~13~

37 5 35
                                    

~~~

Taehyung umówił się z Hobim na spotkanie w parku. Mieli zjeść coś słodkiego, iść na ciastka, czy lody, wybrać się na jakiś koktajl albo pośmiać jak ostatnio. Hobi miał treningi od rana do wieczora, a Tae pracował nad dokumentacją. Chcieli się w końcu spotkać i nacieszyć własnym towarzystwem. Dlatego, że dla obojga z nich był to bardzo miły i rozluźniający czas, kiedy byli razem. Byli tylko dla siebie. Nic więcej nie zasługiwało na uwagę.

Tae siedział w parku. Wiatr rozwiewał mu pukle loków, jakby się nimi bawił. Był po pracy, więc miał na sobie zwykłą pomarańczową koszulkę, ciemne szerokie spodnie i długą ciemno bordową bluzę. Do tego zwykle białe adidasy i czapkę z daszkiem. Czuł, że wszyscy idą w zwolnionym tempie, nikt się nigdzie nie spieszył, a nawet miał wrażenie jakby zwalniali kroku. Może nawet żeby mu się przypatrzeć. Jak siedzi na ławce. Sam. I czeka. Zakłada nogę na nogę. I czeka. Znów je prostuje. I czeka. Opiera się na ławce. I czeka. Znów się podnosi i krzyżuje ręce. I czeka. Przebiera palcami. I czeka. Poprawia włosy. I czeka. I czeka. I czeka.

Minęło 5 minut, potem 10, 15, 30, 40, 50... prawie godzina... i ani jednej wiadomości... ani jednego połączenia...

To za długo... Taehyung był już zbyt zdenerwowany, żeby tylko siedzieć. W ciągu tego czasu wysłał mu parę smsów, i próbował do niego dzwonić, ale nie dostał żadnej odpowiedzi zwrotnej. Wstał, zarzucił czarny plecak i począł krążyć obok ławki, przy której mieli się spotkać. Sprawdzał co chwila telefon. Myślał, że może on pomylił godzinę, albo jest zbyt niecierpliwy... Ale przecież z jakiegoś powodu Hobi mu nie odpisywał, mogło stać się cokolwiek, uciekł mu autobus, rozładował mu się telefon albo nie ma zasięgu. Albo mogło stać się cokolwiek... coś mogło stać się Hobiemu...

Zacisnął dłoń mocniej na telefonie i starał się opanować. W życiu nie wydarzają się tylko czarne scenariusze. Wziął kilka wdechów, bo ze stresu poczuł pulsujący ból w głowie. I postanowił znów do niego zadzwonić. Nie odebrał. Zadzwonił jeszcze raz. Znów to samo. Postanowił, że jeżeli nie odbierze za trzecim razem to pojedzie do ośrodka sportowego. Może go uznać za panikarza albo kogokolwiek innego, ale gdyby coś mu się stało, a on stał tutaj i czekał na niego jak głupek... Nie wybaczyłby sobie tego nigdy.

Zadzwonił z nadzieją trzeci raz, był sygnał, odebrał. Ale głos Hobiego był straszny, aż przeszył go dreszcz. Drżał. Był wystraszony, jakby się miał za chwilę rozpłakać. Wzrok Tae zawisł na pobliskim drzewie, a serce stanęło na sekundę. Tylko tyle mu wystarczyło. Zacisnął dłoń na plecaku i powiedział tak mocnym i spokojnym głosem, że zaskoczył tym nawet sam siebie.

- Wyślij mi adres szpitala, zaraz do ciebie przyjadę.

*

Taehyung dotarł do szpitala najszybciej jak potrafił. Udało mu się znaleźć wskazany oddział. I kiedy tylko zauważył Hobiego snującego się jak duch po korytarzu nie mógł wytrzymać ani chwili napięcia dłużej. Biegł i chwycił go w ramiona. Starszy pozwolił się objąć. Tae miał wrażenie, że zaraz wypluje i serce, i płuca jednocześnie. Po dłuższej chwili usiedli oboje na krzesłach pod ścianą. Dopiero wtedy młodszy mógł się przyjrzeć Hobiemu, nie widział go jeszcze w takim złym stanie. Miał roztrzepane włosy. Żółtą bluzę, która zbladła bardziej niż te paski na ścianie. Jakieś szare dresy i buty treningowe. Siedział w napięciu, wzrok miał wbity w podłogę. Palce mocno ściśnięte ze sobą i przyłożone do twarzy. Wyglądał jakby się modlił. Starał się nad sobą panować. Jednak jego całe ciało było rozdygotane. Aż lewa noga zaczęła mu lekko podskakiwać. Taehyungowi aż ścisnęło się serce. Położył mu dłoń na lewym kolanie, żeby mu pomóc się uspokoić. Uśmiechnął się łagodnie, kiedy ten się odwrócił. Położył między nimi plecak i wyciągnął zielone przezroczyste pudełko.

- Upiekłem chleb bananowy. Kook powiedział, że da się przełknąć, więc ciebie też chciałem poczęstować. Nie jestem jakimś super-świetnym cukiernikiem, ale mam nadzieje, że będzie ci smakować.

Podał mu kawałek chleba i czekał aż spróbuje. Starszy wziął wypiek od Tae i wpatrywał się w niego.

- Przepraszam cię. - wyszeptał Hobi po dłuższej chwili

- Za co? - też wyszeptał Tae

- Że nie udało się nam spotkać w parku.

- Jest dobrze - uśmiechał się szczerze – Nie ma znaczenia, gdzie się widzimy.

- Nie musiałeś tu przyjeżdżać...

- Musiałem. Nie darowałbym sobie gdybym nie przyjechał do ciebie w takiej chwili.

Hobi uśmiechnął się smutno. Wpakował cały kawałek do buzi. Tae czekał na ocenę swojego dzieła. Starszy pokiwał głową na znak pysznego wypieku. Taehyung odetchnął z ulgą.

- Zjedz jeszcze jeden – powiedział podając mu kolejny kawałek

- A ty? – zapytał

- Ja już jadłem, a ty na pewno nie.

- Też coś jad... - i nie dokończył, bo burczenie w brzuchu przerwało jego wypowiedź

- Ale to chyba dawno – zaśmiał się Tae

Hobi zjadł jeszcze dwa kawałki i rozmawiał szeptem z młodszym. Czuł się odrobinę lepiej. Z takim wsparciem jak daje mu Taehyung mógłby znaleźć się wszędzie i wszystko byłoby w porządku.

- Powiedz mi co się stało? - zapytał Tae nadal bardzo zmartwiony

- Eh - westchnął Hobi - Jestem okropnym trenerem.

- To na pewno nie to. - poklepał go po plecach

- Na ostatnim treningu ćwiczyliśmy różne rodzaje odbić. Widziałem, że Lan jest już zmęczony więc zarządziłem przerwę, a potem chciałem zakończyć trening jakimiś lekkimi ćwiczeniami i rozciąganiem. Wyszedłem na chwilę i usłyszałem huk spadającej paletki. Lan trzymał się za rękę i nie mógł nią ruszyć. Był przerażony. Ja też. W naszym ośrodku nie pracuje teraz nikt oprócz pielęgniarki więc przyjechaliśmy do szpitala. Potem mi powiedział, że jak wyszedłem to dalej ćwiczył wyskoki i nagle poczuł okropny ból. Później podczas przyjęcia do szpitala przyznał mi się prawie płacząc, że ręka bolała go od jakiegoś czasu, ale nie podał przyczyny. Martwię się...

Przerwał w tym miejscu i zaczął nerwowo przejeżdżać dłońmi po włosach.

- Będzie dobrze?

- Nie wiem.

- Od tego można umrzeć?

- Nie, raczej nie.

- Więc w czym problem?

Hobi z niedowierzaniem pokręcił głową.

- Tae ja wiem, że ty się mało interesujesz tenisem, ale zastanów się, co ma zrobić zawodnik, któremu ręką nie działa sprawie?

- No tak rozumiem, przepraszam, pospieszyłem się z pytaniem... Chciałbym cię pocieszyć jak najlepiej potrafię, ale akurat w tym idzie mi słabo... - posmutniał

- Jesteś tutaj. Nie ma lepszej formy pocieszenia. – skierował się w jego stronę z uśmiechem, które oznacza radość, słońce i miłość w jednym, a Tae odpowiedział mu tym samym

- Czy to poważne?

- Wyglądało jak zerwany mięsień, ale mam nadzieję, że to tylko przesilenie.

- A jeżeli to coś poważniejszego?

- To Lan będzie musiał zrezygnować i z treningów, i z zawodów... i z tenisa...

~~~

~Zbożowy Wąż ~ (VHOPE) *Zakończone*Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz