25

244 4 1
                                    

Poranek nie zaczął się różowo. Przeszywający ból czaszki, kazanie Eda i szlaban na słodycze . W szkole nie było lepiej, dwójka z algebry, niezapowiedziana kartkówka z geografii i uwaga do dzienniczka za brak stroju na wf-ie.

Wychodzę z uczelni w podłym nastroju i idę szybkim krokiem w stronę przystanku. Wsiadam do autobusu i zajmuję miejsce przy oknie oglądając mijające widoki. Odnoszę wrażenie, że życie to sam ból. Tato nie żyje, matka nigdy mnie nie kochała, Damiano okazał się być synem diabła, zostałam odrzucona przez mojego idola i jestem głodna ponieważ nie zjadłam lunchu. Mrugam szybko nie pozwalając łzom spłynąć pomimo tego że moje oczy są szklane. Jak na złość w połowie drogi rozpętała się gwałtowna ulewa. Wysiadając z autobusu  musiałam przejść dobre kilkaset metrów w rzęsistym deszczu nim dotarłam pod zadaszenie ganku. To się nazywa mieć pecha. Otwieram cicho drzwi i zsuwam trampki. Deszcz wielkimi kroplami kapie z przemokniętego  mundurka zostawiając mokre ślady na ciemnej podłodze. Słyszę męskie głosy dobiegające z kuchni. Przykładam ucho do niedomkniętych drzwi i przysłuchuję się rozmowie.

- Szkoda mi tej małej, w tak młodym wieku zostać sierotą

- Mi również, ale nie dam rady dłużej się nią opiekować. Nie potrafię. Ta dziewczynka sprawia za dużo problemów, sam zresztą wczoraj widziałeś jak zalała się w trupa. Godzinę temu dzwoniła jej wychowawczyni. Stale wierzyłem że jest pilną uczennicą ale jak się okazało chodzi na wagary, olewa naukę i dobre rady nauczycieli. Na domiar złego Pani Jones która miała ją zaadoptować wylądowała w szpitalu z udarem mózgu. Kto wie ile przyjdzie czekać na następną rodzinę adopcyjną.

- Myślisz o umieszczeniu jej w sierocińcu?

- Nie mam innego wyjścia Harry. W ośrodku nie będzie jej źle. Zaopiekują się nią, uzyska pomoc psychologa.

Upuszczam telefon na podłogę. Z bijącym sercem podnoszę szybko komórkę i odwracam się na pięcie w stronę schodów, ale zatrzymuje mnie Ed.

- Cześć - bąknęłam niemrawo.

- Cześć? Tylko tyle masz mi do powiedzenia Candy? Strasznie się na tobie zawiodłem,  jak mogłaś mnie tak okłamywać? Nie wstyd ci?- w spojrzeniu chłopaka reprymenda przeplatała się z pretensją.

- Przepraszam. I również za to że podsłuchiwałam - powiedziałam cicho i wbiłam wzrok w różowe skarpetki.

- Więc pewnie wiesz już o wszystkim.

- Tak i o tym że oddajesz mnie do przytułku.

- Będzie ci tam dobrze Candy. Poznasz dużo fajnych koleżanek. Dom dziecka nie jest taki straszny jak go malują, zresztą sama się o tym przekonasz.

Przełknęłam ślinę i pokiwałam głową jakbym chciała mu dać do zrozumienia że już się z tą myślą pogodziłam. Ed obrzucił spojrzeniem moją przemoczoną odzież

- Idź się przebierz bo się przeziębisz. Za chwilę będzie obiad.

Dookoła unosił się piękny zapach zapiekanki makaronowej z łososiem którą tak uwielbiałam, ale teraz nie miałam na nią najmniejszej ochoty. Dom dziecka budził we mnie lęk. Tam na pewno nie znajdę kochającego tatusia. Czuję zbierające się w oczach łzy. Idę do pokoju na górę, zdejmuję mundurek, otwieram szafę i wyciągam z niej pierwszą lepszą spódniczkę i szary pulower. W łazience osuszam ręcznikiem mokre loczki a następnie związuje je w niedbałego koka. Wycieram wilgotne policzki i nakładam trochę korektora aby zamaskować cienie pod oczami. Nie przejmowałam się że powinnam zejść do salonu w nienagannym stanie. Moje serce było złamane, więc jak miałam wyglądać dobrze ? Schodzę do jadalni w której zastaję Harry'ego. Ma na sobie czarny golf idealnie okrywający jego wyrzeźbione ciało proste spodnie w kolorze ecru i eleganckie wypolerowane buty. Ciemne włosy ułożone w zamierzony nieład sprawiały, że pociągał mnie jeszcze bardziej. Nagle jego wzrok spotkał się z moim.

- Witaj Candy - uśmiechnął się subtelnie.

- Dzień dobry - na moją twarz wpłynął słaby uśmiech. Zasiedliśmy do dużego stołu. Siedziałam obok rudowłosego i dłubałam widelcem w zapiekance. Ze wszystkich sił starałam się nie zerkać w stronę Harry'ego, ale nie mogłam się powstrzymać. Ten mężczyzna sprawiał że byłam słaba.

- Dlaczego nie jesz? - Ed spojrzał na mój pełny talerz.

- Nie jestem głodna. Przepraszam - powiedziałam niemal szeptem. Wstałam i skierowałam się w stronę drewnianych schodów. Docieram do pokoju, kładę się do miłego łóżka i okrywam ciało kołdrą. Oddałabym wszystko aby mój tata do mnie wrócił. Strasznie za nim tęsknie. Zawsze był przy mnie, interesował się mną, kochał całym sercem. Ciepłe łzy delikatnie spływają po moich policzkach. W tym samym momencie rozlega się pukanie. W framudze drzwi stoi Harry. Pospiesznie wycieram buzię i podnoszę się do pozycji siedzącej. Mężczyzna powiódł wzrokiem po ścianie. Zapomniałam ściągnąć te cholerne plakaty.

- Wszystko w porządku?

Uwielbiam jego głos. Głęboki, niski, z brytyjskim akcentem. Nie, cofam to. Jego głos jest okropny. Nie chcę go więcej słyszeć. Zbieram się w sobie i oznajmiam:

- Tak, ale chciałabym zostać sama

- Jak sobie życzysz, Auroro. Moje usta rozchyliły się w geście zdziwienia a oczy zrobiły się wielkie jak pięć pensów. Jak on mnie rozpoznał?

- Zaczekaj  - nerwowo odgoniłam kilka kosmyków z czoła. Harry odwrócił się i spojrzał na mnie. Z rozbawieniem oglądał zmieszanie na mojej twarzy.

- To nie tak jak myślisz. Nie jestem psychofanką. Kłamałam, ponieważ wiedziałam że jak powiem ci swój prawdziwy wiek nie będziesz chciał rozmawiać z taką gówniarą ... zacięłam się i zaczęłam nerwowo miętosić w palcach rąbek spódniczki. Mężczyzna siada na krzesełku, przygląda się ruchom moich dłoni a następnie kieruje wzrok na mnie

- Bardzo brzydko z twojej strony Candy. Oszukiwanie ludzi to najwidoczniej twoje hobby.

- Nic o mnie nie wiesz Harry.

- To opowiedz mi o sobie. Kręcę przecząco głową.

- Przestań zachowywać się jak małe dziecko. Przecież widzę że coś cię dręczy - mruknął lekko zirytowany. Biorę wdech i zaczynam mówić

- Nie jestem sierotą. Mam mamę ale ona nigdy się mną nie interesowała. Ważniejsza była dla niej praca niż własna córka. Stałe krytykowała mnie i oceniała, nigdy mnie nie przytuliła - wyrzucam z siebie. Harry zachęca mnie spojrzeniem abym kontynuowała.

- Postanowiła mnie oddać. Mój opiekun był bardzo złym człowiekiem, nie mogłam dłużej tam wytrzymać więc napisałam do Ciebie list, który wręczyła ci koleżanka podczas koncertu w Mediolanie... - moja broda zaczęła lekko drżeć. Mrugam aby pozbyć się łez, błądzących w moich oczach

- Kilka dni po koncercie ten sam zły opiekun przywiózł mnie tutaj do Londynu. Dowiedziałam się że zostałam sprzedana. Kupcem okazał się  bogaty czterdziestoletni Pan, który miał zostać moim nowym opiekunem. Udało mi się uciec. Błąkałam się po ulicach ale na szczęście trafiłam na Eda  - obcieram wierzchem dłoni łzy. Wstyd mi że Harry widzi mnie w kompletnej rozsypce. Taką słabą i bezbronną. Spoglądam na niego. Na jego twarzy maluje się żal i współczucie. Mężczyzna nic nie mówiąc siada obok. Czuję jak jego silne ramiona mnie obejmują. Do moich nozdrzy dochodzi jego cudowny zapach. Łapię materiał jego bluzki kurczowo zaciskając palce a moja głowa mimowolnie ląduje na jego ramieniu.

- Przykro mi że musiałaś przejść przez to wszystko. To zbyt wiele dla kogoś tak młodego jak ty. Chcę ci pomóc - mówi nagle wyswobadzając się z mych objęć. Wpatruję się w niego obserwując każdy jego ruch i łapiąc każde słowo.

- Jeśli chcesz, możesz zamieszkać ze mną dopóki nie znajdzie się ktoś kto ciebie zaadoptuje - kąciki jego ust powędrowały w górę. Uśmiech mężczyzny był jak promień słońca, który ogrzał moje serce. Lekko wbiłam paznokcie w skórę żeby upewnić się czy to nie sen. Harry mnie lubi. Muszę sprawić żeby polubił mnie jeszcze bardziej. Wtedy mnie nie odda.

- Tak, zgadzam się - uśmiecham się szeroko.

My sweet Candy...Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz