Po przebudzeniu ogarnia mnie przerażenie. Zrywam się z kanapy, próbując ustalić gdzie jestem. Zaczyna kręcić mi się w głowie i nie umiem utrzymać równowagi. Nogi zaplątują mi się w koc i upadam na ziemię czym najwyraźniej budzę Rose, która sekundę później klęczy obok mnie ze szklanką wody. Wypijam ją jednym haustem i podnoszę się z pomocą cioci. Fala wstydu zalewa mnie z taką siłą, że kładę się z powrotem, wciskam twarz w poduszkę i zaczynam płakać. Ona jednak nie wygląda na rozbawioną ani zdezorientowaną. Siedzi obok i gładzi mnie po włosach, powtarzając, że wszystko będzie dobrze. Jednak nic nie jest dobrze, kiedy budzisz się w domu najlepszej przyjaciółki, a jej nie ma obok ciebie.Kiedy odzyskuję świadomość, powoli wstaję i idę do łazienki. Upewniam się, że drzwi są zamknięte i wchodzę do wanny. Jak zwykle odkręcam kurek prawie maksymalnie w stronę czerwonej kropki, jednak dzisiaj ograniczam się do samych nóg. Nadal chcę za wszelką cenę uniknąć pytań o mnie. Po krótszym niż zazwyczaj czasie wstaję i zaczynam się wycierać, z całych sił skupiając uwagę na ścianie przede mną, żeby opanować mroczki. Ubieram się i idę do salonu, gdzie na stole czekają babeczki z jagodami i szklanka domowej lemoniady. Bolesne kłucie w sercu znów przybiera na sile, jednak za wszelką cenę staram się je opanować. Siadam przy stole i w celu zajęcia myśli czymś innym, zaczynam wypytywać Rose o nowy stosik książek.
W południe dziękuję jej za wspólnie spędzony czasu kilka razy obiecuję, że wrócę. Ciocia po dziesięciokrotnym upewnieniu się, czy na pewno dobrze się czuję i podaniu mi aktualnego numeru telefonu, wciska mi pakunek z babeczkami, odwraca się i zamyka drzwi.
Wiem, ciociu, ja też tego nie chcę.
Ale już nigdy cię nie zostawię.
Jestem w świetnym humorze, więc włączam radio i podziwiam widoki podśpiewując nową piosenkę Harry'ego Stylesa. Ostatnia doba była dla mnie oczyszczająca, uświadomiła mi, że minęło wystarczająco dużo czasu, żeby zacząć wracać do normalnego życia, które przez ostatnie lata uciekało mi przez palce. Planuję wrócić do pracy, zacząć częściej spotykać się z rodzicami i przede wszystkim co najmniej raz w tygodniu odwiedzać ciocię Rose. W tym momencie, świat wydaje się otwierać przede mną wszystkie drzwi, które przez kilka lat pozostawały zamknięte.
Kiedy podjeżdżam pod mój blok, uśmiech momentalnie schodzi mi z twarzy. Na parkingu roi się od policji, widzę samochód taty oraz rower Emily. Próbuję się uspokajać i przekonywać, że nie chodzi o mnie, jednak gdy widzę mamę płaczącą na krawężniku, serce spada mi do żołądka. Mam ochotę uciekać, ale wiem, że muszę stawić czoła temu co narobiłam. Zatrzymuję samochód i nie mogąc opanować drżenia rąk, zakładam je za głowę i opieram czoło o kierownicę. Wszystko później dzieje się zdecydowanie za szybko.
Ktoś otwiera drzwi szarpnięciem, ktoś pada na kolana, a do moich uszu docierają tylko podniesione głosy mężczyzn. Znowu czuję zawroty głowy i przeklinam się w duchu, że w ogóle tu przyjechałam. Tata kończy rozmowę z wysokim mężczyzną w mundurze, podchodzi do mojego samochodu i zaczyna krzyczeć.
- Gdzieś ty była, dziewczyno? Już do końca postradałaś zmysły? Gdzie jest twój telefon i dlaczego, do jasnej cholery, drzwi do twojego mieszkania są otwarte?
Słyszę te pytania jak przez mgłę, czuję, że zaraz zemdleję, gdy mama odpycha rozwścieczonego męża i delikatnie łapie mnie za rękę. Zaczyna liczyć, cicho i spokojnie, dołączam do niej przy dziewiętnastu i z powrotem łapię oddech. Wysiadam z samochodu, cały czas kurczowo się jej trzymając i idziemy w kierunku klatki. Wchodzę po schodach oparta o ścianę i dosłownie wtaczam się do mieszkania, gdzie po raz kolejny nie mogę wydusić z siebie słowa.
Wszystkie szafki są otwarte, rzeczy porozrzucane po podłodze, a co najgorsze– drzwi do mojego pokoju wyważone. Osuwam się na kanapę i z niedowierzaniem rozglądam się po pomieszczeniu. Mama widząc moją konsternację siada obok, ale w bezpiecznej odległości i zaczyna się tłumaczyć.
- May, wybacz nam. Nie przyszłaś do pracy, nie odbierałaś telefonu i nikomu nie powiedziałaś gdzie się wybierasz. A kiedy przyjechaliśmy tu z tatą dziś rano, a drzwi do mieszkania były otwarte... przeraziliśmy się. Wezwaliśmy policję, do twojego pokoju nie dało się wejść i myśleliśmy że... - unoszę wyprostowaną dłoń, żeby nie kończyła zdania.
Wiem co chciała powiedzieć i sprawia mi to nieoczekiwany ból. Martwili się o mnie, a ja znowu ich rozczarowałam. Minęło tyle czasu, a moi najbliżsi nadal boją się zostawić mnie samą we własnym domu. Mam ochotę zapaść się pod ziemię, kiedy tata wchodzi do mieszkania z miną zbitego szczeniaka. Przytulam się do niego, a on odwzajemnia uścisk i raz po raz mnie przeprasza. Obejmujemy się w trójkę na kanapie, słyszę dobiegającą zza drzwi rozmowę Emily z sąsiadami. W moje zaginięcie była zaangażowana chyba cała okolica. Teraz wszystko jest dobrze i pragnę, żeby ta chwila trwała wiecznie. Z każdą minutą odpycham możliwość rozmowy, bo spodziewam się reakcji rodziców na odpowiedzi jakie ode mnie dostaną.
- Kochanie, powiedz nam gdzie byłaś – szepcze mama.
- Nieważne, naprawdę, byłam bezpieczna, przepraszam, że tak was nastraszyłam.
- Nie szkodzi, ważne, że jesteś cała, ale musimy wiedzieć.
Patrzą na mnie wyczekująco, a ja jak zwykle próbuję wymyślić jakieś kłamstwo. Ale nie mogę, ta wojna musi się kiedyś skończyć.
- U Rose – odpowiadam najszybciej jak się da i odwracam wzrok, ale mimo to słyszę, jak oddech taty zaczyna przyspieszać.
Wstaje i zaczyna chodzić po pokoju. Mama siedzi nieruchomo, ale widzę pojedynczą łzę spływającą po jej policzku. Zaczynam gorączkowo tłumaczyć, że tego nie planowałam, że byłam w drodze do pracy,że tego potrzebowałam i w końcu coś mi pomogło. Słowa wylewają się ze mnie jak potok. Tata pokonuje salon jednym, długim krokiem i podchodzi do mnie tak szybko, że aż się wzdrygam.
- To ci pomogło? Ona ci pomogła? May, byliśmy dla ciebie każdego dnia, wytrzymywaliśmy wszystko, nie rozmawiamy ze sobą od trzech lat, bo cierpliwie czekamy, aż będziesz gotowa, a ty mi mówisz, że ona ci pomogła? - jest cały czerwony, ale jednocześnie ma przeszklone oczy. Mama próbuje go uspokoić, jednak on to ignoruje i idzie do kuchni. - Nie wierzę, po prostu nie wierzę!
- Dlaczego nie możecie jej w końcu wybaczyć, tato? - zaczynam mówić drżącym głosem, kiedy wychyla się zza framugi i krzyczy.
- Bo ona zabiła swoją córkę, May.
Te słowa to ostatnie co pamiętam. Kiedy z powrotem otwieram oczy, znajduję się w łóżku.
Szpitalnym łóżku.
CZYTASZ
Miesiąc za miesiącem
Teen FictionMay przechodzi ciężki okres w swoim życiu związany ze stratą bliskiej osoby. Kiedy dzięki pomocy rodziny wraca do zdrowia i normalności, w domu, w którym spędziła całe dzieciństwo, odkrywa coś, co kompletnie zawróci jej w głowie i zmieni dotychczaso...