Otworzyła na oścież drzwi prowadzące do ogrodu. Odetchnęła głęboko świeżym, rześkim powietrzem. Drzewa górujące nad jej malutkim ogrodem zaczynały wolno przybierać rdzawy i żółty odcień, zwiastując nadchodzącą jesień.
Uwielbiała ten ogród. Może, to nie jest jej wymarzona oranżeria, ale to był kawałeczek ziemi, na którym mogła dbać o każdą roślinę, jaką posadziła własnymi rękami. Dumna była z wypielęgnowanych róż i z niewielkiego warzywnego ogródka, będącym ogromnym odciążeniem, dla skromnego domowego budżetu. Uśmiechnęła się, widząc skrzące się w słońcu od rosy rośliny. Lubili z Adamem siadać pod ścianą na ławce i cieszyć się pięknem tego miejsca.
Strata Adama była bolesna, tak samo, jak niewiedza tego, co stało się z Carlą. Nie miała żalu do niej za to, co zrobiła. Uwiodła Trevora, a ten podatny na jej wdzięki nie potrafił się oprzeć. W pierwszej chwili poczuła niesmak sceną, jaką zastała podczas zwiedzania oranżerii. Później pojawiła się mieszanina uczuć. Od złości po ulgę oraz swojego rodzaju wdzięczność. Dwa dni po balu, przy śniadaniu Trevor oświadczył, że zrywa zaręczyny. Z obojętnością wymalowaną na twarzy patrzyła na oszołomione twarze rodziców, kiedy oświadczył, że zakochał się w innej kobiecie. Było jej ich szkoda, Trevora natomiast nie. Czuła niekłamaną satysfakcję, wiedząc coś, o czym nie wiedział jej już były narzeczony. Carla jest kobietą, która nigdy nie będzie należeć do jednego mężczyzny.
Bała się o przyjaciółkę. Wiedziała, że Trevor potrafi być mściwy. Adam zaklinał się na wszystkie świętości, tłumacząc, że Carla jest bezpieczna i nie musi się obawiać porzuconego kochanka. Nagabywała Adama przez kilka kolejnych dni, by zdradził miejsce pobytu Carli. Ten jednak zasłaniał się dyskrecją i obietnicą zachowania tajemnicy. Złościła się za to na niego, ale to zagniewanie szybko minęło, kiedy Adam przekazał jej pierwszy i nie ostatni list od Carli.
Stukot kół i kopyt wyrwał ją z zamyślenia. Podeszła do bramki i dyskretnie wyjrzała na drogę, biegnącą tuż obok jej domu. Po drodze jechała bryczka, którą powoził Christopher. Uchyliła bramkę i wyszła na drogę.
— Dzień dobry. — Powitała go radosnym uśmiechem, podchodząc do konia. Wyciągnęła rękę i pogładziła Shaitaana po chrapach.
— Dzień dobry. — Christopher luźno owinął lejce na hamulcu. Zeskoczył z powozu, zdjął kapelusz i niemal zamiatając nim trawę, skłonił się w powitaniu. Jasne włosy sięgające karku błysnęły w słońcu. Ten widok zaparł jej na kilka sekund oddech w piersi. Przez niepokojąco długą chwilę patrzyli na siebie. Eleonora pierwsza odwróciła wzrok i spojrzała na zwierzę, które głaskała.
— Tak dumnego konia zaprzągłeś do bryczki?
— Myślisz, że to ubodło jego godność osobistą?
— Nie wiem — roześmiała się cicho. — Mówiłeś, że jest charakterny, dlatego może nie ryzykuj już więcej.
— Masz rację. Muszę pomyśleć o dodatkowym koniu.
CZYTASZ
Sekrety
RomanceAnglia. Epoka wiktoriańska. Pułkownik Christopher Brachester, po wielu długich latach służby wojskowej w Indiach wraca do rodzinnego domu w East Sussex, do którego sprowadza go przykry obowiązek. Musi uporządkować sprawy spadkowe po zmarłym bracie i...