4

1.7K 71 2
                                    

Aiden należy do tego typu ludzi, którzy nie znoszą być ignorowani. A pan Styles właśnie to zrobił. Nie zaszczycił go nawet jednym spojrzeniem.

— Verino idź do swojego pokoju — rozkazuje mi brat. Jakbyśmy byli tu sami to najpewniej kazałabym mu spierdalać, teraz jednak nie chciałabym podważyć jego pozycji. Moje wątpliwości zostają jednak rozwiane, bo mój narzeczony kładzie mi dłoń na kolanie czym daje mi znać, że mam się nie ruszać.

Ta ręka na moim kolanie działa jednak na Aidena jak płachta na byka. Zbliża się do na z morderczym wyrazem twarzy. Z doświadczenia wiem, że w takim stanie to lepiej mu schodzić z drogi.

— Póki co to Verina nie jest pana żoną, więc nie radzę jej tak obłapiać — od zawsze Aiden tak reagował, jak tylko ktoś się do mnie zbliżył to mojemu bratu odbijało. Miałam tylko jednego chłopaka i to też musiałam zachować wszystkie środki ostrożności, bo gdyby ktoś mu o tym doniósł to Aiden by go chyba wypaproszył.

I to wcale nie jest przesada z mojej strony.

— Ledwie ją dotknąłem i nie wydaje mi się bym musiał akurat tobie się z czegoś tłumaczyć — widzę, że mój przyszły mąż coraz bardziej się irytuje. Kurwa jeśli zaraz czegoś nie zrobię to dojdzie tu do bardzo nieprzyjemnej sytuacji.

A skoro już moi bracia zamierzają się go pozbyć to nie mogę dopuścić by znaleźli się w kręgu podejrzanych. A taka kłótnia na pewno nie objedzie się bez echa.

— Aiden odpuść — proszę go.

Brat posyła mi wściekłe spojrzenie, bo ma mi pewnie za złe to, że nie doceniam jego troski. No cóż później mu wytłumaczę swoje motywacje.

— Nie powinienem na to pozwalać.

— Przecież jesteśmy w domu, w każdej chwili mogę cię zawołać.

Mój nadopiekuńczy brat nic nie odpowiada, ale za to idzie na górę. Szczerze to bym się nie zdziwiła jakby zamiast iść do swojego pokoju to nasłuchiwał naszej rozmowy. Nie mam jednak nic przeciwko.

— Przepraszam za niego — mówię dokładnie to co powinnam. Teraz jeszcze przez jakiś czas muszę grać grzeczną i poukładaną dziewczynkę.

— Nie masz za co. On się po prostu o ciebie martwi, lecz możesz być pewna, że zbyt często to on nas nie będzie odwiedzał. Nie chce ciągle wysłuchiwać jego pretensji — z ledwością powstrzymuje się przed prychnięciem i powiedzeniem, że nie ma takiej rzeczy, która mogłaby powstrzymać Aidena przed odwiedzaniem mnie. — Masz jeszcze jakieś pytania do mnie?

A tak, wracamy do pytań o nasze wspólne życie, do którego mam nadzieję, że nie dojdzie.

— Jak pewnie wiesz to studiuje, mam nadzieję, że nie będziesz kazał mi przerwać nauki.

— Twoje studia w ogóle mi nie przeszkadzają — uśmiecham się na jego słowa. — Wiesz chyba, że skoro straciłem jednego syna to jak najszybciej muszę się postarać o kolejne potomstwo. Uprzedzam od razu, bo nie chcę byś zaczęła brać tabletki antykoncepcyjne.

Po prostu nie wiem co powiedzieć. Mam ledwo dwadzieścia lat, a on już chce bym zaszła w ciąże.

— Rozumiem — coś tam jeszcze mówi, ale już go nie słucham. Będę musiała poprosić tych braci, których interesuje mój los by jak najszybciej mi pomogli.

***

— Przestań rzesz tak łazić w kółko. Zaraz mi się przez ciebie zacznie kręcić w głowie — narzeka na mnie Aiden leżący rozwalony na moim łóżku. Niby na mnie obrażony, ale sam tu przyszedł.

— Ledwo godzinę temu dowiedziałam się, że ktoś planuje mieć ze mną dziecko. Wybacz, ale nie potrafię się po tym tak po prostu uspokoić — warczę w jego stronę chociaż nie ma w tym jego winy.

— Myślisz, że awaria przewodu hamulcowego brzmi podejrzenie? — pyta od niechcenia, a ja się nagle zatrzymuje. Mam ochotę odpowiedzieć, że nie, ale kurwa trzeba być trochę ostrożniejszym.

— Tak i to nawet bardzo. Najlepiej by było jakby dostał jakiegoś zawału. W jego wieku i przy tak nerwowym trybie życia takie rzeczy się zdarzają — Aiden parska śmiechem na moje słowa. Miło wiedzieć że ja tu przeżywam tragedię życiową, a jego nie opuszcza dobry humor.

— Oj nie chciałbym być twoim wrogiem siostrzyczko.

— Skoro tak to mi pomóż — chwytam leżącą na łóżku poduszkę i w niego rzucam. — Niech się zaćpa do jasnej cholery! Tacy jak on na pewno próbują swoich dragów.

— To nie jest takie proste. On ma wokół siebie sztab zaufanych ludzi. Skoro awaria samochodu jest zbyt ryzykowana to chyba będziesz musiała ty go zabić — nieruchomieje na jego słowa. Jakim cudem ja według niego mam to zrobić? To jest dorosły dobrze zbudowany mężczyzna i nie sądzę bym miała z nim jakiekolwiek szanse.

— Widziałeś jego i mnie. Jeśli sądzisz, że to może mi się udać to znak, że trzeba cię zapisać do okulisty albo od razu do psychiatry! — mam mu jeszcze kilka słów do powiedzenia, ale milknę, bo słyszę, że ktoś otwiera drzwi.

Odwracam głowę i widzę Petera.

— To prawda, że dziś odwiedził nas szwagier? — pyta spoglądają na Aidena. Ten jednak nic mu nie odpowiada tylko rzuca w niego poduszką i to tą samą, którą oberwał ode mnie.

— Nie nazywaj go tak! Verina uważa, że nie powinniśmy ryzykować tej akcji z samochodem — czyli to jest pomysł ich obu.

Peter maszeruje do mojego ulubionego fioletowego fotela z welurowego materiału i się na nim usadawia.

— I chyba ma rację, bo jeszcze ktoś by się wygadał i byłby z tego niezły dym. Ojciec chce za wszelką cenę zawrzeć pokój, a my doprowadziliśmy do wojny.

Z chęcią bym pomogła tacie, ale nie zamierzam też poświęcać swojego życia.

— Wspominałaś coś o zawale. Jestem w stanie załatwić ci taki lek, który mógłby wywołać u Stylesa zawał. Tylko to ty byś musiała mu to podać — Aiden każde słowo wypowiada z coraz to większym trudem. — A to się wiążę z tym, że chociaż na chwilę musisz zostać jego żoną, I co najgorsze pozwolić mu się dotknąć.

Aiden mówi to w taki sposób jakbym co najmniej miała dać mu się pokroić.

— Wiem i jestem na to gotowa.


Jak się postaracie i będą konkretne komentarze to dostaniecie dziś jeszcze jeden.

Okrutny losOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz