Milena słowami inkantacji zaplotła stabilne zaklęcie. Nad toczącą się bitwą zawisła osłona skondensowanej astry. Szara energia zmiany wiła się pomiędzy rozciągniętymi perłami pustyni.
Kolejna salwa sungardzkich strzał przeleciała przez barierę i zmieniła się w mazisty barwny deszcz. Oddech mistyczki był ciężki, ale równomierny: mowa Pierwszych niosła moc nieprzeznaczoną dla śmiertelnych. Jeden zły dźwięk, jeden nadmiernie przesycony ton i słowa rozerwałyby krtań w momencie formowania.
Ostatni aktywny minerał ospale orbitował wokół Mileny niesiony resztką jej własnej mocy. Sięgnęła po sakwę przytroczoną do pasa. Rozwiązanie sznurka uwolniło strumień srebrzystego piasku porwanego przez prądy wzburzonej magii. Symetria magicznego pola przeciwstawiała się woli, dążyła do równowagi, pragnęła nieistnienia.
Karevis spojrzała na pchane wieże szturmowe. Ich ociężałe szerokie koła zagłębiały się nawet w suchą ubitą glebę.
Nie mogła opaść, bo cesarska piechota gotowa była nadziać ją na włócznie i pochlastać mieczami.
Stąd nic nie zdziałam: za daleko, pomyślała.
– Trzeba zaryzykować – wyszeptała i wtarła garść pyłu wyjętego z sakwy w zaklętą brygantynę. Zbroja wchłonęła magię i rozmyła się w fazie, drgając na granicy istnienia. Reszta srebrzystych piasków wysypana z woreczka poszybowała na wietrze i oplotła mistyczkę całunem z iluzji. Kobieta przypominała smugę gorącego powietrza, która zakrzywia obraz nad rozgrzaną pustynią.
Zaczęła obniżać lot i ostrożnie zbliżać się do okutej platformy w kształcie pryzmy z kołami, która podtrzymywała resztę machiny oblężniczej. Mobilna forteca wlokła się do ukształtowanej przez nią osłony. Musiała coś zrobić, inaczej wzmocniona runami wieża sforsowałaby powietrzną zaporę.
Kamuflaż działał: zaaferowani bitwą Sungardzczy nie zwracali na nią uwagi, gdy sunęła tuż nad maszerującym pochodem. Świsty i trzaski upadających głazów mieszały się z krzykami i brzękiem stali.
Opadła naprzeciw kolosa z drewna i metalu. Ogromny aflaston w kształcie kobiety umieszczony na szczycie dzierżył miecz i złotą kulę symbolizująca światłość i wybawienie.
Chwalebna krucjata, pomyślała mistyczka, obrzydliwi hipokryci.
Zbliżywszy perłę do ust, wyszeptała inkantację, pompując resztki sił w wypowiadane słowa. Pełgająca szarym płomieniem kula potoczyła się w kierunku obarczonych stalowym okuciem kół. Pod podstawą zabulgotało jezioro z błota i mułu. Konstrukcja stanęła i zapadła w przemieniony grunt przechylając się na prawo. Kilku łuczników runęło z krzykiem na ziemię. Cesarscy piechurzy zaczęli uciekać z toru upadku.
– Jedna załatwiona, teraz kolejna: tylko jak? – wyszeptała Milena i ponownie oderwała stopy od przesiąkniętej krwią ziemi.
Rozbłysk karmazynowej błyskawicy uderzył bez ostrzeżenia. Czerwony sungardzki mistyk chybił o włos.
Obejrzała się.
Jego szata ociekała astrą: szkarłatną, gniewną.
Czuje mnie; nie mam wyboru, muszę walczyć, pomyślała.
Piechurzy uciekli spod narastającego cienia grzęznącej wieży. Tylko rząd opancerzonych Tytanów parł do przodu: spokojnie – jak na defiladzie. Maszerowali w stronę oddziału, który wspierała grupka zakonnic na czele z Tatianą.
Kolejny rozżarzony piorun świsnął o cale od Mileny, przecinając powietrze nad nią.
– Nigdzie nie polecisz ptaszyno – oznajmił mag. – Nie wiem skąd wzięłaś tyle wolnej astry, ale czuję, że już za wiele ci jej nie zostało.
CZYTASZ
Pięć Domen: Opowiadania - Przyjaciel
FantasyZważywszy na to, iż świat Pięciu Domen jest wyjątkowo rozbudowany - zarówno geograficznie, jak i historycznie - postanowiłem niektóre wątki rozszerzyć i ukształtować w formy opowiadań. Inspiracją do jednego z tego typu tekstów okazał się zako...