Po rozłączeniu się, zeszłam do kuchni po szklankę wody. Musiałam się trochę uspokoić, bo już naprawdę byłam bliska ataku paniki. Oparłam się o blat kuchenny i piłam powoli wodę, gdy usłyszałam wibracje w moim telefonie. Byłam pewna, że to Tony, lecz ku mojemu zdziwieniu była to Hannah.
- Boże, przepraszam cię Hannah miałyśmy się spotkać, a już po osiemnastej. - powiedziałam.
- Spoko, nie ma sprawy. Możemy się spotkać jutro po lekcjach, jeśli teraz nie masz czasu. - odpowiedziała.
- Dobra, to jesteśmy umówione. Do zobaczenia. - odparłam.
- No papa!
Gdy odłożyłam telefon, od razu powróciły do mnie wszystkie negatywne emocje. Nie miałam na nic ochoty. Nawet na to, by zjeść normalny posiłek o co prosił mnie lekarz. Za trzy dni mam się zjawić w szpitalu, aby ustalili co dalej robić z tym guzem. Wszystko się sypie. Miałam już nadzieję, że wszystko się poukłada i wreszcie będę szczęśliwa. Jednak najwidoczniej los miał dla mnie inne plany.
Usiadłam w salonie na kanapie. Okryłam się kocem i włączyłam jakiś film, aby przestać choć chwile myśleć o tym co się wydarzyło. Po niecałych dwudziestu minutach usłyszałam pukanie do drzwi. Nie miałam siły, ani ochoty by wstać, więc dalej w ciszy oglądałam film. Gdy pukanie się nasiliło i było bardziej natarczywe podniosłam się i otworzyłam drzwi. W wejściu stał Tony. Widziałam po jego minie, że jest zdenerwowany i zmartwiony.
- Czemu nie odbierasz telefonu i nie raczysz otworzyć drzwi? Co się stało? - spytał wymijając mnie i wchodząc do salonu.
- Nie miałam ochoty, to tego nie robiłam. - powiedziałam podirytowana.
Wszystkie złe emocje, które towarzyszyły mi po wizycie u lekarza, z płaczu i smutku zamieniły się na złość i gniew. Miałam już wszystkiego dosyć. Jedyne co na razie chciałam to zniknąć.
- Yn, co się dzieje? Coś Hannah zrobiła? Twoja matka? - wypytywał co chwila, przy okazji mierząc mnie od dołu do góry wzrokiem.
- Nic się nie dzieje. Daj mi już spokój. - odpowiedziałam wymijając go i z powrotem siadając na kanapie. Okryłam się ponownie kocem, tylko tym razem zakryłam sobie nim również głowę. Nawet nie wiem, kiedy po moim policzku spłynęła pojedyncza łza.
- Kwiatuszku... Nie płacz. - odparł spokojnie chłopak siadając koło mnie. Zdjął z mojej głowy koc i mocno mnie przytulił. - Nie płacz już. Powiedz co się stało.
- T-tony, j-ja umieram. - wyszlochałam, a chłopak spojrzał się na mnie jak na ducha. - Byłam dzisiaj z ciocią u l-lekarza. B-bo wiesz ostatnio tak wymiotowałam i w ogóle. Po zbadaniu mnie powiedział, że mam raka. Nie wiem co ja teraz zrobię. - powiedziałam i jeszcze bardziej się rozpłakałam.
- C-co? - spytał.
Widziałam po nim, że jest bardzo wstrząśnięty tą wiadomością. W pewnym momencie zauważyłam błysk w jego oczach i dopiero po chwili zrozumiałam, że to łzy. Chłopak błyskawicznie przetarł swoje oczy. Tym razem to ja go przytuliłam. Chciałabym, żeby wiedział, że przy mnie może płakać. Nie jestem tą dziewczyną, która uważa, że płacz u mężczyzn jest "mniej męskie". Dla mnie liczy się to, aby przy mnie był sobą i dobrze się czuł.
- Tony, możesz płakać... - szepnęłam. - Pamiętaj, że dla mnie nie będziesz w tym momencie słaby.
- Jesteś za cudowna, aby mnie opuszczać. - powiedział płacząc i wtulając się we mnie. - I nigdy nie pozwolę by do tego doszło. Jesteś pierwszą i jedyną dziewczyną przy której szaleje ja i moje serce. Nie słyszysz tego często, bo nie umiem tego mówić, ale chce żebyś wiedziała, że bardzo cię kocham.
- Ja o tym już wiem od dawna. - odparłam. - I uwierz nie chcę cię opuszczać.
*****
Skip time: następny dzień, po lekcjach
Stałam przed moim domem i czekałam na dziewczyny. Jeszcze tylko one i rodzina Tonego nie wiedziała o mojej chorobie. Braciom i siostrze chłopaka ma zamiar powiedzieć Tony przy dzisiejszym obiedzie, na którym niestety nie mogłam być, bo spotkałam się z dziewczynami. Po paru minutach podeszła do mnie Lucy z Hannah.
- No cześć Ynusia. - powiedziała ta druga i się do mnie przytuliła. - Jeszcze raz chciałabym cię przeprosić za tą akcje. Wiem, że głupio postąpiłam. Wybaczysz mi?
- Już dawno to zrobiłam. - odpowiedziałam uśmiechając się lekko. - Chodźcie przejdziemy się i powiem wam o czymś ważnym.
Poszłyśmy w stronę parku. Po drodze rozmawiałam z Lucy o takiej jednej dziewczynie z klasy, z którą się pokłóciła. Jednakże po tej nawet miłej pogadance musiałam przejść do rzeczy.
- Wiecie dziewczyny mam wam coś ważnego do powiedzenia. - westchnęłam.
- Co tam? - spytała przyjaźnie Lucy.
- Byłam wczoraj u lekarza. Moja ciocia się zaczęła martwić o te wymioty i zapisała mnie na wizytę. Po zbadaniu mnie okazało się, że nie była to zwykła grypa jelitowa. - odpowiedziałam.
- Nie... Yn, nie mów że..- powiedziała lekko przerażona blondynka.
- Mam raka.
- O mój boże. - wyszeptała Hannah. - Yn, nie wiem co mam powiedzieć.
- Dziewczyno, ale coś więcej powiedz. Przez co go masz? Dlaczego? - mówiła bardzo chaotycznie Lucy.
- Pamiętasz Lucy, jak parę miesięcy temu po mojej przeprowadzce czułam się źle i do niczego? Zaczęłam wtedy palić. Ale nie tylko to do tego doprowadziło. Nie jadłam regularnych posiłków, albo w ogóle nie jadłam. - powiedziałam cicho.
- Od dnia dzisiejszego pilnuje cię z posiłkami. - odpowiedziała Lucy. - Razem damy radę.
- Musimy dać radę. - dopowiedziała Hannah.
____________________________________________
Hejka żabki! Macie tutaj kolejny rozdział i dajcie znać w komentarzach czy się podoba. Przepraszam za jakiekolwiek błędy. Postaram się jutro zacząć pisać kolejny rozdział, więc w sobotę lub jeszcze nawet w piątek się pojawi.
Zapraszam na mojego Instagrama:
frog.in.books
Dziękuję za 31 wyświetleń i prawie 1,5 gwiazdek po książką.
I love you all guys!! <33
CZYTASZ
Tony Monet x reader| Kwiatuszku~
FanfictionYn Williams wprowadza się do Pansylwani ponieważ jej rodzice wzięli rozwód. Dzięki temu że mama ma dobrze płatną pracę nastolatka może sobie pozwolić na prywatne liceum. Poznaje tam paru znajomych i wydaje się że ma "idealne życie". Niestety tak nie...