Stoję jak zaczarowana i wpatruję się w to, co ściskam w ręce. Co innego może być tajemniczym przedmiotem, jeśli nie koperta ukryta w pamiętniku? Rozglądam się dokładnie kilka razy i dla bezpieczeństwa jeszcze bardziej oddalam od domu. Rozkładam bluzę na trawie i usadawiam się nad brzegiem jeziora. Z jednej strony tli się we mnie ogromna ciekawość, a z drugiej, najchętniej wrzuciłabym papier do wody i udawała, że nic się nie stało. Boję się tego co znajdę w środku. Za chwilę mogę odkryć coś, co zmieni moje postrzeganie Rose i kompletnie nie wiem, czego się spodziewać.Delikatnie rozrywam kopertę, starannie zaklejoną fioletowym klejem. Nie mam wątpliwości, że należała do June. Ta dziewczyna nawet wysyłając dokumenty na studia byłaby w stanie umazać wszystko na kolorowo. W środku znajdują się sztywne, wywołane zdjęcia. Czuję, że wilgotnieją mi ręce, a serce zaczyna bić coraz szybciej.
Fotografii jest niewiele. Na pierwszej z nich znajduje się mała, wyszczerzona dziewczynka, trzymana przez piękną kobietę, w wieku około 30 lat. Od razu rozpoznaję, że to ciocia, której rękę ściska roczna June. To prawdopodobnie zdjęcie z dnia, w którym została adoptowana. Rose zawsze marzyła o byciu matką, ale nie mogła zajść w ciążę. Rodzice nie wdawali się w szczegóły, ale wiem, że po latach starań, Rose i jej partner postanowili zaadoptować dziecko. Nie pamiętam niczego co wiązałoby się z ojcem June. Kiedy byłyśmy większe i świadome, nie było przy nich żadnego mężczyzny.
O wilku mowa. Na kolejnym zdjęciu znajduje się Rose, ubrana w to samo co na poprzedniej fotografii. Na rękach trzyma malucha, a w talii obejmuje ją wysoki blondyn w okularach. Patrzy na ciocię z uśmiechem, a drugą ręką, podtrzymuje June. Ogarnia mnie dziwne przeczucie. Nie wyglądają na nieszczęśliwych, tworzą wręcz idealną rodzinę, która właśnie zaczyna nowy etap swojego życia. Mimo to, nie mam żadnych wspomnień związanych z tym mężczyzną.
Na widok następnej sceny, nie mogę się nie uśmiechnąć. Na pierwszym planie widać niższą kobietę z ciemnymi włosami związanymi w luźny koczek. Nie muszę widzieć jej twarzy, żeby wiedzieć, że to moja mama. Rozpromieniona Rose przekazuje jej dziewczynkę, podczas gdy mężczyzna przygląda się całej sytuacji, z wyrazem twarzy, którego nie jestem w stanie odczytać. Kiedy mam odkładać zdjęcie na bok, moją uwagę przykuwa coś jeszcze. Ciocia ma mocno zaokrąglony brzuch, który na pierwszej fotografii ukryła pod bluzą. Przyglądam się dokładniej i utwierdzam się w przekonaniu, że to zdecydowanie nie kwestia perspektywy. Na zdjęciach Rose jest w ciąży.
Została ostatnia sztuka. Z wahaniem podnoszę ją do góry i czuję, jakby ktoś uderzył mnie z całej siły w twarz. Zdjęcie przedstawia rumianą i spoconą kobietę w szpitalnej koszuli, która trzyma w rękach noworodka w niebieskich śpioszkach. To nie może być June, ponieważ nie jest biologiczną córką cioci. Rose miała drugie dziecko, o którym nie miałam pojęcia.
Nawet nie wiem kiedy zaczęło padać. Ciepły, letni deszcz przyjemnie chłodzi moją rozpaloną skórę. Leżę i patrzę w niebo, zastanawiając się co zrobić z tym co właśnie odkryłam. June nigdy nie zataiłaby przede mną takiej informacji, co oznacza, że po osiemnastu latach dowiedziała się, że ma rodzeństwo. Być może nawet już je znalazła lub przynajmniej skontaktowała się z ojcem.
Kiedy tylko pomyślę, że ludzie, którym ufałam najbardziej na świecie, ukrywali coś takiego – łamie mi się serce. Mama i Rose przyjaźnią się od podstawówki, rodzice napewno wiedzieli o wszystkim, ale z jakiegoś powodu postanowili nie wspomnieć ani słowem o drugim dziecku cioci.
Nie mogę tego zostawić. Nie na tym etapie. W domu na pewno jest coś, co pomoże mi w poszukiwaniach. Jedyny problem stanowi fakt, że na razie nie chcę nic mówić ani Rose, ani rodzicom. Wiem, że coś takiego nie przejdzie bez echa i z pewnością nie pomogą mi znaleźć tych osób. Nawet nie mam pewności, że ktokolwiek wie coś na ich temat. W tym momencie mam do przeszukania cały świat, mając do dyspozycji dwa zdjęcia. Na jednym z nich jest noworodek, teraz prawdopodobnie w moim wieku. Świetnie. Życzę powodzenia.
Wchodzę do domu najciszej jak potrafię, ale Rose i tak mnie zauważa. Stoi tyłem do mnie i upina sobie włosy w lustrze, w którym nasze spojrzenia się krzyżują.
- Jeny, May! Jesteś cała przemoczona. Nie zdążyłaś uciec przed ulewą? - pyta przejęta i od razu biegnie do mnie z kocem.
- Wszystko okej. Jest lato, potrzebuję tylko suchych ubrań. Wybierasz się gdzieś?
- Jadę do miasta po zakupy spożywcze i... - urywa w pół zdania i odwraca wzrok – na rozmowę o pracę.
- Wow, gratuluję. - odpowiadam o wiele ostrzej niż planowałam. - To ja zostanę w domu i poczytam.
Zgarniam z blatu telefon, który tam zostawiłam i kieruję się w stronę schodów. Ciocia wygląda jakby chciała coś jeszcze powiedzieć, ale powstrzymuje się i wraca przed lustro. Zawsze mam wyrzuty sumienia, gdy sprawię przykrość komuś bliskiemu, ale nie jestem w stanie tak dobrze kryć emocji. Muszę nad tym popracować, jeśli bez wiedzy rodziny zamierzam odnaleźć jej drugą połowę.
Próbuję skupić się na czytaniu, ale nie potrafię. W mojej głowią rodzą się coraz to nowe pytania. Rozważam wszystkie możliwe opcje jakie przychodzą mi na myśl, lecz niestety nie jest ich zbyt wiele. Jeśli mam znaleźć jakąkolwiek odpowiedź lub chociażby wskazówki, dokonam tego tylko i wyłącznie w tym domu. Poza Rose i rodzicami nie mam żadnej rodziny, która mogłaby mi pomóc. Od zawsze byliśmy w piątkę, więc szukanie kontaktów byłoby zwykłą stratą czasu.
Mogę przegrzebać wszystkie szuflady w poszukiwaniu dokumentów czy innych zdjęć, ale odrzucam tę opcję gdy w mojejwyobraźni pojawia się ogromny regał w salonie. Potrzebowałabym na to co najmniej dwóch dni, a ciocia na pewno wróci trochę szybciej. Zrezygnowana biorę telefon i schodzę do salonu. Chwilę temu słyszałam silnik samochodu pod oknem, więc mam pewność, że jestem sama. Na blacie kuchennym leży karteczka.
Wracam za około 4 godziny. W lodówce masz makaron, który zrobiłam, gdy-byłaś na spacerze. Nie wiem co się stało, ale pamiętaj, że ze mną zawsze możesz porozmawiać.
Ściskam,
Rose.Gdyby tylko wiedziała... Kończą mi się pomysły. Jestem na tyle zdesperowana, że prawie decyduję się na konfrontację z rodzicami, kiedy do głowy przychodzi mi najbardziej oczywiste rozwiązanie jakie można sobie wyobrazić. Laptop June. Żyjemy w XXI wieku, mamy internet. Jeśli dziewczyna znalazła chociażby inicjały czy imię, na pewno szukała informacji właśnie tam. Mam jeszcze sporo czasu, więc od razu zabieram się za otwieranie wszystkich szuflad. Nie spodziewam się urządzenia na samym wierzchu, jednak mam pewność, że Rose się go nie pozbyła.
Po godzinie przegrzebywania się przez miliony kartek, notesów i dosłownie wszystkich rzeczy jakie można wepchać do szafek, znajduję laptopa June. Jest oczywiście czerwony i obklejony kolorowymi naklejkami. Doskonale go pamiętam. Zabieram go ze sobą na górę i na wszelki wypadek, zamykam pokój na klucz. Zdecydowanie łatwiej będzie schować mi komputer w szybkim czasie niż zbierać bałagan w salonie.
Do dziś pamiętam hasło, które jest zlepkiem naszych dat urodzin i inicjałów. Na tapecie widnieje zdjęcie z karnawału w podstawówce. Przebrałyśmy się za Annę i Elsę, a June ze swoimi rudymi włosami miała o wiele prostsze zadanie. Mimowolnie uśmiecham się na to wspomnienie i kieruję kursor na folder ze zdjęciami, ale powstrzymuje się. Mam misję, którą przynajmniej po części chcę zrealizować.
Zaglądam do historii przeglądarki. Od razu widzę, że część wyszukiwań została usunięta i to w pośpiechu, ponieważ daty są dość rozbieżne. Moją uwagę przykuwa ostatnie zapytanie, ze stycznia 2020 roku. Na pasku widnieje napis „Smith prawnik Georgia". Nie dziwi mnie gdy po kliknięciu lupki, wyskakuje mi co najmniej 50 prawników o takim nazwisku. W galerii również znajduje się mnóstwo mężczyzn, z których wiele ma blond włosy i okulary, więc szukanie człowieka z fotografii, która ma 20 lat, do niczego mnie nie doprowadzi.
Wchodzę w pobrane, jednak tam również nie znajduję nic poza zdjęciami notatek. Klikam na kosz, nie żywiąc wielkich nadziei, ponieważ gdyby ktoś chciał usunąć coś ważnego, na pewno nie zapomniałby o opróżnieniu go, jednak moim oczom ukazuje się dwadzieścia plików, wszystkie z podobnego okresu. Większość to jakieś zdjęcia z pinteresta, ale ostatnie z nich przedstawia mężczyznę koło pięćdziesiątki. Ma okulary i lekko siwe, mimo to ewidentnie jasne włosy. June miała zdecydowanie więcej cierpliwości niż ja. Kopiuję fotografię i wklejam ją w wyszukiwarkę.
Jako pierwszy wyskakuje mi artykuł na temat jakiejś kancelarii. Po przeczytaniu nagłówka, już wiem, że znalazłam właściwy trop.
ZNANY PRAWNIK JOSEPH SMITH WYGRYWA PROCES STULECIA
CZYTASZ
Miesiąc za miesiącem
Teen FictionMay przechodzi ciężki okres w swoim życiu związany ze stratą bliskiej osoby. Kiedy dzięki pomocy rodziny wraca do zdrowia i normalności, w domu, w którym spędziła całe dzieciństwo, odkrywa coś, co kompletnie zawróci jej w głowie i zmieni dotychczaso...