Bitwa o wszystko cz.2

16 7 25
                                    

– No tak, poziom swobody – sapnęła Sebil i ziewnęła pociągle, jakby opis bitwy nie wywoływał w niej żadnych emocji.

– Że co, moja droga? – spytała Matka Karevis i skorzystała z przerwy, żeby zwilżyć gardło łykiem herbaty.

– Już wszystko zapomniałaś? Naprawdę...? – Bruka zmarszczyła czoło pokryte pręgowaną sierścią. Jej ogon w kolorze nocnego granatu zatańczył ospale w powietrzu.

– Było mi nie pieczętować aury, to bym pamiętała – skomentowała pod nosem Milena i siorbnęła ostygłego nieco naparu.

– Jasne, a twój Przyjaciel zrobiłby z nas niewolników.

– Jak zwykle przesadzasz, Sebil, nie jest taki zły. Po prostu jesteś uprzedzona do...

– Demonów? Tak, wybacz: jakoś za nimi nie przepadam.

– On preferuje, żeby go inaczej nazywać, ale wracając do tematu, bądź łaskawa mi przypomnieć: o co chodzi z tym poziomem swobody?

– A po co ci to?

– Trochę tęsknię za swoją magią.

Sebil przewróciła oczami i obróciła się na leżance.

– Magia zmiany jest jedną z najbardziej nieprzewidywalnych: nie da się jej precyzyjnie ukierunkować. Im więcej przemian z konkretnym skutkiem wymagasz, tym więcej nieprzewidywalnych rzeczy im towarzyszy.

– A no tak – Policzki Mileny zalał rumieniec – teraz pamiętam: nakazałam astrze zmienić konsystencję pocisków, ale pozostawiłam swobodę w kolorze i zapachu. – Uśmiechnęła się z satysfakcją i ugryzła kawałek ciasta.

– Dokładnie tak: im więcej swobody, tym mniejszy bałagan i tyle na ten temat.

Karevis uśmiechnęła się z satysfakcją i wzięła drugi kęs. Sebil zmierzyła ją wzrokiem.

– Dlaczego tak się szczerzysz? Pamiętałaś, co?

– Chciałam chwilę odsapnąć od wspominków – rzuciła cichutko Matka. Jej ciasto poszarzało i zmieniło się w piasek.

– Skoro już zjadłaś, to opowiadaj dalej. Zaczynam przysypiać. – Bruka ziewnęła, obnażając kły.

**************************************************************

Na zbitych w obronnym szyku telmiańskich piechurów spadł smolisty opad. Matka Sainik spojrzała w górę. Milena lewitowała wysoko nad ich głowami otoczona sznurem wirujących pereł. Niewidzialny astralny taniec wiedziony wolą mistyczki trzymał w ryzach energię rozdartej symetrii. Zdezorientowani tarczownicy przyglądali się brei, która spływała po drewnianych pawężach jak gęsta flegma. Rannych wynoszono na tyły, a luki na froncie uzupełniano z szeregów w odwodzie.

Tatiana zlokalizowała generała Skortela pośród zgiełku przemieszczającego się wojska.

– Teraz, Stefanie! – wrzasnęła w jego stronę.

Pogalopował przed palisadę z drzewców, tarcz i ciał, krzycząc: DO ATAKU! Kordon zbrojnych ruszył do przodu. Nie mogli dopuścić wież oblężniczych do murów. Pociski kuszników kąsały wycofującą się sungardzką jazdę. Kilka głazów przeleciało nad głowami obrońców i uderzyło w szeregi napierającej brygady Cesarskich: Pierwszej Zbrojnej Dallońskiej i zwartego szyku zakonnych Tytanów, robiąc trochę zamieszania po stronie wroga.

Niestety... Frondibole były niszczycielskie, lecz niezbyt celne. Żaden z kamieni nie trafił bezpośrednio w nieustannie pełzające do przodu drewniane kolosy. Zakonni rycerze, duma cesarskiej armii, zwarli szyki i ruszyli w pierwszym szeregu; ich nasączone sulfirytem pancerze służyły za tarcze. Ogromne miecze, topory, młoty i glewie podążały niepowstrzymane w kierunku Telmian.

Pięć Domen: Opowiadania - PrzyjacielOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz