8. Współpraca

339 7 5
                                    



Stałam przed budynkiem z lekkim podenerwowaniem. A co jeśli odmówi? Nie mogę zaprzepaścić takiej szansy. Szansy na uratowanie bezbronnej osoby. A może zawiezienia naszej relacji? Sama nie wiem, później się tym zajmę. Teraz najważniejsza jest Jenna.

Potwornie potrzebuję tej pomocy, potrzebuje jej do tego stopnia, że nie umiem swobodnie oddychać. Muszę jej pomóc, ponieważ jest tak samo sama, jak byłam ja. To już nie o mnie chodzi. Nie mogę stracić ponownie kogoś, kto nie zasługuje na zło tego świata. Nie teraz, nie, gdy jestem, kim jestem.

Jestem Ronnie Vallen, pogromcą tyranów.

Podeszłam do drewnianych drzwi. W momencie, gdy miałam zapukać, zauważyłam, że kamera, która skierowana była na podjazd, zwróciła się na mnie. Nie trwało to długo, bo po kilku sekundach drzwi się otworzyły, a przed nimi stanął Patrick. Uśmiechnięty od ucha do ucha, tak że jego osoba rozjaśniłaby najciemniejszą drogę Oakland.

-No cześć wiedźmo.

-Cześć głupku. - uśmiechnęłam się szeroko, wiedząc, że na niego zawsze mogłam liczyć. Od początku, gdy po raz pierwszy się poznaliśmy nasza więź stała się taka silna. Tylko jemu z całej ten bandy byłabym w stanie zaufać w stu procentach, bo właśnie taki był Patrick, takim cudownym człowiekiem był.

-Co cię sprowadza w moje skromne progi? - zaśmiał się, uchylając szerzej drzwi, pokazując tym gestem, żebym weszła.

-Muszę porozmawiać z...

-Słucham. - usłyszałam za sobą głos, dla którego tu dzisiaj przyjechałam.

Musiała wziąć głęboki i oddech, żeby dodać sobie większej pewności siebie. Od tej decyzji zależało życie tej dziewczyny. Wiedziałam bowiem, że bez niego nie odnajdziemy jej. Całą noc rozmyślałam nad tym pomysłem. Wyliczyłam chyba wszystkie za i przeciw zdając sobie sprawę, że sama dużo nie zdziałam.

Czasami ciężko przyznać się do tego, że potrzebujemy kogoś pomocy.

-Potrzebuje pomocy w... - spojrzałam zza niego, widząc, że wszyscy stoją, przysłuchując się naszej rozmowie. - w pewnej sprawie.

-Vallen wykrztuś to. - dodał Fanke, podnosząc lekko głos. Cóż nawet on nie był zadowolony z mojej wizyty.

-Pewien człowiek zabił swoją żonę, porywając córkę. Jest nieobliczalny. Ona ma tylko siedemnaście lat.

-Mówisz o Jennie Owen? - zapytał, obserwując moją postawę.

-Skąd wy... - powiedziałam, zanim zerknęłam na salon. - Wy również jej szukacie. - stwierdziłam, lustrując stół, na którym walało się pełno papierów.

-Wow Ruda, w końcu zaczęłaś myśleć. Chodź. - powiedziała Valentina, wchodząc do pomieszczenia. Usiadła wygodnie na kanapie, przyklepując poduszkę, pokazując w ten sposób, żebym usiadła. - Nie tylko ty łapiesz przestępców.

-Macie jakieś poszlaki?

-Niejedną, ale każda prowadzi w ślepą uliczkę. Zawsze się spóźniamy. Mężczyzna jest bystry, wie, że go szukamy. Ulatnia się właśnie wtedy, gdy go namierzamy. Zasraniec ma pewnie za sobą ludzi.

-Nie zdziwiłabym się. - usiadłam obok niej, chwytając dokumenty, ze śledztwa, których nie mogliśmy znikąd zdobyć. Już wiem czemu.

-Pewnie wiele ludzi. To kwestia czasu, aż ich znajdziemy, ale jeśli mamy do czynienia z gangiem, może być nam ciężko. - westchnęła. - Na początku myśleliśmy, że to ktoś od was. Mieliśmy was na oku, dopóki nie zdaliśmy sobie sprawy, że to nie jest możliwe, żebyś pozwoliła podwładnym na coś takiego.

-Czekaj, czekaj. Wy myśleliście, że to my?

-Nie raz. - odezwał się Tony, zerkając na mnie podejrzliwym wzrokiem. - Ale podczas poszukiwań, nasi informatorzy odkryli, że wy zajmujecie się szukaniem takich, jak on.

-Czyli nas szpiegowaliście?

-Nie było łatwo, ale tak. - Franke, podał mi szarą teczkę, otwierając ją na pewnej stronie. - Musieliśmy sprawdzić każdy krok.

Na zdjęciach widać było BladeClub w nocnym obiektywie. Każde zdjęcie było z innej perspektywy. Widać na nim było nawet okno mojego gabinetu, w którym siedzę przy biurku, rozmawiając z Daviną.

-Muszę kurwa wzmocnić ochronę.

-Przy okazji zabiliśmy kilku ludzi, którzy również was obserwowali.

-Że co proszę? Dlaczego ja nic o tym nie wiem?

-No wiesz, nie było okazji spotkać się na kawce i ploteczkach. - wtrąciła Val sarkastycznie. - Co wiesz o tym mężczyźnie?

-Około czterdziestki, metr siedemdziesiąt, kiedyś był ochroniarzem w różnych supermarketach, dlatego bez problemu obezwładnił żonę. Musiał długo się do tego przygotowywać, drzwi były w nienaruszonym stanie, tak jakby miał do nich klucze, albo świetnie radzi sobie otwieraniem zamków.

-To oznacza, że to nie było przypadkowe morderstwo.

-Oh Patrick, ale z ciebie geniusz. - zaśmiała się blondyna, kiwając głową. - Może masz jeszcze inne genialne pomysły?

-A tak się składa, że mam. Nawet dwa. - pochylił się nad dziewczyną, opierając ręce o stół. - Pierwszy, zapierdole Ci w mordę, a potem pojedziemy do CherryClubu, bo jeszcze tam nie szukaliśmy. A byliśmy prawie wszędzie.

-O matko. - gwizdnął Thomas. - Patrick dorasta.

-Zamknij ryj, bo znajdę zaraz kolejny świetny pomysł. - wstał całkowicie poważny. Obserwował z mordem w oczach przyjaciela, co nie potrafiłam zignorować. Momentalnie wstałam, patrząc na nich obydwu.

-Zachowujecie się jak dwa koguty. Uspokójcie fiuty i zajmijcie się tym, co należy. W innym wypadku poznacie smak moich ulubionych noży - rozkazałam, patrząc na nich spod byka. Byłam również nabuzowana całą sytuacją, co oni. Nie mogłam jednak stracić kontroli, bo obydwoje stracili jakąś część ciała. Odetchnęłam cicho, wracając do siadu.

-Już rozumiem. Potrafisz być przywódcą Vallen. I to cholernie dobrym. - powiedział Franke, uśmiechając się lekko. Na co podniosłam kącik ust do góry. Miło słyszeć takie słowa, od takiej osoby, jak on.

Spojrzałam na Williama. Kręcił się w kółko, nad czymś myśląc. Nadal był przerażający, ale widziałam, że tak jak jemu los tej dziewczyny nie był obojętny.

-Będziemy potrzebować wsparcia. - przystanął, wymawiając te słowa. Wszyscy zgromadzeni na niego spojrzeli jak na głupca, oprócz mnie. Wiedziałam, że ma rację, ale nie łatwo będzie przekonać resztę mojego gangu na współpracę z samym Sandersem. Większość nienawidziła go nawet bardziej niż ja.

Wiedziałam jednak, że to ostatnia szansa, żeby ją uratować.

-Zgoda.

***

Już po niecałej godzinie staliśmy przed moim klubem. Pogoda była pochmurna, a mgła, która powstała, ledwo pozwoliła nam zobaczyć budynek. Wiedziałam, że to nie będzie łatwe, dlatego przed przyjazdem uprzedziłam Davinę i Hunka o ich przyjeździe. Mieli zebrać wszystkich w jednym miejscu, tak bym mogła podzielić się z nimi naszym pomysłem.

-Ronnie. - spanikowany wzrok dziewczyny padł z ekipy za mną na mnie. Była lekko wystraszona i widziałam, że trzymała rękę na rączce broni. Nie miałam jej tego za złe. Musiała dbać o swoje bezpieczeństwo, nie tylko dla siebie, ale i dla swojej córeczki. Posłałam jej ciepły uśmiech, na co z przejętej przyjęła otwartą postawę. - Wszyscy już są.

Odwróciłam się za siebie, zerkając na każdego z osobna. Wszyscy wyglądali groźnie. Ubrani w czarne ubrania, z pochowanymi broniami, patrzyli wprost na mnie.

Byłam przywódcą, dlatego musiałam pokazać im, że na tym terenie rządzę ja.

-Jeśli ktokolwiek wyciągnie bezpodstawnie broń w stronę moich ludzi, zabiję. Jeśli któreś z was znieważy mnie przy moich ludziach, zabiję. Jeśli ktokolwiek sprawi, że ta oto dziewczyna - wskazałam na Davinę - poczuje się zagrożona, zabiję. Zrozumiano?

Wszyscy kiwnęli głową prócz Valentiny, która jak zwykle musiała odstawać od grupy. Chciała pokazać swoją wyższość niestosowaniem się do zasad, ale dzisiaj nie zemną te numery. Wszystko musiało pójść z płatka. Dla dobra nas wszystkich.

-Valentina.

-Ah tak, zrozumiano.

Wtedy wiedziałam, że nie było czasu na pomyłki. Musieliśmy współpracować, chociaż to wydawało się bardzo trudne.

Przedstawienie czas zacząć.

To już koniec opublikowanych części.

⏰ Ostatnio Aktualizowane: Jul 06, 2023 ⏰

Dodaj to dzieło do Biblioteki, aby dostawać powiadomienia o nowych częściach!

DrizzleOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz