CHAPTER 2 - Byers bathroom

127 12 20
                                    

30.06

Pov : William

Obudziłem się cały zlany potem. Ciężko oddychając wstałem z łóżka i o mało nie przewróciłem się o leżącą na ziemi torbę. Przekląłem pod nosem i ruszyłem w stronę łazienki.

Nie wiedziałem która jest godzina, ale na dworze było już ciemno i praktycznie nic nie widziałem. Gdy moje ręce poczuły klamkę rozluźniłem się i zapaliłem światło. Wszedłem do środka i poczułem jak uderza we mnie fala wspomnień. Przypomniało mi się jak wyplułem z siebie małego Darta i jak pierwszy raz od czasu uratowania mnie znowu znalazłem się po drugiej stronie. Po moim karku przeszedł zimny dreszcz i lekko się wzdrygnąłem.

Włączałem zimną wodę i przemyłem sobie nią twarz. Wytarłem się małym niebieskim ręcznikiem, jednym z dwóch wiszących na wieszaku. Mama musiała jeszcze wszystkiego nie rozpakować.

Wyszedłem z łazienki tym razem kierując się w stronę kuchni, bo trochę zgłodniałem po tej drzemce.

Otworzyłem lodówkę żeby coś zrobić, ale zapomniałem, że dopiero co przyjechaliśmy i nikt nie był jeszcze na zakupach więc lodówka jest pusta.

Wróciłem do pokoju i zacząłem szukać po torbach czy nie zostało mi cos z przekąsek jakie miałem na drogę. Niestety nic nie znalazłem i musiałem wytrwać do następnego dnia.

Położyłem się znowu na łóżku z zamiarem ponownego zaśnięcia lecz gdy po około 30 minutach mi się to nie udało zrezygnowałem z tego pomysłu.

Wstałem i trochę się rozciągnąłem, przebrałem się w wygodne ubrania i zacząłem szukać w torbach mojego szkicownika i zestawu ołówków.

Gdy moje ręce natknęły się na kartki bardzo się ucieszyłem, bo miałem już z tyłu głowy, że mogłem zapomnieć zabrać mojego zestawu do rysowania. Po chwili znalazłem też ołówki.

Podszedłem do biurka i zapaliłem małą lampkę, która na nim stała. Rozłożyłem wszystkie potrzebne mi rzeczy na biurku i usiadłem na niezbyt wygodnym krześle. Z początku rysowałem losowe linie, ale po chwili zaczął z tego powstawać nasz samochód.

Nigdy wcześniej nie rysowałem pojazdów, więc nie wyszedł on jakoś idealnie, ale nie był zły.

Przewróciłem w szkicowniku kartkę i znowu zacząłem kreślić jakieś linie i kółka. Z tego nic mi nie wychodziło więc porysowałem całą kartkę tak mocno, że się rozdarła. Wydałem z siebie jęk niezadowolenia, po czym wyrwałem kartkę, pogniotłem i rzuciłem w róg pokoju.

Zirytowany podszedłem do łóżka i się na nie przewróciłem. Nie wiem ile tak leżałem, ale wystarczyło to, żebym zasnął.

01.07

- Wstawaj Will jedziemy do Wheeler'ów – usłyszałem jakiś głos ale nie bardzo zrozumiałem o co chodzi – Dalej. Za godzinę masz być gotowy.

Chwilę potrwało zanim wszystko sobie przetworzyłem w głowie. Kiedy to się już stało wyskoczyłem z łóżka jak oparzony. Za godzinę miałem spotkać mojego najlepszego przyjaciela z którym nie widziałem się kilka miesięcy.

Zacząłem wymyślać w głowie niestworzone scenariusze. Może już nie chce się przyjaźnić. A może się domyślił, że mi się podoba i jak tam przyjadę to mnie wyśmieje. Może już za późno. Może nasza przyjaźń już się skończyła.

Zacząłem się cały trząść. Podszedłem do drzwi je zakluczyłem.

Drżącymi rękami wyciągnąłem mój czarny woreczek w gwiazdki. Wyciągnąłem pierwszą lepsza żyletkę. Chwilę jej się przyglądałem, po czym powoli odsunąłem rękaw odkrywając bandaż z wczoraj. Stwierdziłem, że nie mam czasu go odwiązywać i podciągnąłem drugi rękaw. Ta ręka była jeszcze czysta. Po chwili namysłu nadal trzęsącą się ręką zrobiłem pierwszą kreskę. Natychmiastowo poczułem ulgę, ale to mi nie starczyło. Przejechałem jeszcze srebrnym przedmiotem kilka może kilkanaście razy po mojej ręce. Czerwona ciecz zaczęła wydobywać się z zagłębień, które przed chwilą zrobiłem. Nawet nie zauważyłem kiedy kilka kropel skapnęło mi na spodnie. Cicho przekląłem i wstałem.

Szybkim krokiem podszedłem do torby i wyciągnąłem chusteczkę. Dokładnie starłem każdą pojedynczą kroplę. Wyciągnąłem bandaż i szybko opatrzyłem sobie przedramię. Wytarłem ostry kawałek metalu o bandaż i z powrotem schowałem do woreczka.

Zacząłem zdejmować spodnie i szukałem innych. Postanowiłem założyć granatowe jeansy. Do tego wyciągnąłem z walizki czarną bluzkę z długim rękawem, żeby zakryła bandaże i żółta koszulę w kratkę z krótszym rękawem. Wygrzebałem też z pod spodu czarny pasek i czarne conversy.

Gdy już się w to ubrałem, rzuciłem brudne od krwi spodnie pod łóżko. Jeszcze nie wiem co z nimi zrobię, ale teraz nie mam na to czasu.

Wyszedłem z pokoju kierując się do salonu.

- Bardzo ładnie wyglądasz. – skomplementowała mnie mama i się do mnie uśmiechnęła

- Dziękuje – odpowiedziałem i też się uśmiechnąłem – Ty też mamo – dodałem.

Kobieta maiła na sobie dzwony z niskim stanem, zwykły biały T-shirt i przydużą skórzaną czarną kurtkę.

- Jesteś już gotowy? – skinąłem potwierdzająco głową – To możemy już wyjechać. Po drodze wiedziemy do jakiegoś sklepu i kupimy sobie coś do jedzenia.

- Świetny pomysł. Szczerze to umieram z głodu – przyznałem się mamie na co oboje się lekko zaśmialiśmy

Wyszliśmy z domu, mama za kluczyła dom, a aj kierowałem się już w stronę samochodu. Po kilku sekundach kobieta otworzyła samochód i w tym samym czasie wsiedliśmy do środka. Zapiąłem pasy i gdy mama zrobiła to samo ruszyliśmy.


LOOK OUT MUSHROOM | bylerOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz