Agresywne strumienie światła wspinały się po cerze dziewczyny. Kiedy zaczęły prażyć jej policzki i oczy, przesunęła się w zaciemnione miejsce. Okryła głowę, by żaden, nawet najmniejszy promyczek nie przedostał się do jej siatkówek.
– Wygląda na to, że wyssałam z ciebie całą życiową energię – zagadnęła u wejścia Weronika.
Julia popatrzyła na nią, nie kryjąc zaskoczenia. Czarnecka jak zwykle prezentowała nienaganną formę. A jej rozpromieniona twarz, która mogłaby zastępować okazyjnie słońce, oślepiała wszystkich wokół.
– Uważaj, bo... eksplodujesz – Żółwim ruchem przeczesała włosy, wyłapując dziesiątki kołtunów.
– Oh, czekaj. Chyba upuściłam ociupinkę sarkazmu – zripostowała z przekąsem w głosie Weronika, po czym uważnym wzrokiem zmierzyła kroplówkę przy łóżku.
– Co to?
– Elektrolity i... witaminki. Dziesięć, piętnaście minut i będziesz jak nowa, Warszawska.
Julia pokiwała głową z uznaniem. W świecie, w którym wydawanie pieniędzy było równie łatwe jak posyłanie śnieżnobiałych uśmiechów, nie było czasu na chorowanie.
– Jeśli tutaj... wczoraj były dzikie pląsy – Rozejrzała się dookoła. – To albo jesteś bardzo przekonująca, albo... umiesz szybko zacierać ślady.
– To służba – rzuciła szybko i z obojętnością w głosie dziewczyna, której lepszość była wpajana od kołyski. – Maria i jej załoga sprzątały ten chlew od świtu, ale i tak rodzice pewnie się dowiedzą. Któraś z nich wypapla wszystko ze szczegółami...
– Masz służbę? Albo nie... Nie odpowiadaj. Lepiej przejdźmy do momentu, w którym mnie to nie dziwi.
– Jak wczorajsza hulanka? – Zaciekawiona tym, jaki werdykt wygłosi Warszawska, oparła się o framugę drzwi.
– Szczerze?
– Możesz mnie też okłamać.
– Nie umiem kłamać, ale znam swoje miejsce... Ja... ja jestem tutaj – Nakreśliła ręką pewien poziom. – A twoja urocza prywatka... była... była dla ludzi tutaj – Znów wskazała pewien poziom, tyle że tym razem na dużo większej wysokości.
– Przesadzasz, Żuliet.
Rudowłosa przejęła tacę z kawą od pracownicy i weszła do sypialni, próbując rozpromienić swoją osobą każdy zakątek tego ponurego wnętrza. Rozsiadła się na łóżku i podała Julii filiżankę z miłym uśmieszkiem w gratisie.
– To twój pokój? – wyjąknęła niepewnie i porozglądała się po pomieszczeniu, w którym przyszło jej spać. Minimalistyczny szary wystrój zupełnie nie pasował do żadnego członka rodziny Czarneckich. – Czy to wiolonczela? Werkson, w życiu bym cię o to nie podejrzewała.
– Moja jest tylko piżama – Obrzuciła wzrokiem satynowy materiał na ramionach Julii. – To pokój Adasia, słońce.
– Łóżko...
– Łóżko też – przyznała wesoło Weronika. Nieopisana radość przeszywała każdą sylabę wychodzącą z jej kształtnych warg.
Julia zaś ułożyła usta w okrągłe „o".
– Chwila, chwila, chwila, Werkson... Jeśli chcesz mi powiedzieć, że jesteś patologiczną kłamczuchą... teraz jest na to czas.
Uśmiech Czarneckiej urósł złowieszczo.
– Chyba ci to nie przeszkadza. Ooo! Słodziaku ty mój! – wykrzyknęła, widząc jej nadąsaną minę.
– Nie, nie, nie, nie... Nie! Jeszcze się dobrze nie znamy, a ja już wylądowałam w jego łóżku – Zmarszczyła czoło i rozchyliła buzię ze zdumienia. – Dzięki! – Wstała gwałtownie i zaczęła zbierać swoje rzeczy. Nim nie przypomniała sobie o wężyku, który dostarczał jej remedium na ból głowy.
CZYTASZ
Julianna
RomanceOna, nikt na 17 lewelu, nigdy nie miała życia. On, włoski snowboardzista, właśnie je stracił. Oboje niewidzialni dla świata, zauważyli się, kiedy najbardziej tego potrzebowali. Julianna Warszawska zrzuca piżamę, by stawić czoła wrogom w swoim modowy...