– No tak, poziom swobody – sapnęła Sebil i ziewnęła pociągle, jakby opis bitwy nie wywoływał w niej żadnych emocji.
– Że co, moja droga? – spytała Matka Karevis i skorzystała z przerwy, żeby zwilżyć gardło łykiem herbaty.
– Już wszystko zapomniałaś? Naprawdę...? – Bruka zmarszczyła czoło pokryte pręgowaną sierścią. Jej ogon w kolorze nocnego granatu zatańczył ospale w powietrzu.
– Było mi nie pieczętować aury, to bym pamiętała – skomentowała pod nosem Milena i siorbnęła ostygłego nieco naparu.
– Jasne, a twój Przyjaciel zrobiłby z nas niewolników.
– Jak zwykle przesadzasz, Sebil, nie jest taki zły. Po prostu jesteś uprzedzona do...
– Demonów? Tak, wybacz: jakoś za nimi nie przepadam.
– On preferuje, żeby go inaczej nazywać, ale wracając do tematu, bądź łaskawa mi przypomnieć: o co chodzi z tym poziomem swobody?
– A po co ci to?
– Trochę tęsknię za swoją magią.
Sebil przewróciła oczami i obróciła się na leżance.
– Magia zmiany jest jedną z najbardziej nieprzewidywalnych: nie da się jej precyzyjnie ukierunkować. Im więcej przemian z konkretnym skutkiem wymagasz, tym więcej nieprzewidywalnych rzeczy im towarzyszy.
– A no tak – Policzki Mileny zalał rumieniec – teraz pamiętam: nakazałam astrze zmienić konsystencję pocisków, ale pozostawiłam swobodę w kolorze i zapachu. – Uśmiechnęła się z satysfakcją i ugryzła kawałek ciasta.
– Dokładnie tak: im więcej swobody, tym mniejszy bałagan i tyle na ten temat.
Karevis uśmiechnęła się z satysfakcją i wzięła drugi kęs. Sebil zmierzyła ją wzrokiem.
– Dlaczego tak się szczerzysz? Pamiętałaś, co?
– Chciałam chwilę odsapnąć od wspominków – rzuciła cichutko Matka. Jej ciasto poszarzało i zmieniło się w piasek.
– Skoro już zjadłaś, to opowiadaj dalej. Zaczynam przysypiać. – Bruka ziewnęła, obnażając kły.
**************************************************************
Na zbitych w obronnym szyku telmiańskich piechurów spadł smolisty opad. Matka Sainik spojrzała w górę. Milena lewitowała wysoko nad ich głowami otoczona sznurem wirujących pereł. Niewidzialny astralny taniec wiedziony wolą mistyczki trzymał w ryzach energię rozdartej symetrii. Zdezorientowani tarczownicy przyglądali się brei, która spływała po drewnianych pawężach jak gęsta flegma. Rannych wynoszono na tyły, a luki na froncie uzupełniano z szeregów w odwodzie.
Tatiana zlokalizowała generała Skortela pośród zgiełku przemieszczającego się wojska.
– Teraz, Stefanie! – wrzasnęła w jego stronę.
Pogalopował przed palisadę z drzewców, tarcz i ciał, krzycząc: DO ATAKU! Kordon zbrojnych ruszył do przodu. Nie mogli dopuścić wież oblężniczych do murów. Pociski kuszników kąsały wycofującą się sungardzką jazdę. Kilka głazów przeleciało nad głowami obrońców i uderzyło w szeregi napierającej brygady Cesarskich: Pierwszej Zbrojnej Dallońskiej i zwartego szyku zakonnych Tytanów, robiąc trochę zamieszania po stronie wroga.
Niestety... Frondibole były niszczycielskie, lecz niezbyt celne. Żaden z kamieni nie trafił bezpośrednio w nieustannie pełzające do przodu drewniane kolosy. Zakonni rycerze, duma cesarskiej armii, zwarli szyki i ruszyli w pierwszym szeregu; ich nasączone sulfirytem pancerze służyły za tarcze. Ogromne miecze, topory, młoty i glewie podążały niepowstrzymane w kierunku Telmian.
CZYTASZ
Pięć Domen: Opowiadania - Przyjaciel
FantasyZważywszy na to, iż świat Pięciu Domen jest wyjątkowo rozbudowany - zarówno geograficznie, jak i historycznie - postanowiłem niektóre wątki rozszerzyć i ukształtować w formy opowiadań. Inspiracją do jednego z tego typu tekstów okazał się zako...