-Boże dopomóż.
-Bóg was ukarze, a my was do niego dostarczymy. - powiedziałam, kucając nad zakrwawionym mężczyzną. Był już prawie nieprzytomny, a jeszcze próbował szczekać.
Nienawidziłam takich ludzi. Znęcali się nad swoimi bliskimi, bijąc, gwałcąc i bawiąc się ich uczuciami. Zwykłe psy, które za dużo warczą, a później zostają uśpione. Tym właśnie się zajmowałam. Tropieniem i pozbywaniem się uszczerbków z naszego miasta. Dla nas była to czysta zabawa, a dla ludzi jedna wielka otucha. Ich postrachy zostały zgładzone, przez najwyższe organy.
Przez Stillerów.
-Dokończcie zabawę, ja spadam. - rozkazałam, patrząc na wyświetlacz, gdzie widniało połączenie od Alex. Nie myśląc długo, odebralam.
-Cześć piękna.
-Cześć, czego dusza szuka?
-Wyskoczymy dzisiaj na kawę. - zapytała z troską, której tak bardzo nienawidziłam.
Od sytuacji z Williamem minął rok, a wszyscy moi bliscy zachowywali się, jakbym była ze szkła. A prawda była taka, że nie byłam, taka, jak dawniej. Byłam czystą furią, pod postacią zwykłej dziewczyny. Nie zliczę, ile ludzi zamordowałam. Ile czasu spędziłam na strzelnicy i lekcjach walki. Byłam maszyną do zabijania i przywódcą najsilniejszej jak na ten moment grupy gangsterskiej w mieście. Byłam potomkinią Davida Vallena.
Już nie bałam się wymawiać jego imienia. Nie bałam się niczego. Wszystko było mi obojętne. Szare i ponure. Nie takie, jak kiedyś i nigdy takie nie będzie.
Nie jestem już tamtą dziewczyną.
-Nie dam rady, mam dużo papierów do ogarnięcia. - powiedziałam, wyciągając kluczyki z tylnej kieszeni jeansów.
-Wymówki, wymówki, znowu te wymówki.
-To nie wymówki, naprawdę nie mogę.
-Przepracowujesz się, to nie jest bezpieczne.
Alex od dawna wiedziała co się ze mną działo. Widziała moją przemianę i jako jedyna pomogła mi wstać. Byłam słaba. Pierwsze tygodnie spędziłam, egzystując. Miałam depresję w depresji. Nie jadłam, nie piłam, nie ruszałam się. On uderzył mnie w najsłabszy punkt i odszedł. Tak bez słowa wsiadł do auta, odjeżdżając. Siedziałam oparta o murek całą noc. Płakałam, krzyczałam, wyrywałam z głowy włosy. Nikt nie wiedział, co się ze mną dzieje. Na szczęście Patrick powiedział Alex, gdzie mnie znajdzie, a ta pomogła mi ze wszystkim.Nauczyła mnie znowu oddychać. Po raz kolejny.
Nie była zadowolona z mojego wyboru. Postanowiłam zawalczyć, wspiąć się na szczyt i zmierzyć się z Sandersem. To była moja obsesja. Chciałam go zniszczyć, pozbawić resztek człowieczeństwa tak jak on. Chciałam poznać jego najgłębsze sekrety i poczuć smak odpływającej z jego twarzy kolorów. Chciałam zemsty. Takiej soczystej.
Ale on wyjechał.
Ślad po nim zaginął. Przeszukałam bazy, kamery w zasięgu kilkuset mil, ale był duchem. Jakby rozpłynął się w powietrzu. Musiałam czekać. Wypytywałam gangowych informatorów i jego przyjaciół, ale nikt nie wiedział, gdzie jest. A umiem być bardzo przekonująca.
-Spokojnie, wszystko gra. Dzisiaj luźniejszy dzień w biurze. Słuchaj, muszę kończyć, wsiadam do auta.
-W porządku, to cześć.
-Na razie.
Odpaliłam silnik i wyjechałam z podjazdu. Przyspieszyłam, włączając jakąś toksyczną piosenkę. Nic nie poradzę, że takie mi się podobały. Przecież byłam równie zniszczona, jak one.
Kochałam szybką jazdę, mogłam się odprężyć i poczuć się, jak w szybkich i wściekłych. Byłam przecież najniebezpieczniejszą kobietą stąpającą po Oakland. Każdy głupi wiedział, że lepiej ustąpić mi drogę. Podniecała mnie ta liga, ten status, mogłam pozwolić sobie na więcej i to bez zbędnych konsekwencji.
Po parędziesięciu minutach wjechałam na podjazd BladeClubu. Widziałam kiwające głowy, witające mnie otwarcie i nim wyszłam z pojazdu, przy drzwiach znalazła się Davina. Moja mentorka, nauczycielka, która pokazała mi ten świat. Byłam jej bardzo wdzięczna. Jako jedyna od początku we mnie wierzyła i poprowadziła na samą górę.
-Ronnie, na półce masz nowe informacje o tym zakalcu Hermanie.
-Dobra robota, masz na dzisiaj wolne. Możesz iść odpocząć, razem z małą Lily.- dotknęłam jej rosnącego powoli brzuszka.
