Rozdział II

336 31 59
                                    

Kyle pov.

Stan Marsh siedzi sobie jak gdyby kurwa nic w mojej kuchni i je kolację z moją rodziną, no super zajebiście, tylko JAK SIĘ ON TU DO CHOLERY ZNALAZŁ?! Patrzę sie w niego jak zaczarowany, a on patrzy się na mnie, żaden z nas nic nie mówi, ale słyszę za to krzyki mojej matki, jak mój ojciec próbuje ją uspokoić oraz jak Ike się ze mnie śmieje. Nie jestem jednak w stanie zarejestrować żadnych słów, jakie wydobywają się z ich słów, bo jedyne o czym myślę to o tym co tu robi pierdolony Stan, czemu jest taki przystojny i o tym by nie porzygać się z emocji podkręconych alkoholem. Nie jestem w stanie uwierzyć i zrozumieć, jak to się kurwa stało, że Stan Marsh, ten Stan Marsh, mój Stan Marsh wrócił właśnie do Southpark i jest niemal na wyciągnięcie moich rąk, wystarczą dwa kroki i już będę mógł do dotknąć, przytulić, poczuć. Moje serce dalej kołata jakby chciało ze mnie wyskoczyć i wpaść w ramiona Stana, stopy przebierają w miejscu gotowe by podejść do chłopaka, usta są lekko rozchylone, czekając, aż przestane się opierać przed powiedzeniem swoich myśli na głos, do głowy podchodzi mi krew co najprawdopodobniej jest zdradzane pozostałym w postaci moich czerwonych policzków, zawsze bardzo łatwo rumieniałem i o ile na pewno miałem już wcześniej lekkie rumieńce od alkoholu tak teraz na sto procent byłem równie czerwony co moje włosy. Do moich oczu zaczęły napływać łzy, jednak przez alkohol i prawdopodobnie nadmiar emocji nie byłem w stanie nawet rozpoznać, czy są one tylko w oczach, czy też już dawno spłynęły. Dotknąłem swojej twarzy, aby to sprawdzić i dopiero gdy poczułem coś co było najprawdopodobniej glonem przypomniałem sobie jak ja wyglądam oraz, że nie jestem tutaj tylko ja i Stan. Wtedy próbuje przywrócić się do równowagi i niechętnie odwracam wzrok na moją matkę.

- Co chciałaś mamo? - pytam siląc się na jak normalniej brzmiący ton z widniejącym na mojej twarzy głupawym uśmiechem, który zawsze tam jest gdy tylko się stresuję. Pytanie widocznie rozwścieczyło moją matkę na nowo, jednak wiedziałem, że ta nie będzie chcieć robić więcej scen przed gośćmi.

- Kyle, dziecko jak ty wyglądasz. - powiedziała, starając się brzmieć najmilej jak tylko mogła w takiej sytuacji. - Idź do łazienki i się ogarnij, a potem do swojego pokoju. Dla ciebie nie ma dzisiaj kolacji.

- Dobrze mamo już idę! - powiedziałem z nutą ulgi, że nie muszę siedzieć tam z nimi na dolę i znosić obecności Stana.

- Może mój syn mógłby pójść i pomóc Kyle'owi się ogarnąć, w końcu i tak mają wiele lat do nadrobienia, a bez sensu by Stan nudził się tu z nami. - powiedziała pani Marsh, a ja nabrałem ochoty by upaść na podłogę i zacząć krzyczeć. - No Stanley, idź, zrobię ci drugą kolację w domu.

Czy wszystkie kobiety świata mają jakiś spisek by się nade mną psychicznie znęcać? Bo jeśli nie to chyba serio zaczne rozważać nie posiadanie nigdy dziewczyny. Zresztą, kto by mnie kiedykolwiek chciał skoro jestem rudy.

Niezręcznie szedłem po schodach, a zaraz za mną był Stan. Ciekawe czy patrzy mi się na dupsko. Czemu ja o tym pomyślałem? Może dlatego, że jestem po alkoholu, logiczne kurwa, bo kto trzeźwy myśli o tym czy ktoś mu się patrzy na dupsko. Muszę jednak przyznać, że jest to lepsze niż myślenie o tym co on tu robi i co sobie o mnie myśli i czy chce ze mną w ogóle wznowić przyjaźń. Chociaż nad czym ja się zastanawiam, wszystko wydaje się być logiczne. Rodzice Stana wrócili i zaciągnęli go ze sobą, postanowili, że skoro to ze mną się zawsze przyjaźnił to niech teraz zaprzyjaźni się ze mną ponownie, a on wcale tego nie chce i pewnie został zaciągnięty tu siłą, a po zobaczeniu mnie myśli sobie pewnie, że niesamowicie się stoczyłem. Z dobrego, pilnego, dosyć poukładanego chłopaka w pierdolony wrak człowiek. Głupi jestem rozważając nawet inne opcję.

Stan pov .

Gdy tylko zobaczyłem Kyle'a poczułem jakby moje serce się zatrzymało i zrobiło obrót o trzysta sześćdziesiąt stopni. Właściwie to poczułem jakby wszystkie moje wnętrzności zrobiły obrót o trzysta sześćdziesiąt stopni. Kątem oka mogłem dostrzec uśmiech na twarzy mojego ojca na widok rudowłosego, więc jednego jestem pewien - pił i to kurwa sporo. Nie żeby nie było tego czuć, ale to mnie tylko utwierdziło w tym przekonaniu. Chociaż jeśli mam być szczery tym co przyciągało mój wzrok nie były ani mokre ubrania, ani glony w jego obecnie, mokrych, ale dalej widocznie pokręconych włosach. Były to jego piękne, zielone oczy, które jednak nie miały już tego dawnego błysku szczęścia. Chociaż jeśli mam być szczerzy zniknął on zanim jeszcze wyjechałem, a także zanim się pokłóciliśmy. Zniknął, gdy zacząłem powoli spędzać więcej czasu z Wendy zamiast z nim. I to był moment w ktorym poczułem na tyle mocne kłucie serca, że musiałem się za nie złapać, jednak na mojej twarzy nie zawitał żaden grymas bólu. Byłem zbyt skupiony na obserwowaniu mojego dawnego przyjaciela. Towarzysza zabaw, kompana, super najlepszego kumpla, a zarazem człowieka, który postanowił rozwalić mój związek. Nie czułem już jednak o to złości.

Cold || Stan X KyleOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz