Rozdział 6

17.2K 656 382
                                    

Rosalie

Nie wiem, w którym momencie Aiden znalazł się tuż przy moim łóżku. Kątem oka dostrzegam rodziców, którzy wymieniają się wścibskimi spojrzeniami. Od zawsze uwielbiali Sanforda i jego rodziców. Mimo wszystko dziwi mnie obecność bruneta w szpitalu, a jeszcze bardziej dziwią mnie kwiaty, które przynosił mi każdego dnia.

– W końcu się obudziłaś, śpiochu. – Chłopak nieśmiało się uśmiecha, kładąc kwiaty na jednej z wolnych szafek. – Od razu kupiłem wazon, bałem się, że w szpitalu mogą nie mieć.

Na jego słowa lekko się uśmiecham. Kto normalny w prezencie kupuje kwiaty z wazonem? Jestem prawie pewna, że pielęgniarki ani razu nie zmieniły wody w tych wszystkich bukietach.

– Co mam zrobić z dziewiętnastoma wazonami? – Pytam ironicznie.

– Mogą służyć jako kieliszki do wina. – Odpowiada z dumą chłopak.

– Naprawdę świetny żart, Aiden. – Prycham, rozglądając się po sali.

Mój wzrok wędruje po wszystkich bukietach. Jest ich dziewiętnaście, jestem tutaj dziewiętnasty dzień. Jaka jest szansa, że któryś z bukietów jest od Olivera? Niewielka. Właśnie to powoduje, że pochmurnieję. Dlaczego Aiden Stanford, którego nienawidzę z całego serca, był w stanie kupić mi dziewiętnaście pieprzonych bukietów, a mój chłopak nie kupił ani jednego?

– Lekarka powiedziała, że te bukiety są od mojego chłopaka. – Szepczę, tępo wgapiając się w sufit.

Jest mi przykro.

– Musiałem powiedzieć coś, żeby pozwolili mi tutaj siedzieć po kilkanaście godzin. – Odpowiada Aiden, jakby to była najnormalniejsza rzecz na świecie.

Chciałabym uśmiechnąć się do chłopaka, móc mu podziękować, jednak w mojej głowie stale wiruje obraz Olivera. Dlaczego to nie on teraz stoi przy moim łóżku? Najchętniej rozpłakałabym się jak małe dziecko. Wiem, że przed moim wypadkiem miałam wrażenie, że mi na nim nie zależy. Wiem, że myślałam, iż chłopak jest ze mną tylko ze względu na mój status społeczny. Kiedy po przebudzeniu zobaczyłam te wszystkie piękne bukiety, poczułam nagły przypływ wielu pozytywnych emocji związanych z jego osobą, a teraz sama nie wiem, co powinnam o tym myśleć. Jestem skołowana.

– My musimy jechać na chwilę do domu. – Wcina się mama. – Aiden, zajmij się nią.

Brunet posłusznie kiwa głową, na co jedynie przewracam oczami. Czy naprawdę właśnie on musi tutaj ze mną siedzieć? To tak jakby rodzice zostawili mnie samą z seryjnym mordercą, wyszłoby na to samo.

Aiden intensywnie się we mnie wpatruje, tym samym sprawia, że zaczynam się lekko stresować. O czym mamy rozmawiać? O pogodzie? Każda nasza nawet krótka wymiana zdań kończy się kłótnią. Jestem pewna, że tak samo będzie również tym razem.

– Dlaczego to wszystko? Te bukiety i...

– Pierwszy raz w życiu tak cholernie się o kogoś martwiłem. Odliczałem dni, kiedy w końcu się obudzisz i stąd te wszystkie kwiaty.

– Niepotrzebnie. Jak widzisz, mam się całkiem dobrze. – Odpowiadam oschle.

Chociaż mój obojętny ton jasno daje do zrozumienia, że nie mam ochoty na rozmowę z chłopakiem, to jednak przyjemne uczucie, które niespodziewanie pojawiło się w moim żołądku, zdecydowanie nie zwiastuje niczego dobrego.

To Aiden Sanford. Ten sam, przez którego nie żyje twój brat. Ogarnij się, Rosalie!" – Krzyczę w duchu sama do siebie, próbując pozbyć się chwilowej sympatii do chłopaka znajdującego się tuż przy moim łóżku.

Shadows. Cienie pomiędzy nami. Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz