Dawno nie miałam takiego przypływu weny.
Nie sądziłam, że da się napisać aż tyle tekstu przez zaledwie miesiąc, ale jestem pełna podziwu dla samej siebie. To do mnie niepodobne, żeby walnąć trzy rozdziały w takim tempie. Jakby tego było mało, jestem z nich nawet zadowolona.
Od powrotu z Paryża zaskakująco często wychodziłam z domu, ale kiedy już do niego wracałam, ciężko było oderwać mnie od komputera.
Raz nawet spotkałyśmy się z Sam, jak tylko Emery i Peggy też skończyły swój mały urlop. Zapłaciłam wtedy za obiad i wszystkie drinki i... czułam się przy tym tak cholernie dobrze, że zaczęłam częściej korzystać z karty od Lucyfera. Nie wyrzucam kasy w błoto i nie wydaję jej na głupoty, ale wreszcie ― po raz pierwszy, od kiedy pamiętam ― mam szafę pełną nowych ubrań, które naprawdę mi się podobają, i nie zastanawiam się, czy po powrocie do domu zastanę w lodówce tylko światło.
Jest w tym coś pocieszającego i dobijającego zarazem. Tak, teraz jest świetnie, ale to sprawiło, że dotarło do mnie, jak beznadziejne było wcześniej moje życie. Przy okazji odciążam też biedną Emery ― brała nocki w domu spokojnej starości z własnej woli, ale teraz nie musi tego robić.
Jej wolne dni to dla mnie najlepszy prezent. Nie tylko dlatego, że mamy dla siebie nawzajem więcej czasu ― jest weselsza. Wydaje mi się, że chętniej wstaje z łóżka i pali mniej fajek.
No, i Peggy też ma w tym swój udział.
Polubiłam ją. Chyba nawet bardziej, niż Gabriellę ― może dlatego, że jest w niej więcej naturalności. Jest... ludzka. I przystępna. To żadna postać z Biblii, o której słyszałam wiele za dziecka. To jest recepcjonistka, która ― jak sama się nam przyznała ― wiele wieków temu też podpisała pewną umowę z Lucyferem.
Nie zdradziła nam szczegółów, sądząc, że sama już niewiele pamięta, ale finał był prosty: utknęła jako sekretarka Diabła na własne życzenie. Co ciekawe, nie narzeka. I praktycznie nigdy tego nie robiła. Jak uznała, w Piekle też trzeba czasami zaprowadzić swego rodzaju porządek, a ona lubi to robić.
Tak, czy inaczej, uwielbiam, kiedy zjawia się w naszym mieszkaniu. A ponieważ Emery przestała brać nocki, zwykle spędzamy wieczory razem. Można powiedzieć, że przez cholernie krótki czas Peggy A. Flair zastąpiła Samanthę Park w naszym małym kółeczku wzajemnej adoracji.
Sam, swoją drogą, ponoć naprawdę toczyła pianę zazdrości z pyska, kiedy Emery nie dość, że zjawiła się na spotkaniu z Peggy, to jeszcze pokazała jej moje zdjęcie z Lucyferem. W Paryżu.
Tak, czy inaczej, ciężko byłoby mi denerwować się na obecność Peggy, skoro Lucyfer nie jest lepszy. Fakt faktem zjawia się rzadziej, niż jego bliska asystentka, ale i tak poświęca mi większość swoich wolnych chwil.
― Wiedziałaś, że szatan wcale nie zabił tak wielu ludzi w całej tej śmiesznej historii? ― pytam, wchodząc do salonu z zeszytem w dłoni.
Ile minęło od Paryża? Miesiąc? A życie jest jakby... całkowicie inne.
Emery podnosi na mnie wzrok znad czytanej właśnie książki. Nie muszę wspominać Biblii z nazwy, bo ona i tak wie, o co mi chodzi.
Jest tylko jedna taka śmieszna historia, nad którą myślę ostatnio aż za dużo.
― A Bóg ile? ― zastanawia się na wydechu Em. Robi dla mnie miejsce na kanapie, więc siadam obok niej, dosłownie wciskając się w jej bok. Prysznic szumi w tle; zerkam w stronę drzwi do łazienki i odkrywam, że Peggy zostawiła je uchylone.
Czuje się tu jak u siebie, od kiedy pierwszy raz zanocowała jakiś tydzień temu.
Wymownie łypię na Emery spode łba, odpowiadając:
CZYTASZ
✔ | SYMPATHY FOR THE DEVIL
Romance𝐒𝐘𝐌𝐏𝐀𝐓𝐇𝐘 𝐅𝐎𝐑 𝐓𝐇𝐄 𝐃𝐄𝐕𝐈𝐋 ━━━━ ❛ WE'VE NEVER HEARD THE DEVIL'S SIDE OF THE STORY; GOD WROTE ALL THE BOOK. ❜ ミ☆ 𝐓𝐀𝐊𝐈𝐄𝐉 𝐏𝐑𝐎𝐏𝐎𝐙𝐘𝐂𝐉𝐈 się nie odrzuca, pomyślała sobie Joyce Stafford, gdy ściskała dłoń władcy piek...