8

1.6K 67 6
                                    

Zirytowany Aiden bywa nieprzewidywalny, może w tym stanie powiedzieć o kilka słów za dużo. A to mogłoby oznaczać dla nas dwoje wyrok śmierci.

— Tu po prostu panują inne zwyczaje niż u nas — odzywam się by przerwać by nie dopuścić do odpowiedzi Harry'ego. Nie posądzam go o to by był na tyle cierpliwy by znosić uszczypliwości mojego nadopiekuńczego brata.

— Za cholerę mi się one nie podobają — ruszam w stronę tego marudy i go obejmuje. Delikatnie owija swoje ramiona wokół mnie. Zachowuje się tak jakby się bał sprawić mi ból. Chyba spodziewa się, że jestem cała posiniaczona.

Owszem czuję dyskomfort po naszej wczorajszej nocy, lecz nie jest to nic złego.

— Musimy porozmawiać na osobności — szepcze mi do ucha, a ja już wiem jaki temat chce poruszyć. Na pewno się spyta czemu Harry jeszcze żyje.

Odsuwam się od brata i odwracam się w stronę męża.

— Chciałabym porozmawiać z bratem. Mogę? — to upokarzające, że muszę prosić o takie rzeczy, ale niestety takie są realia tego świata. Pieprzonego świata, w którym rządzą mężczyźni, a my kobiety jeśli chcemy cokolwiek osiągnąć to musimy się wykazać wielkim sprytem.

— Możesz Verino — odpowiada poważnym tonem. Nie znam go jeszcze dobrze, ale już wiem, że się na coś złości. Podejrzewam, że na Aidena.

Łapie brata za rękę i prowadzę go na górę.

— Możesz mi wytłumaczyć czemu nie zrobiłaś tego o co cię prosiłem — no i zaczynamy od pretensji. Zaraz na pewno dostanę ostrą reprymendę.

Wchodzimy do sypialni Harry'ego, a ja odstawiam walizkę na bok. Gosposia przemieszcza się jak duch, bo łóżko jest już zaścielone, i nie śladu po kieliszkach i butelce. Mam nadzieję, że zawartość zostanie wylana, bo nie chce by ktoś się niewinnie przeze mnie przekręcił.

— Zrobiłam to co kazałeś, ale on tego nie wypił. Nie wziął nawet łyka — mówię z irytacją. Aiden na chwilę przymyka oczy i zaciska pięści. Widzę też ze wszystkich sił stara się nie wybuchnąć.

— Cholera, ale mamy pierdolonego pecha! — warczy nie podnosząc zbytnio głosu. I dobrze, przecież ktoś może stać pod drzwiami. Kurwa tak naprawdę to nie powinniśmy nawet o tym tu rozmawiać. — Ale to nic. Póki co nie nabrał żadnych podejrzeń, więc z łatwością możemy się go pozbyć w inny sposób.

— Nie rozmawiajmy tu o tym.

— Myślisz, że ... — milknie, bo łatwo się domyśleć co chce powiedzieć.

— Właśnie nie wiem, dlatego lepiej poruszyć tę kwestię jak już będziemy sami, u nas w domu — Aiden kiwa głową na tak. Powoli się do mnie zbliża i delikatnie oczywiście jak na niego łapie mnie za ramiona. Dokładnie też skanuje moje ciało wzrokiem.

— A teraz chcę byś mi opowiedziała jak było. I to ze szczegółami, bo muszę wszystko wiedzieć — to brzmi jak kiepski żart. Żaden normalny brat nie chciałby usłyszeć od swojej siostry szczegółów jej nocy poślubnej, ale mój nie normalny brat właśnie tego ode mnie oczekuje,

— Nie skrzywdził mnie.

Aiden łypie na mnie oczami i już wiem, że w ogóle mi nie uwierzył. On oczekuje, że zaraz wypłaczę mu się na ramieniu i opowiem jak zostałam zmaltretowana przez Harry'ego. Na całe szczęście nic takiego nie miało miejsca.

— Na serio, było dużo lepiej niż się spodziewałam — nawet w najbardziej optymistycznych myślach nie zakładałam, że Harry będzie w stosunku do mnie tak cierpliwy i uważny. Zamiast myśleć o sobie to on przede wszystkim zadbał o moje potrzeby.

— Verino ja doskonale znam ludzi jego pokroju i wiem do czego są zdolni. Może i nie masz widocznych śladów, ale on też wie jak uderzać by nikt tego nie widział.

Zrezygnowana kręcę głową.

Czemu mój brat do cholery tak bardzo chce bym przyznała, że Harry mnie krzywdził.

— Nic mi nie jest — cedzę przez zęby, bo jak mu się normalnie mówi to on niestety nie rozumie.

— Okej już się tak nie denerwuj — od razu zmienia mu się ton głosu. — Niedługo wrócisz do domu i nasze życie będzie takie jak wcześniej — nachyla się nade mną i składa pocałunek na moim czole.

Chce się uwolnić od Harry'ego, ale nie chce też powrócić do mojego wcześniejszego życia pełnego kontroli. Chce byś wolna i sama o sobie decydować.

***

Ten dom jest zupełnie jak labirynt. Już z godzinę tu błądzę i nadal jeszcze nie zwiedziłam pierwszego piętra. A jest jeszcze parter.

— Pomóc Pani w czymś? — prawie podskakuje na ten zimny ton głosu. Powoli odwracam się na pięcie i widzę stojącego przede mną wysokiego mężczynę. Ciemnowłosy i dobrze zbudowany.

— Nie, po prostu się rozglądam — odpowiadam. Dziwnie się czuję z tym, że tu ciągle wpadam na jakiegoś napakowanego faceta. Ten przynajmniej wydaje się być w zbliżonym wieku do mnie. — Wiem, że to nie odpowiednie pytanie, ale jaką funkcje tu pełnisz?

Nie specjalnie mnie to interesuje, ale trzeba przecież sprawiać wrażenie, że to miejsce mnie obchodzi.

— Ja będę pani ochroniarzem — zastygam na te słowa. Ochroniarz? Po jaką cholerę jest mi potrzebny ochroniarz? Do tej pory radziłam sobie bez niego.

— A możesz mnie oświecić na czym będzie polegać twoje zadanie? — pytam chamsko, po tym co usłyszałam nie potrafię już zachować pozorów. Przecież to jasne, że ten facet nie będzie mnie chronił, jego głównym zadaniem będzie śledzić każdy mój ruch.

Kurwa nawet mój nadopiekuńczy brat nie wpadł na tak chory pomysł.

— Będę dbał o pani bezpieczeństwo, a jeśli chodzi o szczegóły to niech pani zapyta męża.

O na pewno to zrobię. Nie mogę mu pozwolić na coś takiego.

Gwałtownie się odwracam żeby pójść do Harry'ego, ale szybko uświadamiam sobie, że ja tak naprawdę nie

mam pojęcia gdzie on się znajduje. Nie jestem nawet pewna czy jest jeszcze w domu.

Znów spoglądam na tego ciemnowłosego mężczyznę. Muszę go zapytać gdzie jest Harry, bo inaczej do nocy będę tu krążyć.

— Powiesz mi gdzie mogę znaleźć mojego męża?

— Zaraz panią zaprowadzę — oznajmia i zaczyna iść przodem. Schodzimy na dół na następnie kolejnym krętym korytarzem, aż wreszcie zatrzymujemy się przed drzwiami. — Tu najczęściej przebywa pani mąż.

Unoszę dłoń by zapukać, ale w ostatniej chwili się powstrzymuje.

— On jest tam sam?

— Z tego co mi wiadomo to tak — biorę głęboki oddech i naciskam na klamkę. Drzwi ustępują, a ja wchodzę do tej mrocznej pieczary. Nie mogę inaczej nazwać tego miejsca Wszystko jest tu wykończone w ciemnych odcieniach, a jedynym źródłem światła jest wielki żyrandol w kształcie fajerwerków.

Harry podnosi swój wzrok znad ekranu stacjonarnego komputera i się we mnie wpatruje.

— W czymś ci pomóc Verino?

Liczę na waszą opinię.


Okrutny losOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz