CHAPTER 5 - Late walk

103 10 14
                                    

01.07

Pov: Mike

Po skończonych zakupach szedłem w stronę kawiarni z całymi obładowanymi kieszeniami najróżniejszymi żelkami, lizakami i innymi słodyczami

Zbliżając się już do miejsca docelowego zauważyłem kartkę na drzwiach. Już bałem się, że kawiarnia jest zamknięta bo nie widziało mi się iść pół miasta do drugiej. Na kartce jednak pisało że dzisiaj druga kawa jest -20% i coś w stylu, że życzą miłego dnia.

Z uśmiechem na twarzy wszedłem do środka budynku. Od razu poczułem zapach świeżo zmielonej kawy.

- Dzień dobry. Prosił bym dwie kawy z mlekiem. – powiedziałem miło do kobiety stojącej za kasą

- To będzie 5 dolarów – powiedziała starsza kobieta promiennie się do mnie uśmiechając.

Podałem jej pieniądze i odszedłem na bok czekając na moje zamówienie.

- Dwie kawy z mlekiem – powiedział jakiś chłopak, wyglądał na kilka lat starszego

- Dziękuję – wziąłem od niego kawy i wyszedłem z kawiarni.

Wszystko starałem się załatwić jak najszybciej, więc od czasu kiedy wyszedłem z polanki minęło niecałe 20 minut.

Będąc na miejscu okazało, że jest tu też cała moja paczka. Oprócz jednej osoby. Oprócz Will 'a. Dlaczego go nie było? Coś się stało? Może mama kazała mu wcześniej wrócić. Może chciał się mnie pozbyć, żeby mógł stąd sobie pójść bez mojej wiedzy, bo mu się nudziło.

- Mike! – krzyknęła El gdy mnie zobaczyła i zaczęła biec w moją stronę, rzucając się na mnie

Dziewczyna pocałowała mnie. Oddałem pocałunek, ale było inaczej. Jakby mniej ekscytująco. Nie było w tym pocałunku niczego magicznego jak za każdym innym razem. Nie zwróciłem jednak na to większej uwagi.

- Hej El. – powiedziałem do dziewczyny uśmiechając się – Widzieliście gdzie poszedł Will? – powiedziałam teraz zwracając się do wszystkich

- Will? – odpowiedzieli wszyscy chórem

- No tak wrócił wczoraj. Nie mówił wam. A no tak. To miała być niespodzianka. A to wiecie co? Nic nie wiecie. Nie ważne. Zapomnijcie. – odpowiedziałem lekko zmieszany

Wszyscy patrzyli na mnie w lekkim osłupieniu.

- Czyli chcesz mi powiedzieć, że Will jest tu dopiero od wczoraj a ty już zdążyłeś go zgubić? – powiedziała rozbawiona Max

- No nie, że od razu zgubiłem. Po prostu poszedłem po kawę i jedzenie. A teraz jak widać go nie ma. – powiedziałem drapiąc się po karku

- W sumie chyba ktoś stąd wybiegał jak przychodziliśmy – powiedział Dustin – Może to był on.

- No racja. – powiedział tym razem Lucas – Możliwe, miał podobne włosy. Takie. Grzybowe.

W tym momencie wszyscy oprócz mnie lekko parsknęli śmiechem. Nie wiem co ich tak śmieszyło. Mi się podobają jego włosy. Jest dzięki nim taki uroczy. Znaczy, po prostu ładnie mu w tych włosach.

- A okej. A w którym kierunku biegł? – zapytałem chcąc za nim pobiec

- Chyba w stronę swojego domu – odpowiedziała mi El – Ale jeśli stąd wybiegł to musiał mieć jakiś powód. Może mama mu kazała wcześniej wrócić. Jak mówiłeś, wrócili dopiero wczoraj. Na pewno mają dużo rzeczy do zrobienia. Więc lepiej mu nie przeszkadzaj. Zostań z nami. Jedzenie na pewno się nie zmarnuje. – powiedziała i się do mnie uśmiechnęła

- W sumie możesz mieć rację. To kto chce kawę? – zapytałem i jedocześnie rzucili się na mnie Max i Lucas – Musicie się podzielić, bo jedna jest moja. – oby dwoje byli zawiedzeni ale i tak wzięli ode mnie kawę

Stwierdziłem, że chętnie spędzę teraz czas z moimi przyjaciółmi, ale wieczorem zamierzałem pojechać do Will 'a sprawdzić czy z nim wszystko dobrze. Wydało mi się dziwne, że tak nagle by uciekł. Nie chciał się zobaczyć ze swoimi znajomymi, których tak długo nie widział? Jeszcze nie wiedziałem o co mu chodziło ale zamierzałem się tego dowiedzieć. I to jeszcze dzisiaj.

Przez około 4 godziny siedzieliśmy na naszej polance jedząc wszystkie słodycze i śmiejąc się z każdej najgłupszej rzeczy. Tacy przyjaciele to skarb. Kochałem ich wszystkich bardzo i nie wyobrażam sobie ich stracić.

- Dobra słuchajcie ja już muszę lecieć. Powiedziałem mamie, że będę w domu o 19 na kolacje. – powiedział Dustin, i po chwili wstał z swojego miejsca

- Pójdę z tobą. – Powiedziałem od razu – Też miałem iść do domu właśnie.

- Mogę pójść z tobą jak chcesz. – Zaproponowała mi moja dziewczyna

- Nie, nie trzeba. Widzę, że jeszcze chciałabyś zostać. Jutro się zobaczymy. – Powiedziałem i opuściłem polankę bez większego pożegnania.

Po chwili dogonił mnie Dustin i przez resztę drogi szliśmy w ciszy. Nikt z nas nie miał ochoty rozmawiać więc nam to zupełnie nie przeszkadzało.

- To pa Mike. Do jutra. – pożegnał się ze mną chłopak

- Do jutra. – odpowiedziałem i uśmiechnąłem się do niego , po czym ruszyłem w stronę domu Will 'a.

Droga minęła mi dość szybko. Nie szedłem tędy już bardzo długo, ale nadal pamiętałem te trasę na pamięć.

Niebo robiło się coraz ciemniejsze, przez co moja widoczność była zmniejszona. Jednak już po chwili ujrzałem dom Byers'ów.

Podszedłem do drzwi i lekko w nie zapukałem. Kiedy nikt nie otwierał powtórzyłem te samą czynność tylko tym razem trochę mocniej.

Nagle usłyszałem dźwięk przekręcającego się klucza w zamku i drzwi się otworzyły.

- Mike? Co ty tu robisz?

~~~

Dzień dobry. Miłego czytania życzę kochani.



LOOK OUT MUSHROOM | bylerOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz