Ostatnie dni minęły w wesołej atmosferze. Chodziłyśmy z ciocią na spacery lub jeździłyśmy na rowerze. Dużo piekłyśmy i gotowałyśmy – przypomniała mi przepis na jej kultowe babeczki z jagodami! Zaczęłam po raz kolejny czytać Harry'ego Pottera co przeplatałam oglądaniem filmów z Rose i rodzicami. Spędzam mnóstwo czasu na powietrzu, uczę się nowych rzeczy i odpoczywam. Ale ten odpoczynek mnie nie męczy. Czas z bliskimi osobami, pełen śmiechu i żartów, jest nieporównywalny do miesięcy spędzonych w łóżku w samotności.Zaprosiłam nawet Emily na obiad w ogrodzie i wycieczkę po okolicy. Spędziliśmy świetny wieczór całą rodziną, która bardzo ciepło przyjęła moją przyjaciółkę. Żałuję, że dotej pory tak jej nie doceniałam. Nie znamy się długo jednak wiem, że zależy jej na mnie i również stara się o mój powrót do zdrowia. Dlatego wspólnie zdecydowaliśmy, że spróbuję wrócić do pracy.
Wiem, że nie ma powodów do strachu i gdy stwierdzę, że jeszcze nie jestem gotowa, mogę wrócić do domu. Ale chcę spróbować, chcę sobie udowodnić, że nadal jestem tą samą May, która rozmawia z klientami, rozśmiesza dzieciaki i podaje pieskom z merdającym ogonem bitą śmietanę w kubku. Dziewczyną, której ludzie nie omijają na ulicy.
Poranek przed powrotem do kawiarni o dziwo jest bardzo spokojny i pierwszy raz od dawna czuję nutę ekscytacji. Po śniadaniu Rose pomaga mi się wyszykować. Zrobiłyśmy mi lekki makijaż podkreślający oczy i zaplotłyśmy dwa warkoczyki z przydługiej już grzywki. Mam na sobie dżinsowe ogrodniczki, białyt-shirt i moje ulubione liliowe tenisówki. Wyglądam naturalnie i naprawdę ładnie. Lekkie piegi, które zaczęły pojawiać się na nosie wraz ze słońcem, dodają mi uroku, a szeroki i szczery uśmiech – pewności siebie. Nie czuję strachu. Praca z przyjaciółką w pięknym, klimatycznym miejscu i ciągły kontakt z ludźmi, są rzeczą, którą do niedawna kochałam. I chciałabym pokochać z powrotem.
Gdy podjeżdżam pod kawiarnię żołądek ściska mi się w supeł i momentalnie blednę. W lusterku widzę, że cała krew odpłynęła mi z twarzy, a poranny uśmiech najwidoczniej zgubiłam gdzieś po drodze. Otwieramy dopiero za pół godziny więc pozwalam sobie na szybki spacer po okolicy dla zebrania myśli. Nie ucieknę, dzisiaj nie. Potrzebuję ludzi, a oni potrzebują mnie, przynajmniej do pracy. Zatrudniona przez Emily młoda kelnerka również ma dzisiaj zmianę, na wypadek, gdybym potrzebowała pomocy. Pójdę tam i zrobię to co do mnie należy.
Przyjaciółka dopada mnie jeszcze zanim wejdę do środka. Jest cała w skowronkach i wręcz tryska energią. Jest piękna pogoda, więc gości na pewno będzie dużo. Wnętrze jest kolorowe i pełne kwiatów. Różowe, mięciutkie fotele stoją przy białych stołach. Na każdym z nich znajduje się bukiet świeżych tulipanów w różnych kolorach i ceramiczne cukierniczki, które wykonali nasi klienci na jednych z organizowanych warsztatów. Lada wprost ocieka słodkością. Pierwsze co rzuca się w oczy to wieża z różowych donutów i babeczek z kremem. O fioletowy słoik na napiwki opiera się zdjęcie moje i Emily z dnia, w którym przejęła kawiarnię. Mamy na nim fartuszki z własnoręcznie wyhaftowanymi imionami i trzymamy pierwsze wydrukowane menu. Byłam wtedy naprawdę szczęśliwa.
Od tego miejsca bije radość prawie tak wielka jak od mojej przyjaciółki. Jednak po jej minie wnioskuję, że u mnie jest zupełnie na odwrót. Dziewczyna lekko chwyta mnie za rękę i ciągnie na zaplecze. Po upewnieniu się, że nikogo tam nie ma, sadza mnie na drewnianym krześle i zamyka drzwi.
- May, wiem, że jest ci trudno. Pamiętaj, w każdej chwili możesz wrócić do domu. Ręce do pracy się znajdą, a nie chcę patrzeć na ciebie cały dzień jak jesteś tak przygnębiona. Wyglądasz, jakbyś zobaczyła ducha.
Kąciki moich ust lekko wędrują do góry. Nie przyjechałam tutaj, żeby uciec z krzykiem. Minęło dużo czasu, a mi zaczęło brakować zapachu wypieków i roześmianych klientów. Teatralnie klaszczę w kolana i zrywam się na baczność.
- Jestem gotowa, szefowo. - silę się o jak najbardziej promienny uśmiech i szybko ściskam Emily, szepcząc jej kolejne „dziękuję". Muszę nadrobić każdy raz, kiedy powinnam jej to powiedzieć, ale tego nie zrobiłam.
Na początku pomagam naszemu kucharzowi Callowi w pieczeniu babeczek o smaku masła orzechowego. Pulchny mężczyzna z wiecznie rumianymi policzkami nie kryje zadowolenia z mojej obecności. Non stop żartuje i trąca mnie w bok, na co za każdym razem reaguję szczerym śmiechem. Jego również mi brakowało.
Gdy w południe ruch zwiększa się dwukrotnie, Emily błagalnym wzrokiem daje mi do zrozumienia, że potrzebuje pomocy. Podczas gdy ona biega po lokalu i przyjmuje zamówienia, ja zajmuję się parzeniem kawy i pakowaniem wypieków na wynos. Mało kto się do mnie odzywa, ale widzę i odwzajemniam każdy nieśmiały uśmiech od klientów. Większość z nich przychodzi tutaj regularnie, więc mnie znają. Jednak widzę wiele nowych twarzy i z większości jedyne co potrafię wyczytać to zmieszanie. Ludzie nie wiedzą jak na mnie reagować, a ja za wszelką cenę postaram się to zmienić.
Kolejne godziny mijają na robieniu mrożonej kawy naprzemian z wrzucaniem ciasteczek do kolorowych toreb. Gawędzę nawet chwilę z małą dziewczynką, która rozanielona opowiada mi o tym, czego nauczyła się dziś w szkole. Kontakt z dzieciakami jest jedną z rzeczy, które uwielbiałam w tej pracy. Zawsze od razu łapię z nimi dobry kontakt i z przejęciem słucham ich pasjonujących historii, a na pożegnanie wręczam kolorowego lizaka ze słoja, który wygląda jak baryłka miodu Kubusia Puchatka. To był mój pomysł, który wywołał niemały zachwyt zarówno wśród rodziców jak i dzieci.
W pewnym momencie z wizytą, jak tłumaczą - całkiem przypadkowo, wpadają rodzice z Rose. Zamawiają kilka nowości z karty i siadają przy stoliku najbliżej lady, żeby w każdej wolnej chwili wypytywać mnie o pierwszy dzień w pracy. Próbują zachowywać się jak zawsze, jednak widzę spojrzenia pełne dumy i szczęścia, które wymieniają między sobą, gdy się od nich oddalam. Cieszą się, że stara ja zaczyna wracać, a ja czuję ciepłe łzy wzruszenia zbierające się pod powiekami za każdym razem, gdy rozmawiam z klientami lub po prostu pomagam współpracownikom. Rzeczy, które wydają się błahe, tworzą kolejno wspomnienia składające się na dzień, który pozostanie w mojej pamięci na zawsze.
Zbliża się godzina zamknięcia. Ostatni klienci wychodzą, wrzucając drobne do słoika na napiwki i żegnając mnie uśmiechami. Jestem w trakcie wycierania stolików, gdy rozbrzmiewa dzwoneczek nad drzwiami.
Do kawiarni wbiega chłopak z kręconymi włosami w bordowej, oversizeowej bluzie. Rozgorączkowany rozgląda się po wnętrzu, wyraźnie w poszukiwaniu jakiegoś pracownika. Kiedy odwraca się w moją stronę, wzdycha z wyraźną ulgą. Jednak po spojrzeniu mi w oczy, zamiera.
Serce z hukiem spada mi do żołądka i zastygam w bezruchu.
Na przeciwko mnie stoi Michael i wbija we mnie przestraszony wzrok.
Michael, który był zakochany w June.
CZYTASZ
Miesiąc za miesiącem
Teen FictionMay przechodzi ciężki okres w swoim życiu związany ze stratą bliskiej osoby. Kiedy dzięki pomocy rodziny wraca do zdrowia i normalności, w domu, w którym spędziła całe dzieciństwo, odkrywa coś, co kompletnie zawróci jej w głowie i zmieni dotychczaso...