dziesięć

72 11 14
                                    


    Pożal się Boże nad nami.
Poświęć każdego człowieka, cośmy mu krzywdę wyrządzili,
zamknij usta tym, którzy mówili o nas dobre kłamstwa,
wyciągnij nas z przykrej głębi, w którą żeśmy wpadli,
i proszę ja ciebie, nie ślij nas do grobu, nim nie pokochamy się właściwie.

    W pierwszy tydzień, kiedy Koko odstawiał psychotropy, alkohol i amfetaminę, wziąłem w pracy wolne. Bałem się, że gdy tylko wyjdę z domu, przećpa się na śmierć. Chodziłem za nim wszędzie, byleby mieć pewność, że jest bezpieczny. Sprzedawałem prochy u jego boku, do sklepu po fajki szliśmy za rękę, pod prysznic wchodziliśmy razem. Zawsze przy nim, zawsze obok niego. Kochaliśmy się wieczorami ze łzami w przekrwionych oczach. W płaczu śmiałem się i mówiłem mu, że jeszcze będzie w porządku. Całował mnie delikatnie, jakoby bał się, że się rozpłynę.

    Doprawdy, pożal się Boże.

    I skoro ja stosowałem przynamniej ułamek diety przepisanej od lekarza w momencie stwierdzenia anemii, on jadł jak ja. I wyglądał zdrowiej; może nawet przytył dwa, trzy kilogramy. Miał za dnia więcej siły, nie usypiał już po południu. Powoli znikały mu białe plamy z paznokci, włosy poprawiały, oczy nie były już takie podkrążone.

    Jedynie w momentach paranoi potrafił uderzyć mnie w twarz czy brzuch. Potrafił wrzeszczeć, że on to wszystko pierdoli, że chce umrzeć zaćpany, że nie ma ani odrobiny woli życia i oby spadł ze schodów i skręcił sobie kark. Wysłuchiwałem jego wrzasków do końca, a później przypominałem mu, że jest kochany i ani chwili dłużej nie musi się bać, że zostanie bez niczego. Wrzaskiem odpowiadał, że w chuju ma całą tą moją miłość, że jestem jeszcze gorszy niż ci wszyscy, co mówili mu, że nigdy nie powinien się urodzić.

    „Jeżeli chcesz krzyczeć, krzycz. Ale nie kłam. Mów samą prawdę i to, co naprawdę myślisz, a nie to, co najefektywniej da ci upust. Bo wcale tak nie myślisz" mówiłem mu i albo zanosił się płaczem, albo do wieczora siedział skulony w kącie i nie odzywał się aż do świtu. Ciekawe, czy on sam wiedział, co było jego prawdą, taka najbardziej rzeczywistą — codziennością i najprawdziwszymi myślami. Koko nie miał pojęcia, co myślał, kogo kochał, czego pragnął i potrzebował. A potrzebował odrobinki spokoju. Naprawdę szczypty.

    Skutki nagłego odstawienia amfetaminy żarzyły jego skórę na popiół. Był w okruszkach. Chodził senny, skarżył się na ból głowy i brzucha. Wymiotował co drugi dzień, a krew z nosa leciała mu przynamniej raz w ciągu doby. W tamtym czasie nauczyłem się nosić chusteczki w kieszeni bez przerwy i jak dobrze spierać krew z ubrań.

    I mimo jego słów, mimo wrzasków i nabijania na mnie fioletowych siniaków, potrafił usiąść obok mnie na kanapie czy łóżku, objąć moje wątłe ciało, włączyć film na telewizorze. Wieczorami opowiadał mi zmyślone bajki, gdy go o to poprosiłem. Miał obskurny, ohydny i pijacki głos, a ja słuchałem go do snu i do znudzenia. Zasypialiśmy pod czystą pościelą, w czystym mieszkaniu, nie na lekach ani nie naćpani — niegdyś nawet bym o tym nie pomyślał. Śmiałbym się z nas, wiedząc, że i tak ulegniemy ponownemu wciąganiu prochów.

    A jednak, usunęliśmy numery do dilerów, w żadnym pokoju nie mieliśmy nawet alkoholu. Tylko proszki, które Koko sprzedawał, ale ich nie ćpał. Po tygodniu poprosiłem go, by zrobił dla mnie narkotest nawet jeżeli miałem prawie że pewność, że jest czysty. I zrobił test i wyszły wszystkie kreski. Koko był czysty. Jak łza.

    Kataklizm zniszczył nam skórę, włosy, organy, codzienność i głowy; a my, dzieci ognia i płomieni, zgasiliśmy cały ten żar kilkoma kroplami łez.

    Płakaliśmy.



—————————————
uważam to za oficjalny koniec „kataklizmu", nawet jeżeli konkretny los chłopców nie został w stu procentach określony. książka od początku nie miała być długa, chciałam po prostu opowiedzieć szybką historię, może zamieścić tu parę moich głupich myśli. jest to chyba pierwsza moja praca, w której ćpanie nie zakończyło się totalnym zgubieniem bohaterów i z całego serca potrzebowałam przedstawić ten problem w takim świetle i z takim końcem.

dziękuję każdemu, kto dotarł aż tutaj <3

Kataklizm ||Kokonui||Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz