ich wiedzy, wlepiła wzrok w smartfon, w nadziei, że huraganowy wiatr w prognozie pogody rozgoni złe myśli, a zapowiedź tygodniowego deszczu przykryje rzewne łzy, które czaiły się już w kącikach oczu.

— Cześć, Julia – przywitała się jedna z dziewcząt.

— To miejsce nie jest już twoje, Karo – odpowiedziała głośnym i stanowczym szeptem, jakby podręcznik z asertywności wykuła na blachę. – Możesz usiąść z tyłu. Ale na pewno nie tutaj.

— Dzień dobry. Drodzy państwo, proszę zająć miejsca – wygłosił mężczyzna w pobliżu pięćdziesiątki i, jeszcze zanim sam zdążył rozsiąść się na swoim nauczycielskim krześle, ponaglił klasę gestem. – Witam wszystkich w ostatnim roku tutaj.

— Julia, czemu taka jesteś? – zaczepiła jej plecy Karolina.

— Jaka? – odwróciła się z pytaniem na ustach i, na widok czarnookiego blondyna dwie ławki dalej, szybko tego pożałowała. – Ej, kto siedzi za tobą?

— Jakiś nowy. Nie kojarzę – szepnęła, wzruszając bezradnie ramionami. – Julia no, myślałam, że będziemy pomagały sobie jak kiedyś... Wiesz, jaka słaba jestem z matmy. A tu jest rozszerzona!

JuliannaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz