Otwieram oczy i natychmiast mam ochotę ponownie je zamknąć. Głowa mi pęka, w pokoju jest szaro, a w okno dudnią ciężkie krople deszczu. Obok mnie leży sterta butelek po coli, a gdy odwracam się na lewy bok, moją uwagę przykuwają piętrzące się pod sam parapet brudne ubrania. Zegar na ścianie od miesięcy uparcie wskazuje za piętnaście trzecią, a ja nie mam siły nic z tym zrobić.Z trudem wlokę się do łazienki i zmuszam do wejścia pod prysznic, i jest to zarazem najcięższa, jak i najprzyjemniejsza część całego dnia. Odkręcam najgorętszą wodę, jaką moje ciało jest w stanie wytrzymać bez odniesienia poważnych poparzeń i stoję bez ruchu pół godziny. Kiedy chcę sięgnąć po mydło, pojawiają mi się mroczki przed oczami, więc szybko chwytam za ręcznik i wybiegam do salonu, gdzie kładę się na zimnych płytkach. Pomieszczenie lśni czystością. Odkąd mama zrozumiała, że nie daję rady sama,przychodzi sprzątać raz w tygodniu, a jedynym miejscem do którego nie ma wstępu jest mój pokój. Nie chcę żeby zobaczyła, jak bardzo jestem na dnie.
Zegar obok telewizora dla odmiany pokazuje dobrą godzinę i uświadamia mi, że powinnam jak najszybciej doprowadzić się do porządku. Dziś, pierwszy raz od dwóch lat, idę do pracy. Po sesjach płaczu i wrzasków, uświadomiłam sobie, że moje oszczędności się kończą, a ostatnie czego pragnę to prosić rodziców o pieniądze.
Odkąd skończyłam drugą klasę liceum, pracowałam w małej kawiarni w centrum, na nieokreślonym stanowisku. Byłam kelnerką, robiłam kawę i pomagałam w pieczeniu, ale wszystko to było spełnieniem moich marzeń. Już w podstawówce robiłam ciasteczka na wszystkie możliwe kiermasze i akcje charytatywne, a rodzinne przyjęcia i święta nie mogły się obyć bez moich wypieków. Im starsza byłam tym większą zdobywałam wiedzę, a gdy dowiedziałam się, że szukają kogoś wnowo powstałej kawiarence w stylu cottagecore, wiedziałam, że to miejsce dla mnie. Zarabiałam przyzwoite pieniądze, rozwijałam znajomości oraz poznawałam wielu nowych ludzi, aż do tamtego dnia. Próbowałam wrócić, ale nie radziłam sobie z najmniejszymi czynnościami. Nie potrafiłam się już uśmiechać, ani gawędzić z klientami, więc podjęłam decyzję o „urlopie", który trwajuż drugi rok.
Mama i tata od kilku miesięcy namawiali mnie, żebym zadzwoniła do Emily (mojej szefowej i przyjaciółki) i wróciła do pracy. Zrobiłam to w przypływie dobrego humoru i niczego bardziej nie żałuję, leżąc cała czerwona na białej, zimnej podłodze w przedpokoju. Wyglądam jak obraz rozpaczy i nie wiem czy bardziej wstydzę się siebie, czy innych. Dźwigam się na chwiejących nogach i idę do szafy. Przez ostatni czas ubierałam w kółko to samo, bo nawet otwarcie garderoby sprawiało, że zalewała mnie fala przytłaczających wspomnień. Postanawiam się przemóc i uchylam skrzypiące drzwiczki. Pierwsze co widzę to skrawek sukienki, której nigdy niebyło dane mi ubrać i trzęsącymi rękami, zatrzaskuję szafę. Postawię na dżinsy i biały t-shirt, które wyglądają na najczystsze.
Biorę kluczyki do samochodu i zbiegam po schodach. Nie pamiętam kiedy ostatni raz siedziałam za kierownicą i czuję jak przechodzi mnie dreszcz. Ledwo robię sobie kanapki, a mam poprowadzić pojazd, który tylko ja mogę kontrolować. Odpalam silnik i wyjeżdżam z parkingu. Jadę pod kawiarnię, gdzie widzę roześmianych ludzi, wśród których stoi Emily, przez co gula w moim gardle się powiększa.
Nie pasujesz tu.
Głos w mojej głowie, który od kilku miesięcy nie chce przestać szeptać, uświadamia mi, że nie jestem na to gotowa. Wszystkie siły jakie cudem udało mi się zgromadzić na ten dzień opuszczają mnie z prędkością światła. Czuję, jak ponownie schodzi ze mnie powietrze.
Nie oglądając się za siebie wyjeżdżam na drogę i jedyne co czuję to przeszywający ból w klatce piersiowej. Nie czuję łez spływających po policzkach. Skupiam się na dłoniach, kościstych i bladych z jeszcze widocznymi malinowymi plamami po zbyt gorącej wodzie. Pozostałościach czerwonego lakieru na paznokciach i tatuażu zdobiącym przedramię. Jestem przerażona i zaczynam niekontrolowanie przyspieszać. Nie wiem gdzie jadę, ale na pewno nie do domu. Oby jak najdalej stąd.
Zatrzymuję samochód na poboczu, żeby zaczerpnąć świeżego powietrza. Wysiadam zatrzaskując drzwi i opieram się na masce pojazdu, próbując uspokoić oddech. Straciłam rachubę czasu, więc nie wiem gdzie jestem i jak się tu dostałam. Jedyne co widzę to drzewa i góry w całym polu widzenia. Jednak gdy unoszę głowę, czuję,jakby ktoś uderzył mnie pięścią w brzuch.
Między zielonymi plamami znajdują się schodki prowadzące do ceglanego domku na wzgórzu. Od razu wiem, że to dom cioci Rose. Ostatnio gdy tu byłam nie miałam prawa jazdy, znam adres, ale droga do tego miejsca jest tak skomplikowana, że normalnie miałabym problem z trafieniem tutaj, a jednak stoję i bezmyślnie gapię się na czerwoną bryłę. Kompletnie nieświadomie przyjechałam w to miejsce. Czuję ucisk w żołądku na myśl, że z jakiegoś powodu moja głowa przyprowadziła mnie właśnie tutaj. Uznaję to za znak, mimo że nigdy nie wierzyłam w takie rzeczy.
Biorę się w garść,zamykam samochód i ruszam przez jezdnię w kierunku ścieżki. Chwilę później stoję pod drzwiami i zaczynam panikować. Nie rozmawiałam z nią od trzech lat, ignorowałam telefony, wiadomości i maile, kiedy przychodziła do mieszkania, udawałam, że mnie nie ma. Dlaczego miałaby nagle mnie z powrotem wpuścić do swojego życia i powitać z otwartymi ramionami? Odwracam się na pięcie i zmierzam w kierunku samochodu, gdy słyszę, że drzwi się otwierają.
- May? - serce zamiera mi w piersi.
Rozważam opcję puszczenia się pędem po schodach, jednak ona mnie uprzedza i muska moją rękę. Stoimy twarzą w twarz, ledwo ją widzę, ponieważ oczy zaszły mi łzami, a cisza między nami zdaje się trwać wieczność. Przerywa ją ruch, który wykonujemy w tym samym czasie – rzucamy się sobie na szyję. Ściskam ją jakby miała zaraz zniknąć, okazać się kolejną halucynacją, wytworem mojej wyobraźni. Jednak Rose cały czas tu jest, tuli mnie równie mocno, a na karku czuję jej łzy. Z wahaniem odsuwa się ode mnie i gestem zaprasza do środka.
Wchodzimy do domu i od razu okala mnie intensywny zapach jabłek, cynamonu i książek. Wnętrze wygląda dokładnie tak jak je zapamiętałam. Na ścianach wiszą zdjęcia i pamiątki z podróży, wyspa kuchenna jest zagracona przyborami i przepisami, a w centrum salonu stoi ogromna sofa z tuzinem poduszek. Czuję jak coś się we mnie budzi, tak, jakby wzrastało na nowo. Nie wiem czy to tęsknota, czy poczucie bezpieczeństwa, ale pierwszy raz od dawna nie czuję pustki. Ciocia milczy i drepcze mi po piętach, na wszelki wypadek, gdybym próbowała ją ominąć i uciec w kierunku drzwi. Ja jednak ze stoickim spokojem przechadzam się po pomieszczeniu, czekając, aż któraś z nas odważy się odezwać, co znów robimy w tym samym czasie.
- Przepraszam – niemal wykrzykujemy do siebie. Na jej twarzy pojawia się uśmiech, który w momencie roztapia moje serce. Tak bardzo za nim tęskniłam.
Siedzę na sofie i sączę gorącą, karmelową herbatę podczas gdy Rose przygotowuje przekąski. Emocje powoli opadają i mogę spokojnie przyjrzeć się elementom domu. Zaczynam zauważać coraz więcej różnic – pojawiło się więcej zdjęć June, co wywołuje nieprzyjemny ucisk w żołądku, zniknął telewizor, a zastąpił go kolejny stos książek. Rolety są zasłonięte, przez co do pokoju nie dociera światło. Pytania mnożą mi się w głowie, ale z przykrością uświadamiam sobie, że na każde znam odpowiedź.Przez ostatnie lata, działo się z nią to samo co ze mną.
- Nie sądziłam, że możesz być jeszcze piękniejsza – mówi serdecznie kobieta i usadawia się obok mnie na sofie.
Mimo,że minęło trzy lata odkąd widziałam ją ostatni raz, nadal wygląda oszałamiająco. Długie, kasztanowe włosy gładko opadające na ramiona, kontrastują z bladą cerą i zaróżowionymi policzkami. Zauważam jednak widoczne cienie pod przekrwionymi oczami, małe zmarszczki i nowy tatuaż za uchem, o który zamierzam zapytać ją później.
Rozmawiamy kilka godzin o wszystkim i o niczym. Opowiadam jej o pracy w kawiarni, o Emily i o rodzicach. Widzę jak z każdym słowem coraz bardziej się rozpromienia, a mnie zalewa ciepło, które kawałek po kawałku zaczyna rozpuszczać moje zamarznięte serce. Jednak cały czas unikam tematu swojego i June. Wiem, że ona to widzi, ale wcale nie próbuje tego zmienić. To nasz pierwszy wspólny wieczór od dawna i chcemy się nim nacieszyć.
Zanim się obejrzę robi się za późno na powrót do domu więc postanawiam zostać na noc, zapominając o rodzicach i telefonie, który został w moim mieszkaniu. Zasypiam, otulona grubym, puchatym kocem i zapadam w głęboki sen, jakiego nie doświadczyłam od długiego czasu.
CZYTASZ
Miesiąc za miesiącem
Teen FictionMay przechodzi ciężki okres w swoim życiu związany ze stratą bliskiej osoby. Kiedy dzięki pomocy rodziny wraca do zdrowia i normalności, w domu, w którym spędziła całe dzieciństwo, odkrywa coś, co kompletnie zawróci jej w głowie i zmieni dotychczaso...