co złego to nie ja #LWLsoe
...
Alex
Wysłałem bratu maila z kilkoma linkami i propozycjami domów, które są do wynajęcia w pobliżu. Żadna nieruchomość nie była jednak na sprzedaż, bo ciężko o to w Nowym Jorku i jego okolicach.
W każdym razie, możliwość wynajęcia takiej posiadłości jest obowiązkiem na trzy lata co najmniej. I jakieś sensowne miejsca będą dostępne do wynajmu dopiero od połowy 2024 roku. Zatem wygląda na to, że na razie Mabel zostaje w Richmond.
Postukałem palcami w blat, wpatrując się tępo w ekran.
Rozmawiałem wczoraj ze swoim terapeutą o stanie Mabel. O tym, jak się z tym czuję i co to tak właściwie dla mnie znaczy. Przegadaliśmy to i nadal nic nie wiem. Nie czuję.
Bardzo delikatnie zasugerowano mi jednak, abym się z nią skonfrontował.
Zanim będzie za późno i nigdy nie oczyszczę swojej głowy.
Wyprostowałem się, poruszając głową i słysząc jak coś strzyknęło mi w karku. Boże, starzeję się. Naprawdę myślałem kiedyś, że w tym wieku będę miał już poukładane, ustatkowane życie. A tu proszę – niespodzianka. Jestem rozsypką.
Pukanie do drzwi przerwało moje zamyślenie. Zaprosiłem swojego gościa do środka, dziwiąc się jak cholera, gdy zobaczyłem tu naszego kuriera.
U góry.
Nie na dole, w recepcji.
– Mam dla Pana list – oznajmił Bob, a ja uniosłem brwi zaskoczony. No proszę, że też chciało mu się pojawić tu osobiście. W końcu to wyczyn wjechać windą.
– Dziękuję – odpowiedziałem mimo wszystko uprzejmie, posyłając mu półuśmiech.
Spojrzał na mnie jakbym postradał zmysły. Zdałem sobie wtedy sprawy, że nie należałem przez ostatnie... zawsze do najprzyjemniejszych ludzi.
To jednak nie miało znaczenia. Przestało je mieć w momencie, w którym zobaczyłem naklejone na kopercie dwa fioletowe motylki. Serce stanęło mi w piersi.
Nie odnotowałem nawet momentu, w którym Bob wyszedł. Zająłem się otwieraniem koperty, z której wypadła zgięta w pół kartka.
"Studio malowania na ludzkim płótnie. Dzisiaj, 20:00, nie spóźnij się."
Zerknąłem na zegarek. Było po dziewiętnastej. Cóż za punktualny, kurwa, kurier.
Zerwałem się zza biurka, zabierając w pośpiechu swoją teczkę. Wyszedłem w pośpiechu, podbiegając do swojego samochodu. Wsiadłem za kierownicę, nie zważając na wiele. Czułem się, jakbym właśnie wstrzyknął sobie do żył jakiś lek pobudzający.
Udałem się do wyznaczonego miejsca, docierając tam w rekordowej prędkości, łamiąc przy tym kilka przepisów. Zaparkowałem na jedynym wolnym miejscu przy budynku i bez zastanowienia się wbiegłem do środka.
Przeszedłem przez zapamiętany korytarz, zaglądając do sali, w której ostatnio malowaliśmy po swoich ciałach. Jednak nie było tu żadnego personelu. W Sali był natomiast Wylan, który stał pośrodku z dłońmi skrzyżowanymi na piersi. Zatrzymałem się w pół kroku, patrząc na niego i prostując plecy,
– Cześć – powiedziałem cicho, czując jak moje ciało się spina. Rozejrzałem się, widząc, że za nim stały trzy kobiety i mężczyzna. Zmarszczyłem brwi.
– Cześć – odpowiedział chłopak, przekrzywiając głowę w bok. – Witam w wersji demo programu Little White Lies.
Zamrugałem kilkukrotnie, unosząc brwi. Odchrząknąłem.
CZYTASZ
LITTLE WHITE LIES [+18]
RomanceLarisa, aby zachować pracę, musi wymyślić zupełnie nowy program randkowy, który zachwyci jej szefa. Jednak to nie takie łatwe, gdy tym szefem jest największy sztywniak na świecie. I to taki, który oznajmia jej, że musi ona sama wziąć udział w wersji...