7. Kłamstwo

282 5 2
                                    



Gdy stoję na pograniczu oceanu, czuje niewyobrażalna wolność. Wszystko wydaje się takie błogie, beztroskie. Szum fal, morska bryza i potężna siła natury sprawiają, iż czuje się połączony z tym miejscem. W jednym momencie czuje piasek, czuje wodę, która zalewa mi stopy, w drugim oderwanie od rzeczywistości, zanurzenie się w pięknie natury. Gdy patrzę w dal, widzę rozciągający się horyzont, zlewanie się wody koloru błękitnego z turkusowym. Czuje przyjemność i głębokie osłupienie.

Po prostu głębokie odetchnienie.

-Pięknie tu. - usłyszałam znajomy głos, na co kącik ust podniósł się do góry.

Zagrajmy w moją grę skarbie.

-Też tak myślę. - Nie oderwałam wzroku od horyzontu, ciesząc się widokiem. A może chcąc zrobić mu na złość?

Mało istotne.

-O czym chciałaś porozmawiać?

-O nas. - szepnęłam, otulając się szczelniej beżową bluzą.

-O nas? - zapytał zdziwiony. - Co masz na myśli?

-Bardzo mnie skrzywdziłeś. - powiedziałam, odwracając się w jego stronę. Od razu poczułam przeszywający wzrok mężczyzny do takiego stopnia, iż przez moje ciało przeszedł dreszcz. Był nieufny. Zapewne zastanawiał się, do czego dążę. - Niewyobrażalnie mocno, ale nie mogę uciec tego, co czuje. A czuje cholernie dużo... Boję się dać Ci drugą szansę, ale wiem, że jeśli tego nie zrobię, wywołam w sercu wielki bunt.

Spojrzał na mnie czarnymi oczyma, lustrując moją twarz. Był taki jak zawsze - idealny, nawet przez rok, nie potrafiłam inaczej go określić. Mimo masek, które zakładał, widziałam w nim małego zagubionego chłopca, chcącego odnaleźć własną tożsamość.

-Wiem, że będzie Ci ciężko. Myślę jednak, że to, co się stało, dało nam wystarczającą lekcję. Nie możemy się opierać temu, co czujemy.

-Tylko, ja nie wiem, co czuję. Pogubiłam się. - Chłopak podszedł bliżej, chwytają mnie za ramiona.

-Spójrz na mnie. - wykonałam polecenie, wtapiając się w jego oczy. - Też jestem zagubiony, ale wiem jedno, jesteśmy tylko ludźmi, którzy popełniają błędy. Będzie dobrze, ponieważ ludzie tacy, jak ty potrafią błyszczeć nawet ze złamanym sercem.

-A co jeśli światło dawno się wypaliło?

-Wtedy musisz odnaleźć zapalniczkę i dopilnować, żeby na nowo zapaliła świecę.

-Gdzie ją znajdę? - zapytałam od razu, pocierając zmarznięte ręce.

-W głębi serca.

***

-Tak mi powiedział.

-A ty co na to? - zapytała Davina, obserwując, jak grzebie w stercie papierów.

-Że moje serce otacza mrok, a zapalniczka dawno zgubiłam.

-Mocne słowa.

-Byłam zbyt zmęczona, żeby kłamać. - westchnęłam, przekładając kartki w dzienniku. - Może to zły pomysł, ale nie umiem tego zatrzymać. Karma to suka. A ja nią jestem.

-Nie powiem, że dobrze robisz. Na twoim miejscu, zostawiłbym to tak, jak jest. Zniszczyłbyś go samą obojętnością.

-Ale ja chce go zniszczyć jeszcze bardziej. Dawniejsza Ronnie zbyt wiele czuła, a ja nie czuje niczego innego prócz nienawiści.

-To zniszczy cię, bardziej niż wtedy.

-Możliwe, ale nie zamierzam zostawić tego bez echa. Większość ludzi nienawidzi gorzkiej prawdy i kocha złudzenia. Ja wole przykleić plaster na ranę, udając, że nie jestem tak załamana życiem, żeby walczyć dalej.

-Hm... A co jeśli plaster się odklei?

-Będę krwawić, do momentu, aż nie stracę reszty sił.

-O czym plotkujecie? - zapytał Hunk, wchodząc do pomieszczenia. Uśmiechnął się szeroko, ale widząc nasze miny, zbladł. - Nie mówcie, że go zabiłaś.

-On żyje, ale Ronnie niedługo przestanie, ze swoim podejściem.

-Nie dramatyzuj. - warknęłam, patrząc na nią spod okrągłych oprawek.

-Nie dramatyzuje. Stwierdzam fakt.

-Stwierdzasz, coś, co jeszcze nie nastało i nie nastanie. Wiem, jak o siebie zadbać.

-Kochanie, ale nie wiemy, czy on nie ma podobnych zamiarów co wtedy.

-Wtedy go zabije.

-A ja go zakopie! - wtrącił się podekscytowany. - Już nawet wiem gdzie.

-Oh możecie, choć na chwile być poważni.

-Jestem poważna.

-Jestem poważny. - powiedzieliśmy w tym samym czasie.

-Powiedzmy, że wam wierzę, ale pamiętajmy, że ma przyjaciół, którzy wejdą za nim w ogień. Pamiętacie przecież, co było w Los Angeles. To nie skończy się dla nas dobrze.

-Mamy przecież całą armię. - powiedział dumnie, przyglądając się złotowłosej. - Co to dla nas zabicie kilku bachorów.

-Nie zapominaj, że człowiek zdesperowany i zmobilizowany, jest groźniejszy niż cała armia.

-Przestań pieprzyć mamusiu.

-Chciałbyś pojebie. - wrzasnęła kobieta, podnosząc się, wskazując na niego palcem.- Zaraz ta mamusia może pokazać Ci twoje miejsce!

-Spokój! - krzyknęłam, a oni spojrzeli na mnie zdezorientowani. - Obydwoje macie racje. Muszę być ostrożna, ale mam już plan.

-Jaki?

-Zobaczycie.

-Mów do cholery! - uniosła się.

-Zapominasz, chyba z kim rozmawiasz. - odpowiedziałam spokojnie.

-Przepraszam.

-Nie ważne. Hunk?

-Tak?

-Co z tą dziewczynką, która straciła matkę?

-Nie możemy jej zlokalizować, jej ojciec dobrze ją ukrył.

-Tego się obawiam, może być za późno.

-Znajdziemy ją. Choćby miał przeszukać całą Kalifornię.

-W policyjnych aktach piszę, że matka uciekła z nią, gdy ta była jeszcze dzieckiem. Chciała uratować ją przed ojcem tyranem, który znęcał się nad nią od dłuższego czasu. Pięć lat walczyła o wyłączną opiekę. Są jeszcze zdjęcia z jej pobicia. - Na głowie dziewczynki były szwy, a sama miała poobijane ciało. - Jak można tak traktować matkę z dzieckiem?

-Gdyby mój Harry tak się zachował, zamordowałabym go na miejscu. - powiedziała śmiertelnie Davina.

-Dobra. - westchnęłam głęboko, opierając się rękami o biurko. - Wyślijcie Sarę na przeszpiegi na miasto, tylko Hunk daj jej pistolet dla bezpieczeństwa i zamontuj w słuchawce lokalizator. Czuje, że to nie będzie łatwa sprawa.

-Podejrzewam, że ma za sobą ludzi.

-Dlatego musimy ją ubezpieczyć, nie chce stracić najlepszego szpiega.

-Rozumiem. Zaraz się tym zajmę.

Powiedział, kierując się do wyjścia. Zatrzasnął za sobą, a w pomieszczeniu zostałyśmy tylko my dwie. Obie byłyśmy lekko zdenerwowane całą sytuacją. Szukałyśmy dziewczyny od kilku dni i ani jednej poszlaki. To nie jest normalne, że mężczyzna zabił swoją byłą żonę, porywając córkę, zapadając się pod ziemię. To musiało mieć drugie dno. Tylko jakie?

Ta sprawa śmierdziała na kilometr. Tylko ja nadal nie wywęszyłam, o co dokładnie w niej chodzi. Dobijało mnie to dość mocno. Chciałabym, żeby Jenna, bo tak nazywała się dziewczyna, była już z nami.

-Jest jeszcze jedno wyjście Ronnie. - przeciągnęła kobieta, obserwując mnie poważnym wzrokiem.

-Mów.

-Może Sanders i jego przyjaciele, by nam pomogli.

-To oznaczałoby, że muszę zaprosić go tutaj. Wiesz, że ludzie za nim nie przepadają.

-Nic nie zrobią bez twojej zgody.

-Znalazłyby się takie gagatki. Ale masz rację, potrzebujemy ich pomocy.

-Czyli postanowione.

Wtedy nie wiedziałam, jaką cenę będę musiała za to zapłacić.


DrizzleOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz