𝑪𝒉𝒂𝒑𝒕𝒆𝒓 𝒔𝒆𝒗𝒆𝒏//𝒕𝒂𝒓𝒂𝒑𝒂𝒕𝒚

57 6 19
                                    


Jest już połowa listopada. Cholernie nie nawidzę zimy. Wstaje rano ciemno, wracam ze szkoły ciemno. No i weź człowieku normalnie funkcjonuj jak praktycznie cały dzień ciemno i na dodatek zimno. No nie da się. Chcę już chociaż maj! W każdym bądź razie nie mogę się doczekać wakacji. Jakby to kogokolwiek dziwiło, ale oprócz tego, że nie będzie już trzeba wstawać o 6 do szkoły to w wakacje jadę z razem z Max do Californii Do Jane i jej rodziny aż na 2 tygodnie!!! No proszę was kto by nie chciał spędzić wakacji w słonecznej Californii z plażą w latach 80-tych. Tym bardziej gdy się mieszka w takiej dziurze jak Hawkins. No niestety do tego jeszcze trochę i narazie trzeba się skupić na przeżyciu w tym zakładzie dla obłąkanych (czytaj:Hawkins High School). Z Max jak zwykle spędzam multum czasu a od imprezy Eddie się do mnie nie odezwał ani razu. Dalej siedzimy z przy stoliku z Hellfire na lunchu. Ah! Zapomniałam wspomnieć że Will, brat Jane podobno jest lepszy w D&D niż Eddie. Jego postać nazywa się „Will The Wise" pomimo, że nie przepadam za D&D to szczerze bym od niego nauczyła się trochę o co chodzi w tej grze. Jednak wracając do naszego szarego Hawkins to poznałam bliżej Steve'a i Robin. Świetne duo pracujące no już nie w Scoops Ahoy ale w Family Video. Ciekawa jestem czy na wakacje wrócą do Scoops Ahoy. Mam taką nadzieję, darmowe lody same się nie odbiorą. Tak samo poznałam trochę Nancy, starszą siostrę Mike'a. Nie jakoś blisko ale wiem pare rzeczy o niej. No i to chyba by było na tyle. Mam teraz dużo sprawdzianów (i tak mam A+ lub A z każdego bez ściągania). Rodzice wciąż zostawiają mnie samą w domu prawie na cały czas, no i szczerze powiem, że to i dobrze. No i w końcu jestem choć trochę bardziej szczęśliwa bo mam Max i nie jestem sama.

♫♫♫

Piątek 7:40. Chowam do szafki moje książki i deskę. Max do mnie podchodzi i witamy się przytulasem.

- Hej Max!

- Hej Shiri!

- Jak tam dzisiaj u ciebie? Umiesz na matmę?- Oparłam się o jedną z szafek.

- Tak sobie. Wiesz, tak pomyślałam sobie, że może chciałabyś pójść na Wagary?- Max poruszyła śmiesznie brwiami.

- Czemu nie? Jebać szkołę.- Zaśmiałyśmy się obie. Poszłyśmy na skałę czaszki.

Skala czaszki to było jak narazie jedyne bezpieczne miejsce bez ryzyka przyłapania. Inne miejsca są zbyt ryzykowne, ponieważ nauczyciele kończą o naprawdę różnych godzinach. No niby mogłyśmy pójść do mojego domu bo jak zwykle jest pusto, ale jednak do domu mamy pare minut jazdy i jednak było by naprawdę duże prawdopodobieństwo, że podczas drogi jakiś nauczyciel nas zauważy. Mimo że był listopad to pogoda nie była tragiczna. Było 12 stopni, nie wiało ani nie padało. Dało się wytrzymać w grubszej bluzie i kurtce. Siadłyśmy sobie pod skałą i zaczęłyśmy gadać. W jednej chwili Max wyciągnęła coś z plecaka. Były to dwie puszki piwa Schlitz.

- Chcesz jedno? Ukradłam dziś rano z pokoju Billy'ego.- Dziewczyna zachichotała.

- A daj mi. Trzeba się jakoś odstresować.- chwyciłam za puszkę, otworzyłam ją i wzięłam mały łyk. Max zrobiła to samo. Wtedy Max zaczęła rozmowę tak randomową jak wszystko co robimy.

- Wiesz co? Życie jest naprawdę krótkie i kruche. W jednej chwili wiedziesz super życie a w drugiej wszystko ci się wali. To jest głupie.

- Tak, wiesz co jak by się głębiej zastanowić to naprawdę wszystko jest trochę bez sensu. A najbardziej dziwią mnie ludzie którzy strasznie oszczędzają i są skąpi na wszystko. Życie jest krótkie, a pieniądze są po to aby je wydawać i robić sobie przyjemności. Do grobu przecież pieniędzy nie weźmiesz. Moja opinia jest taka, że jeśli stać cię na dom, żarcie i wszystko co podstawowe to nie ma sensu oszczędzać jeśli nie robisz tego aby nazbierać na kupienie czegoś, tylko oszczędzać aby oszczędzać.- Powiedziałam po czym wzięłam ogromny łyk piwa.

𝑀𝑦 𝑙𝑖𝑡𝑡𝑙𝑒 𝑝𝑟𝑒𝑡𝑡𝑦 𝑠𝑡𝑎𝑟//𝑀𝑎𝑥 𝑀𝑎𝑦𝑓𝑖𝑒𝑙𝑑//Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz