33) Myliłam się.

5.1K 136 12
                                    

-Ty wstrętna. - Kitty uderzyła mnie piórnikiem w ramie. - Mała. - Kolejny cios. - Wredna mendo! Jak mogłaś mi nie powiedzieć!? - Zawrzała zirytowana.

-Żebyśmy się z wiadomości dowiadywali!? - Peter wbijał we mnie wściekłe spojrzenie. Kitty założyła ręce na biodra.

Jak się okazało, wybuch był na tyle poważny, że prasa szybko się dowiedziała. W mgnieniu oka dostarczyła mieszkańcom, świeżej dawki ploteczek.

-Co masz na swoje usprawiedliwienie? Przypominam ci, że wczoraj rozmawiałyśmy. Miałaś świetną okazję. - Wydęła wargę z niezadowolenia.

-Wiesz, jak rodzice się martwili?

Oj wiedziałam doskonale, rano dostałam niezłą i długą pogadankę. Wolałam więcej jej nie powtarzać.

-Macie racje. Powinnam o tym wspomnieć, ale nie chciałam nikogo martwić. -Wyprostowałam się, unosząc wysoko głowę. - Z resztą postawcie się na moim miejscu. Miałam za dużo wrażeń jak na jeden dzień. - Poparzyłam na nich błagalnie, widziałam, że oboje zmiękli. - Obiecuję, że następnym razem powiem od razu.

-Oby więcej „razy” nie było. - Wymamrotał Pet, po czym porwał mnie w ramiona. Kitty również się przyczepiła. Staliśmy na środku szkolnego korytarza, ściskając się jak trójka wariatów.

-Jaki uroczy widok, co gorsza, beze mnie. - Oderwaliśmy się od siebie, spoglądając na Marco.

Przywitał się ze wszystkimi zwykłym żółwikiem i albo mi się przewidziało, albo w moją stronę puścił oczko. Postanowiłam udać, że wcale tego nie zauważyłam.

-Wiedziałeś, że Mir miała kolejny wypadek?

-Prawie, miała. - Uściślił. - Wiedziałem, to dzięki mnie żyje. - Pochwalił się, a ja spojrzałam na niego niepewnie. Miał rację, ale pewność siebie pobrzmiewająca w jego głosie, sprawiała, że zaczęłam się niepokoić.

-Jak to „Dzięki tobie”? - Peter, spojrzał na niego twardo. Przeszył wzrokiem całą jego sylwetkę. Kitty też jakby spoważniała.

-Przypadkiem. Miałem kupić prezent dla koleżanki na urodziny. Zobaczyłem Mir i poprosiłem, żeby mi pomogła. Samochód wybuchł, gdy wracaliśmy.

-Jakie urodziny i dlaczego opowiadasz o tym tak spokojnie? - Peter, zacisnął pięści. - Ona mogła zginąć.

-Na szczęście byłem w pobliżu. - Wypowiedział przez zaciśniętą szczękę. - Co do urodzin, to skomplikowane. - Podszedł do mnie, zsunął plecak i zaczął go przeszukiwać. - Nie odbędą się, więc proszę. To dla ciebie, u mnie by się zmarnowały. - Wyjął perfumy i wepchnął mi je w dłonie. Wcześniejszy gniew nagle z niego wyparował, a na usta wpłynął uśmiech. Nie wiem, jak powinnam to odebrać, trochę sztucznie, ale odwzajemniłam uśmiech.

-Może jeszcze będą potrzebne? - Zaczęłam.

-Nie, weź je. Mnie są zbędne. - Zarzucił plecak, wsunął dłonie w kieszenie i popatrzył na wciąż zniesmaczonego Petera. - Chodź, zaraz spóźnimy się na lekcje. - Mój brat ciskał w niego piorunami. Rzucił krótkie ,,Do potem” , wyciągnął rękę w stronę blondynki, ale szybko ją wycofał i ruszył za nim.

W międzyczasie zauważyłam, że Kitty przestała się odzywać. Coraz mocniej mnie to martwiło. Nie chciałam, żeby cierpiała, a już na pewno nie przeze mnie. Jednak gdy spojrzałam w jej oczy, nie widziałam miłości, bólu, czy zauroczenia względem Marco. Dostrzegłam, że pusto wpatrywała się w podłogę. Przetarła wierzch nosa palcami.

-Nie rozumiem. - Zaczęła w końcu, stając przede mną warzą w twarz.

-Kitty, ja…

-Nie o ciebie chodzi. To po prostu dziwne. - Wyjęła telefon z kieszeni. - Jeszcze wczoraj mówił, że nie może z nami wyjść, bo musi pomóc dziadkowi. Spójrz, nawet o tym pisaliśmy. - Pokazała mi wiadomość. - Jego dziadek mieszka w innym mieście, więc co robił pod firmą, twojego męża?

Black Lady // ZAKOŃCZONA //Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz