V

9 2 3
                                    




Jest druga w nocy. Oczy same mi się zamykają, mam ochotę przyłożyć głowę do poduszki i płakać dopóki nie zasnę, jednak nie mogę się powstrzymać przed przeczytaniem chociaż kilku stron. Najpierw chowam z powrotem pozostałe rzeczy i układam kartony tak jak stały wcześniej, gdyby ciocia weszła do pokoju zanim się obudzę. Kiedy wszystko wygląda tak samo jak rano, kładę się do łóżka i zapalam lampkę na szafce nocnej. Oglądam zeszyt z każdej strony zanim odważę się go otworzyć. Kiedy w końcu zaczynam czytać pierwszą stronę, nie znajduję tam nic przerażającego.


Drogi pamiętniczku, tutaj June. Dziwnie to brzmi, bo mam osiemnaście lat (w co nadal nie mogę uwierzyć) i zwracam się do oprawionych kartek papieru, które nigdy mnie nie usłyszą, ani nie odpowiedzą. Jednak z May zawsze zaczynałyśmy tak każdy nasz wpis, więc niech tradycji stanie się zadość.

Na widok mojego imienia serce zaczyna mi szybciej bić.

Wczoraj było moje przyjęcie urodzinowe połączone z Halloween (wypadają w ten sam dzień) i zapamiętam to do końca życia. Bardzo się stresowałam, bo jestem zakręcona na punkcie organizacji imprez i dopinania wszystkiego na ostatni guzik, ale na szczęście miałam przy sobie mamę i M (tak jak zawsze), które wspierały mnie od początku do końca. Kocham je nad życie o czym pewnie wspomnę w każdym wpisie tutaj, ale nie w tym rzecz. Pięknie ustroiłyśmy dom, było pełno dyń, wampirów, pająków no i oczywiście dużo sztucznej krwi i czerwonych elementów. Długo zastanawiałam się nad przebraniem, bo mimo że to Halloween, to nie chciałabym przez resztę życia oglądać zdjęć z osiemnastki, na których jestem przebrana za krwawą Mary więc postawiłam na oszałamiającą czerwoną, brokatową suknię, a jako świąteczny element założyłam sztuczne kły. Namówiłam May, która bardzo chciała się przebrać za Samarę Morgan (sam rozumiesz, dlaczego jej to odradziłam), żeby ubrała taką samą sukienkę, tylko czarną i również zaopatrzyła się w wampirze kły. Zrobiłam nam piękne makijaże, a ona upięła włosy i obie wyglądałyśmy jak milion dolarów. Bawiłam się świetnie, było dużo pysznego, tematycznego jedzenia i wymyślonych przez moją mamę atrakcji. Jednak najlepszym elementem wieczoru (wybacz M), był moment gdy nasz kolega z klasy, Jake, przyszedł z kilkoma znajomymi, wśród których znajdował się blondyn o imieniu Michael. Nigdy nikt mi się tak naprawdę nie podobał, to były tylko zauroczenia, ale z nim przegadałam cały wieczór zapominając o byciu gospodynią i takie tam. Nigdy się tak nie czułam, naprawdę. Teraz jestem już po wszystkim i nie mogę się doczekać, aż opowiem o wszystkim mojej przyjaciółce.

Czytając ten wpis poczułam obecność June. Język jakim się posługuje, wtrącenia i mówienie o mnie M, to wszystko sprawia, że odnoszę wrażenie, jakby była obok mnie i opowiadała o tamtej imprezie. Dokładnie pamiętam ten dzień. Była wtedy tak niesamowicie szczęśliwa. Wypruwałyśmy z ciocią i rodzicami żyły, żeby te urodziny były niezapomniane, i oczywiście nam się to udało, ale nie mogliśmy konkurować z Michaelem. Kojarzyłam go ze szkoły, ale nic kompletnie o nim nie wiedziałam i nie spodziewałam się, że przyjdzie. Jednak on się pojawił i zawrócił mojej przyjaciółce w głowie. Kiedy mi o nim opowiadała, była cała w skowronkach. Tego samego dnia wypytałam wszystkich o  tego chłopaka, żeby mieć pewność, że oddam June w dobre ręce i na szczęście, nie miałam się czym martwić. Kilka dni przed Świętami byli na pierwszej randce, na której zaprosił ją na bal maturalny. Tak się podekscytowała, że tego samego dnia poszłyśmy kupić sukienki, mimo że miałyśmy jeszcze ponad miesiąc czasu.

Miesiąc za miesiącemOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz