Matka Sainik uniosła ciężką głowę ze stolika. Strącona niezgrabnym ruchem butelka rozbiła się o podłogę, wywołując potworny hałas – potworny dla kogoś, kto kilka godzin wcześniej wypił kubeł bimbru. Złapała się za głowę i wykrzywiła usta w grymasie bólu. Rzeczywistość wdzierała się do świadomości, ciągnąc za sobą niechcianą trzeźwość. Wszystko wirowało i nie zamierzało ustać w miejscu.
– Kurfa – wysepleniła.
Dziwne dalekie odgłosy rozbrzmiewały coraz wyraźniej zza otwartego na oścież okna. Wspierając się o ścianę, podeszła do rozwartego drewnianego skrzydła i oparła o niego głowę. Widok wychodził na boczną bronę z uniesioną kratą.
Matka przetarła oczy i chlusnęła na siebie zimną wodą z pobliskiej misy. Świat zespolił się w stabilną całość. Ciemne postacie wlewały się do katedry. Ostrza błyskały w świetle pełnego księżyca.
– Do broni! – wrzasnęła z całych sił. Żadnego odzewu, żadnej reakcji. Strażnicy na murach byli już martwi lub właśnie żegnali się z życiem.
Dwa bełty z cichym sykiem wleciały do pomieszczenia, mijając ją o włos.
Zatrzasnęła okno, pochwyciła miecz i rzuciła się w stronę drzwi. Korytarz niósł echo próśb i tłumionych krzyków. Sungardczczy mordowali zakonnice, które z różnych powodów pomimo późnej pory nadal kręciły się po katedrze.
– Nie, nie, nie... – zaprzeczała w nadziei, że to tylko koszmar, że za chwilę się zbudzi.
Wpadła do kwater mistrzyń.
– Wstawać! – krzyczała, waląc w drzwi. – Atakują nas!
Mira, Talina i Serta pierwsze wybiegły do przedsionka.
– Do broni! – rozkazała Matka Sainik. – Wszystkie adeptki mają natychmiast zebrać się w bibliotece! Talino, biegnij do lazaretu i zgarnij Kahię oraz rannych. Zemma powinna być z nimi.
– Tak, Matko!
– Mira, zabierz resztę mistrzyń na dziedziniec i ratujcie, kogo się da. Spotkamy się przy portalu.
Kobieta tylko skinęła ognistą czupryną i zabrawszy broń, ruszyła z Siostrami w stronę schodów.
Tatiana zaczęła walić w drzwi celi Perl.
Bez odpowiedzi.
Wpadła do środka, niemal wykopując skrzydło z zawiasów.
Zamarła.
Widok uśmiechniętej sinej twarzy wpatrzonej w sufit uderzył w nią i zamroczył, jakby dostała obuchem w potylicę. Chciała wrzasnąć, ryknąć żalem, ale nie mogła; nie teraz. Zamknęła drzwi, pozostawiając za sobą ukochaną Córkę w karmazynowej pościeli.
Milena wybiegła z izby naprzeciw.
– Gdzie jest Perl? – spytała nerwowo.
– Poszła ratować rannych i siostry w kaplicy – skłamała Tatiana.
– Dobrze; miałam straszny sen...
– Nie czas na sny! Sungardczczy dostali się do klasztoru – oznajmiła Matka i spojrzała mistyczce głęboko w oczy. – Dziewczyny przyprowadzą adeptki do biblioteki. – Ścisnęła jej ramiona, mocno, jakby chciała wyrzucić rozpacz inną drogą. – Ukryj wszystkich w kaplicy i czekaj tam na mnie. Pójdę pomóc w ewakuacji lecznicy.
*******************************************
Tatiana wbiegła na krużganek, pozostając w cieniu arkad. Księżyc dawał dużo światła, stając się wrogiem dla skrytobójców. Jeden napastnik wyskoczył zza kolumnady, wyprowadzając szybkie pchnięcie. Odskoczyła w uniku i natychmiast przeszła do kontry. Mocne kopnięcie w brzuch osłonięty czarnym skórzanym pancerzem, powaliło go na ziemię. Drugi zaatakował od tyłu. Poruszał się niemal bezszelestne i gdyby nie wątły cień, który wyrósł na granitowej ścianie, leżałaby już martwa. Cięła z obrotu; głęboko, przez cały tors. Zaskoczony w trakcie zamachu Sungardczyk, nie miał szans sparować błyskawicznego ataku. Wrzasnął w zrywie życia i zgasł, wydając salwę bulgoczących dźwięków. Pierwszego dobiła, gdy próbował się podnieść. Sztych przeszedł na wylot i zachrupotał, uderzając w kamienną posadzkę. Z dygoczącego korpusu wyciągnęła ociekające ciepłą juchą ostrze i pobiegła do lazaretu.
CZYTASZ
Pięć Domen: Opowiadania - Przyjaciel
FantasyZważywszy na to, iż świat Pięciu Domen jest wyjątkowo rozbudowany - zarówno geograficznie, jak i historycznie - postanowiłem niektóre wątki rozszerzyć i ukształtować w formy opowiadań. Inspiracją do jednego z tego typu tekstów okazał się zako...