2

405 7 1
                                    

- Nie mam już na nią siły, to takie krnąbrne dziecko...

- Proszę się nie martwić Pani Miller. Obiecuję wychować Candy na posłuszną dziewczynkę - słyszałam przez szparę drzwi rozmowę mojej matki z jakimś mężczyzną.

- Spakowałam jej rzeczy. Jakby Pan miał jakiekolwiek pytania proszę śmiało dzwonić. Pójdę zawołać Candy.

W drzwiach ujrzałam moją rodzicielkę. Zmierzyłam ją wzrokiem oskarżycielsko zakładając ręce na piersi.

- Co ty kombinujesz? - wysyczałam. - Nigdzie z nim nie pojadę, zwariowałaś !

- Pan Damiano David zostanie twoim opiekunem córuś.

- Nie potrzebuję żadnej opieki! - tupnęłam mocno nogą w podłogę.

- Posłuchaj nieposłuszna dziewczynko, pojedziesz ze mną czy chcesz tego czy nie. Twoja mama zadecydowała Cię oddać. - spojrzałam oniemiała na chłopaka. Miał góra dwadzieścia pięć lat, brązowe krótko przystrzyżone włosy, duże czekoladowe oczy i ogólnie miłą aparycję.

- Jak to oddać? - wydukałam po dłuższej przerwie.

- Córeczko to dla Twojego dobra.

- Co ty w ogóle do mnie mówisz! - warknęłam do szatyna a następnie skierowałam się do rodzicielki - Chcesz mnie oddać jak... jak zbędną rzecz? Co z Ciebie za matka, jesteś podła! - wykrzyczałam na całe gardło

- Stul buzię maleńka. Nie ładnie jest pyskować do własnej matki - pouczył mnie chłopak.

- Maleńka?! chyba za dużo sobie wyobrażasz! - nie będę ukrywała że zdenerwowało mnie jego bezczelne zachowanie.

- Candy zrozum, czekał Cię poprawczak...nie chciałam Cię tam odsyłać dlatego poprosiłam o pomoc Pana Damiano Davida. Zastygłam w sobie. Nie mogłam uwierzyć że oddała mnie zupełnie obcemu chłopakowi.

- Candy pożegnaj się grzecznie z mamusią - Damiano uśmiechnął się łobuzersko. Z chęcią starłabym mu ten głupkowaty uśmieszek z twarzy.

- Nie będę się z nią żegnać - prychnęłam odwracając głowę.

- Bardzo niegrzeczne zachowanie Candy. Zrobiłaś dużą przykrość mamie.

Wzruszyłam obojętnie ramionami. Ona nie była już moją matką, prawdziwa mama nie oddałaby własnego dziecka obcemu człowiekowi.

- Załóż ładnie butki i idziemy - zażądał szatyn wciąż irytująco się uśmiechając. Włożyłam białe conversy zapominając o sznurówkach.

- Niesforna mała, poczekaj zawiążemy sznuróweczki. Muszę dbać o bezpieczeństwo mojego szkraba - Damiano pochylił się i szybko zawiązał sznurowadła w moich tenisówkach.

- Teraz możemy iść. Podaj rączkę. - bez pozwolenia ujął moją dłoń.

- Posłuchaj Damiano, za cztery miesiące obchodzę szesnaste urodziny, jestem już dużą dziewczynką, więc nie zwracaj się do mnie jak do upośledzonej - odburknęłam po drodze.

- Od dzisiaj jesteś moją małą dziewczynką i będziesz przestrzegać moich zasad. - Zasad?! O czym on w ogóle mówił? Ja nigdy nie przestrzegałam żadnych zasad. Damiano otworzył tylne drzwiczki od czarnego mercedesa. Moim oczom ukazał się różowy fotelik dla dzieci. Usiadłam nadąsana a on zapiął mi pasy bezpieczeństwa.

- Grzeczna niunia, a teraz jedziemy do nowego domku.

My sweet Candy...Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz