Rozdział 27

6.5K 379 172
                                    

Aiden

Staję na podjeździe tuż przed domem dziewczyny. Jestem cholernie zestresowany. Całą noc myślałem tylko o tym, że dziś ją zobaczę. Nie byłem w stanie przełknąć nic na śniadanie, ponieważ ciągle w mojej głowie pojawiała się ona. Trzy dni. Minęły trzy dni odkąd ostatni raz się widzieliśmy. Wymieniliśmy kilka wiadomości, raz przez moment rozmawialiśmy przez telefon, ale tylko dlatego, bo chciała spytać, czy odbiorę Dylana z zajęć, bo ona nie zdąży.

Pocałowałem ją, a ona oddała pocałunek.

A teraz mam wrażenie, że znowu udajemy, jakby nic się nie wydarzyło. Jestem pewny, że zobaczylibyśmy się dopiero dziś w szkole na dodatkowej matematyce, gdyby nie to, że wczoraj wieczorem dostałem esemesa od jej mamy z prośbą, czy mógłbym zawieźć Rosalie i Dylana do szkoły, ponieważ ich samochód jest u mechanika. Zgodziłem się, bo co miałem niby zrobić? Napisać, że nie odwiozę ich do szkoły, bo Rosalie się ze mną całowała, a teraz piszemy tak, jakby nic takiego nigdy nie miało miejsca? Nie jestem żałosny. A przynajmniej staram się udawać, że nie jestem.

Nie wiem nawet, na co liczyłem. Że się pocałujemy i co? I nagle coś do mnie poczuje? Przestanie mnie nienawidzić? Po prostu tak dobrze mi się z nią rozmawiało. Czułem, że w końcu przełamujemy bariery. Była taka czuła, wspierająca i troskliwa. Była moją dawną Rosie. I kompletnie się zapomniałem. Pierwszym razem na molo. W ostatniej chwili się powstrzymałem. Wiedziałem, że pocałowanie jej nie jest najlepszym pomysłem. Jednak potem przy samochodzie po prostu nie wytrzymałem. Musiałem to zrobić. Zwłaszcza, że po zbliżeniu na molo wydawała się zawiedziona, że nie posunąłem się dalej. Nawet mi to sugerowała. Nie wytrzymałem i ją pocałowałem.

A teraz mam za swoje.

Zauważam, że drzwi domu Reilly w końcu się otwierają. Pierwszy do samochodu podbiega Dylan, który od razu pakuje się tylne siedzenie, tuż za mną.

- Cześć Aiden! Dostałem wczoraj nową figurkę lego! Chcesz zobaczyć?

Uwielbiam tego dzieciaka.

- Jasne, mistrzu.

Po moich słowach na ustach chłopca niemal od razu pojawia się szeroki uśmiech. Chciałbym mieć w sobie choć dziesięć procent z jego entuzjazmu. Wtedy wszystko byłoby prostsze.

- Okej, więc to jest Lloyd Garmadon. Zielony ninja – wyciąga w moją stronę figurkę, wciskając mi ją w ręce. – Kiedyś był zły, ale dzięki pomocy swojego wujka i innych ninja stał się dobry. Teraz walczy ze złem – opowiada z zafascynowaniem.

- A masz też figurki tych jego kolegów?

- Mam jeszcze dwóch ninja. Poczekaj – rozsuwa swój plecak i uparcie szuka w nich pozostałych zabawek. W końcu po chwili udaje mu się znaleźć i z ogromnym uśmiechem pokazuje mi kolejne figurki. – Mam jeszcze czerwonego i niebieskiego. Brakuje mi czarnego i białego, ale rodzice obiecali mi, że jak będę się dobrze uczył i sprzątał swój pokój to może mi kupią – tłumaczy. – O, Rosie idzie!

Jego pisk momentalnie przywraca mnie do pionu. Oddaje chłopcu figurkę i podążam wzrokiem za brunetką. Po chwili drzwi samochodu otwierają się i obok mnie siada Rosalie. Ma na sobie białą, zwiewną sukienkę. I... uśmiecha się. Słyszę, że Dylan wciąż mi o czymś opowiada, ale nie potrafię się skupić. Kiwam głową, chociaż w tym momencie skoncentrowany jestem tylko i wyłącznie na brunetce, która przez ostatnie dni była jedynym obiektem moich myśli i zmartwień.

  - Ducha zobaczyłeś? – pyta po chwili. – Jak zaraz nie wyjedziemy, to spóźnię się na hiszpański, a dziś mam sprawdzian.

- Czekałem aż się przywitasz – udaję głupiego.

Shadows. Cienie pomiędzy nami. Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz