Louis Pov.
Wchodząc o dziewiętnastej do mojego mieszkania nie słyszałem kompletnie nic, cisza była długa, ciągła i mnie lekko denerwowała. Na mojej skórze pojawiły się ciarki, w kuchni była postawiona jeden pusty kielich po winie, obok niego również znajdowała się butelka do połowy pusta. Zaniepokoiłem się, Delilah była alkoholiczką, nie pozwalałem jej pić bo stwierdziłem, że jej wtedy odbija, ona się zgodziła dotrzymać słowa że nie napije się gdy się nie zgodzę, złamała obietnicę. Rozglądając się po mieszkaniu widziałem ślady stłuczonego lusterka, które było w salonie. Znajdując się w pokoju, ujrzałem jak kobieta wygląda z balkonu na panoramę miasta.
— Miałaś nie pić Del — Stwierdziłem powoli się do niej zbliżając, jej stopy były całe w krwi a ona paliła papierosa, miała na sobie samą bieliznę — Wejdź do środka, jest zimno.
— Miałeś nie zostawiać mnie samej na cały dzień Lou — Powiedziała sarkastycznie i odwróciła się w moją stronę, chytry uśmiech z każdym krokiem się powiększał — Możesz mi kurwa powiedzieć gdzie byłeś?
Dawno nie słyszałem jej głosu tak zdenerwowanego, mówiła dosyć cicho co chwilę prychając, zbliżyła się do mojej bluzy wąchając ją. Roześmiała się odpychając mnie, mruczała coś pod nosem a ja ujrzałem że jej źrenice są powiększone.
— Co ty kurwa ćpałaś? Del wiesz że to na ciebie źle działa, nie powinn... — Jej ręka zderzyła się z moją twarzą, zaczęła mnie pchać aż nie potknąłem się o fioletową pufę — Co do chuja?!
Krzyknąłem ile sił miałem, ona ciągle się śmiała. Nigdy nie widziałem rudowłosej w takim stanie, zachowywała się jakby była psychicznie chora, czułem że zaraz mogła coś mi zrobić. Wyszła z pokoju a ja usłyszałem jak sztućce się uderzają same o siebie, wiedziałem że musiałem coś zrobić. Chwyciłem za telefon wybierając numer Diany, schowałem telefon wyciszając drugą osobę, odebrała. Delilah wróciła ciągle mrucząc coś pod nosem, za jej plecami trzymała jakieś ostre narzędzie, nie widziałem go.
— Uspokójmy się, nikt nie musi ucierpieć — Powiedziałem próbując uspokoić dziewczynę, ona pokręciła głową pokazując mi duży nóż — Kurwa mać Delilah odłóż to!
Zaczęła zbliżać się do mnie, spojrzałem na telefon schowany pod łóżkiem, połączenie wciąż trwało. Kobieta przystawiła mi nóż do szyi, nie mogłem jej uderzyć ani odepchnąć, sama by sobie coś zrobiła. Gdy zamykałem oczy usłyszałem że odchodzi, stanęła przy dużej szafie i zaczęła zaostrzać nóż, kończąc zaczęła podcinać sobie żyły. Wstałem najszybciej jak mogłem, chciałem wyrwać jej nóż lecz było już za późno, wykrwawiała się. Rudowłosa wciąż się śmiejąc również płakała, ja wziąłem telefon i przyłożyłem do ucha prosząc dziewczynę po drugiej stronie aby wezwała jak najszybciej karetkę na adres, który od razu jej podałem. Sam nie mogłem tego zrobić, byłem zbyt oszołomiony, trzymałem Delilah na swoich dłoniach próbując czymś zatamować krwotok.
Karetka zjawiła się po pięciu minutach, otworzyłem im drzwi i nie wchodziłem już do swojego pokoju, siedziałem na kanapie z założonymi dłońmi na głowę, widziałem tylko jak wynoszą rudowłosą na noszach. Poczułem kogoś dotyk na swoim ciele, wiedziałem że była to Diana. W jej oczach ujrzałem nie tylko strach, ale też współczucie. Mówiła coś do mnie, lecz ja się wyciszyłem i chciałem usłyszeć tylko tyle że ona żyje. To była moja wina, nie powinienem był jej zostawiać samej w domu bez żadnych odpowiedzi, nie wzięłaby tych narkotyków ani nie usiłowałaby się zabić. Diana widząc że nie pomaga mi swoją obecnością po prostu wyszła, nic nie mówiła.
Wchodząc do gabinetu lekarzy zacząłem wypytywać o stan Delilah, pytali się kim dla niej jestem, musiałem mówić że narzeczonym by udzielili mi jakichkolwiek informacji. Wysoka brunetka o imieniu Grace zaczęła przeglądać papiery ostatnio przyjętych pacjentów, spojrzała na mnie z małym współczuciem w oczach, zaczynała coś mówić ale ja kręcąc głową wyszedłem, wiedziałem co już się stało. Nie odratowali jej, akurat gdy wychodziłem, wywozili jej ciało z sali obok, czułem jeszcze zapach jej różanych perfum a kosmyk rudawych włosów wystawał z białego prześcieradła. Usiadłem na plastikowym krześle próbując się popłakać, lecz nie potrafiłem, wszystko już zużyłem w mieszkaniu. Dalej go nie posprzątałem, ciągle na podłodze była jej krew a nóż leżał obok. Nie chciałem tego ruszać, wiedziałem że mógłbym sam sobie coś wtedy zrobić. Na zewnątrz znów padał śnieg, lecz przyjechałem tu w samej bluzie, nie miałem czasu by się nawet dobrze ubrać.
Po połowie godziny siedzenia w bez ruchu doszło do mnie że ona naprawdę nie żyje, to nie był żaden pieprzony koszmar, moja dziewczyna nie żyje przeze mnie i to moja wina. Moja komórka po włączenia pokazywała ze sto nieodebranych połączeń i ponad dwieście wiadomości, ludzie w szpitalu mnie rozpoznawali a paparazzi już przed nim czekało. Musiałem wyjść tyłem, wstając z krzesła zacząłem rozglądać się za wyjściem ewakuacyjnym, dotarłem na śmietnik za szpitalem, moje auto było na parkingu przed, więc założyłem kaptur i szybko się do niego udałem. Wsiadając odjechałem z piskiem opon, zauważyłem że żadne z tych połączeń nie jest od Diany, zaniepokoiło mnie to więc udałem się do hotelu, w którym prawdopodobnie jeszcze była. Śnieg zaprzestał padać, znalazłem się na dachu i ujrzałem tam brunetkę pijącą piwo z puszki.
— Wiedziałem że cię tu znajdę — Powiedziałem przecierając nos dłonią, nie obejrzała się za mną tylko wzięła łyk alkoholu — Nie dzwoniłaś do mnie, myślałem że większość tych połączeń jest od ciebie, potrzebowałem je zobaczyć.
— Siedziałam z Zayn'em oraz Caroline w kawiarni, oni dzwonili, ty nie odbierałeś a ja wiedziałam że ode mnie też nie odbierzesz, lekarz zadzwonił do mnie po nieudanym ratowaniu jej, zbyt szybko się wykrwawiła — Stwierdziła odpalając papierosa, nigdy nie widziałem jej aż tak zestresowanej jak teraz — Nie potrzebowałeś mnie wtedy, nie potrzebujesz mnie teraz Louis.
Wstała, jednakże ja ją zatrzymałem, nie mogłem pozwolić sobie zostać tu samemu, potrzebowałem jej obecności, nie wiadomo co wpadłoby mi do głowy. Diana potrafiła doradzać jak nikt inny, szanowałem ją za to że kiedyś już uratowała mi życie, chciałem aby była przy mnie wtedy, gdy moja matka umarła, myślałem o niej nawet wtedy, o jej słowach.
— Proszę zostań, potrzebuję twoich porad bo bez nich sobie nie poradzę — Stwierdziłem, ona spojrzała w górę lekko prychając, nie wiedziałem dlaczego mogła mieć takie podejście do mnie — Proszę.
Pierwszy raz od paru godzin uroniłem łzę, Diana przytaknęła ocierając swoje czoło, stanęła do mnie twarzą w twarz mówiąc że potrzebuję porozmawiać z psychologiem.
— Przecież ty nim jesteś, Diano — Powiedziałem i dalej mówiłem głupie słowa, przez które dziewczyna miała zapewne mętlik w swojej głowie — Pomagasz mi, jestem twoim pacjentem.
— Jestem tylko twoim terapeutą? — Zapytała kręcąc głową, zacząłem zaprzeczać i próbowałem ją zatrzymać ale gdy dotknęła klamki odwróciła się w moją stronę — Próbowałam tylko ci pomóc, później zaczęłam mieć nadzieję na coś więcej niż tylko rozmowy o twoich problemach, teraz rozumiem dlaczego mi się żaliłeś, byłam tylko twoim lekarzem.
I wyszła zostawiając mnie samego na dachu, kopnąłem kosz stojący na nim i klęknąłem bardziej pogrążając się w smutku. Straciłem Delilah, a teraz również Dianę, czułem się jak najgorszy człowiek na świecie, można powiedzieć że brunetka nie była moim terapeutą, nie traktowałem jej tak, ufałem jej jak nikomu innemu. Powierzyłem Dianie całe swoje życie, znała mnie jak nikt inny a widzieliśmy się zaledwie cztery razy, miałem nadzieję że złość jej przejdzie, chciałem mieć kogoś przy sobie. Złapałem się za kark lekko panikując, krzyknąłem z całej siły jaką miałem, ptaki zaczęły rozlatywać się w różne strony, auta jeździły wydając z siebie różne dźwięki.
CZYTASZ
Saved By A stranger | Louis Tomlinson
Fanfiction16.08.2010 Wchodząc na dach hotelu miałam ochotę usiąść w basenie i się odprężyć. Moja noga już zahaczała o taflę wody, gdy nagle zauważyłam chłopaka stojącego na krawędzi wielkiego budynku. Kiwał się w przód zerkając w dół, nie mogłam go tak zostaw...