Niektórzy mają szczęście.
-Nie, jeszcze chwile posiedzę i ogarnę grafik.
-No dobrze tylko nie przepracowuj się. To nie zdrowe dla dziecka. - dotknęłam jej policzka, uśmiechając się lekko.Po chwili odeszłam, wchodząc do klubu. W końcu był tu porządek. Ostry remont, kuloodporne okna, czystość, schludność i porządni ludzi chcący, jak najlepiej dla miasta. Tego właśnie potrzebował ten gang. Mój gang. Uśmiechnęłam się do niskiej brunetki za barem, kierując się do mojego biura. Odkluczyłam drzwi, rzucając torbę, na najbliższą kanapę. Usiadłam na skórzanym fotelu, patrząc na plik kartek ułożonych na środku.
Zaczęłam je przeglądać. Nic nadzwyczajnego, pijak, bije żonę, nie ma dzieci, ale molestuje inne. Kolejny do sprzątnięcia. Jak można tak traktować kobietę? Jak nic nieznaczące gówno. Czemu większość takich śmieci to właśnie faceci? Myślą, że wszystko im wolno, a to bzdura. Nikt nie jest ponad człowiekiem.
Nie chcąc się bardziej zagłębiać w jego historię, wyciągnęłam telefon i wybrałam numer.
-Za dwadzieścia minut w Kissel Uptown
***
Przez jasne zasłony przebijało się światło księżyca. Wielkie łóżko, na którym leżał Gabriel, stało na środku pomieszczenia, doskonale gospodarując przestrzeń. Patrzyłam na basen, dokładnie na jego taflę, gdzie odbijały się pobliskie wieżowce. Piękny widok uspokajał mnie, bo wiedziałam, że robię źle, zawsze tak myślałam.
Ale uparcie myślałam, że o nim zapomnę.
Oprócz nienawiści czułam smutek, rozżalenie, gniew. Wiedziałam, że nie zapomnę, bo nie da się zapomnieć. Można jedynie poczekać. Rany nie przestaną boleć, ale będą blednąć, zostawiając tylko uszczerbek, bliznę, która będzie zawsze o sobie przypominać.
Wzięłam głęboki wdech, po czym odwróciłam się do mężczyzny. Powoli sunęłam do przodu, pewnym krokiem. Przy okazji ściągnęłam wszystkie ubrania, które jeszcze parę sekund temu miałam na sobie. Mężczyzna z szerokim uśmiechem przyglądał się moim ruchom.
Uwodzenie, ostatnimi czasy wychodziło mi niesamowicie.
Uśmiechnęłam się złowieszczo, jedną nogę przekładając nad biodrami mężczyzny. Ten nie protestował, lecz zaczął całować moją szyję, zostawiając mokrą ścieżkę, aż za moje ucho. Nagle przybliżył wargi do moich, a ja przekrzywiłam głowę w drugą stronę.
-Znasz zasady.
Nikt nie mógł mnie całować. Nigdy na to nie pozwalałam. Nikt nie był i nie będzie godzien, posmakować całej mnie. Ten przywilej został im odebrany rok temu.
Mężczyzna wysłuchał mnie, po czym uniósł, kładąc na plecach. Warknęłam, przekrzywiając się na brzuch.Nienawidziłam, patrzeć na mężczyzn podczas stosunku. Było to całkiem zbędne, wolałam ponieść się emocją, a może zapomnieć, że każdego mężczyznę porównywałam właśnie do niego?
Gabriel poruszał się szybko i mocno, dokładnie tak, jak lubiłam, krótko, ale porządnie. Tak by moje ciało zalała fala przyjemności, choć na chwilę. Lubiłam go, nie cackał się, jak większość, bojąc się, że mogę im zrobić krzywdę, lub trzymać gnatka w majtkach. On nie czekał i nie narzekał. On działał, a mnie to zadowalało.
Poczułam, jak dał mi mocnego klapsa, na co uśmiechnęłam się lekko. Przycisnął moją głowę do materaca, przez co czułam zderzenia naszych ciał. Przyjemnie - pomyślalam. Po chwili szarpnął mnie za włosy, tak, że pewnie kilka z nich zostały mu w dłoniach. Nie chciałam narzekać, tylko ponieść się przyjemności, takiej nieszczerej, ale przyjemności.
Po kilku minutach oboje odpłynęliśmy, a mężczyzna opadł na moje plecy, nadal będąc we mnie. Oddychał głęboko, tuż przy moim uchu.
-To było...
-Niesamowite? - skłamałam.
-Tak... - szepnął, całkiem pewny, że szczerze mu odpowiedziałam. - Ronnie?
-Hmm?
-Zrobisz mi malinkę?
-Jak tak bardzo chcesz malinki, to idź sobie do supermarketu

CZYTASZ
Drizzle
RomancePoznałam cię w momencie, gdy byłam silna, nie poddawałam się, byłam bezpieczna, jak i również wiedziałam, czego chcę. Teraz wszystko się zmieniło. Nie jestem już tą samą osobą. W jednej chwili jestem istnym wulkanem - aktywnym, działającym, żyjącym...