Cola jest niezdrowa

342 57 153
                                    

Kiedy Julia minęła próg jego sali, wszystko wróciło. Chłopak leżał bezwładnie, jak przed paroma godzinami. Ale tym razem nad jego głową unosiła się aura spokoju. Szpitalna otoczka i miarowo pikająca aparatura wprowadzały ład i bezpieczeństwo.

Po pobieżnej kontroli stanu amatora szram na tętnicach, nieśmiałym krokiem podeszła bliżej. Zaczęła przypatrywać się jego proporcjonalnej twarzy, gdzie delikatne i szlachetne rysy przebijały się przez otarcia na policzkach i lśniące od potu czoło.

– Wiedziałam, że powroty do szkoły... bywają... bolesne. Ale..., że, aż tak? – mruknęła do siebie pod nosem.

Nagle ocknął się. Posłał jej spojrzenie całkowicie wyssane z życia. Rozejrzał się po surowym wnętrzu sali i znów skupił wzrok na apatycznej postaci przed nim.

– Znamy się? – zapytał, gdy z białego tła wyłowił wreszcie kontury równie bladej twarzy. Chwilę to trwało, nim zdołał dojść do siebie i odkopać z zakamarków umysłu wiedzę, kim może być ta umęczona zjawa. – Aaa, to ty! Miałaś fart, że akurat tamtędy przechodziłem... Nie poznałem cię. Twoja buzia wygląda inaczej bez... tego looku.

Chłopak w konfrontacji ze zdziwionym grymasem Julii rozpostarł dłoń tuż przy swojej głowie. Po czym, z pomocą gestów, pokracznych min i głośnego „łeee" nakreślił jej halloweenową charakteryzację sprzed południa.

Wcześniejsze zdezorientowanie Warszawskiej momentalnie przerodziło się w złość. Każde słowo chłopaka tylko potęgowało rozdrażnienie. A myśl, że nie znajduje na nie trafnej riposty rozsierdzała ją od środka.

Julia rozdziawiła usta, by były w gotowości na bliźniaczo kąśliwą odpowiedź. Ale nałapała tylko powietrza. Gdy milczenie zanadto się przeciągało, postawiła na piorunujący wzrok.

Chłopak zmierzył Warszawską i od razu wyłapał jej niemoc. Wiedział, że ten dzień może zaliczyć tylko do kategorii win-win. Jego czarne oczy jaśniały triumfalnie, nawet gdy ciało było pokiereszowane.

– Zawsze się tak gapisz na ludzi, którzy uratowali ci życie? – nie krył zaskoczenia, że w ramach dozgonnej wdzięczności postanowiła się boczyć. A nie obwołała go bohaterem. Albo nie zaserwowała chociaż jednego promiennego i szczerego uśmiechu.

– Nie... Zazwyczaj nikt mnie nie ratuje – odpowiedziała szybko, nie wkładając w swoją wypowiedź ani krzty emocji. – To znaczy... nie, żebym jakoś... często... wpadała pod koła. Nie zrozum mnie źle... Bycie ofiarą nie jest moim hobby. To był mój pierwszy raz.

– I ostatni, mam nadzieję. Te wasze warszawskie ulice bywają niebezpieczne.

– Chyba nasze... zresztą nieważne. Będziesz żył? – zapytała, a zaraz po tym poczuła, jak żołądek zaczął jej się ściskać, a ręce pocić. By Nieśmiałość nie wysunęła się na pierwszy plan, Warszawska zabębniła czubkami palców w metalową ramę łóżka.

– Chyba tak – odparł niemrawo, jakby sam rozważał możliwe opcje. Zamyślił się i przesunął dłonią po rozwichrzonych włosach.

Teraz, kiedy wyschły wyglądały dużo lepiej niż gdy zbliżały go urokiem do zmokłej kury. W białym szpitalnym świetle, z kącikami ust wykrzywionymi w lekkim uśmiechu, wyglądał o niebo korzystniej.

– Kim ty tak właściwie jesteś? – zadał pytanie, które zapewne męczyło go od dawna.

Uroda wiecznego chłopca w połączeniu z nieodpartym urokiem osobistym sprawiały wrażenie, że wszystko przychodziło mu w życiu lekko. Wliczając przesłuchania. Dlatego spodziewał się wyczerpującej odpowiedzi: od imienia, nazwiska i znaku zodiaku, po powód bosej wędrówki w deszczu.

JuliannaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz