1. Trochę się... najebaliśmy...

518 24 52
                                    

Paręnaście lat później, kiedy to Alhaitam i Kaveh ukończyli studia, a Alhaitam pozostał na pozycji Skyrby

PERSPEKTYWA ALHAITAMA

Nadszedł kolejny dzień w Akademii.
Byłem już okropnie znudzony mieszkaniem w budynku Akademii w którym miałem swoje biuro, swoją posadę Skyrby i gdzie toczyło się w sumie moje całe życie.

Byłem nieco przytłoczony, kiedy przyszło mi żyć z tymi wszystkimi ludźmi naraz, nawet nie mając swojego cichego miejsca. Upragnionego spokoju.

Czasami gdy schodziłem długimi ścieżkami z Budynku Akademii przez malownicze ogrody, dostrzegałem pewien nie za duży nie za mały dom.

Zastanawiał mnie fakt czy ktoś tam mieszka.

Wiecznie zasłony zasłonięte. Światło nigdy się nie świeciło, i tak w sumie wyglądał na porzucony.

Kiedyś udało mi się zapytać jakąś sąsiadkę czy ktoś tam mieszka...

I od tego momentu, gdy powiedziano mi że nikogo tam nie ma, a budowla jest w miarę młoda, zacząłem walkę o nowe mieszkanie i lepsze życie.

W ciszy i mojej przestrzeni osobistej.

Minęły jakieś trzy tygodnie ciągłych rozmów z właścicielem i dogadywania szczegółów.

Lekko wkurzony że znowu się nie wyspałem, wszedłem do mojego biura i zasiadłem przy stercie zaległych dokumentów z zeszłego tygodnia. Poprosiłem jednego z moich podopiecznych aby zrobił mi kawy.

Chwyciłem kubek z napisem „THE BIGGEST DICK IN SUMERU" spojrzałem się bez nadziei na mojego podopiecznego, który miał uśmiech od ucha do ucha.

- Idź już do roboty - powiedziałem stanowczo, na co ten poszedł od razu do swojego biurka w bibliotece

Upiłem łyka, i aż prawie mi wywaliło oczy z orbit, ale zachowałem poker face i bez żadnych emocji połknąłem strasznie gorącą, strasznie gorzką i mocną kawę. Obrzydliwą kawę.

Zanim zacząłem wstawać z krzesła, z zamiarem podlania mojej palmy nową dawką kofeiny, którą dostałem w tej obrzydliwej kawie, do pokoju weszła moja sekretarka.

- Dzień dobry Alhaitamie.

- Witaj, czego potrzebujesz? - odpowiedziałem znudzony już na sam widok mojego gościa.

kobieta usiadła na krześle naprzeciwko mnie

- Ahh dzisiaj znowu przyszedł ten blondyn domagając się mieszkania w akademii... - powiedziała podpierając głowę ręką i mocno wzdychając - Już raz go wyrzuciliśmy... Teraz domaga się znowu mieszkania, ciągle tłumacząc się jakie to wredne że tyle zrobił dla akademii, a my nie jesteśmy mu w stanie zapewnić mieszkania dwa metry na dwa...

- To dziwne bo nawet nigdy nie miałem tego nieszczęścia z nim porozmawiać na temat mieszkania. - zaśmiałem się, nawet nie kojarząc o jakiego pizdusia chodzi sekretarce... - Zawsze jestem gdzieś na jakiejś robocie gdy on się magicznie zjawia. - przewróciłem oczami

- Tak legendarny Kaveh którego nigdy nie widziałeś... albo widziałeś ale go nie pamiętasz czy on Cię w ogóle nie obchodzi....

Jakby, w momencie kiedy ona gadała coś o tym blodnynie, szeleścily mi kartki od wiatru który gdzieś nagle tam się zjawił. Pieprzony Venti... Nie słuchałem jej nawet wcale, wiedziałem tylko że pierdoli o blondynie.

- Wiesz o tym że się wyprowadzam...? Pewnie on zajmie mój pokój w akademii - rzuciłem tak, aby miała coś do myślenia i żeby nie było że jej nie słucham

~Współlokator~ | KavethamOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz