jeden

715 36 6
                                    

Dzień zaczął się koszmarnie.

Nie miał być ani trochę wyjątkowy. Po prostu... zwyczajny. Ale wszystko musiało ułożyć się tak niefortunnie i zacząć dobijać mnie jeszcze bardziej. A tego już zdecydowanie nie potrzebowałam.

Zacznijmy od tego, że zaspałam.

"Typowo", można by rzec. Jednak nie w moim przypadku. Nie byłam co prawda rannym ptaszkiem, który z przyjemnością zrywał się ze snu już o świcie. Ale rutynowo nauczyłam się wstawać na drugi, no może trzeci budzik.

Dziś jednak po zgaszeniu piątego już z kolei alarmu, wyjącego wniebogłosy z mojego telefonu, niczego nieświadoma, przycisnęłam głowę do poduszki, kontynuując swój błogi sen.

A tak się składa, że miałam już zaplanowane sporo zajęć na przedpołudnie.

Po pierwsze miałam odebrać sukienkę, zamówioną specjalnie na dzisiejszy wieczór. Od dawna czaiłam się na ten model, a szczęśliwie parę dni temu weszła na niego promocja. Ale żeby nie było zbyt pięknie, był on dostępny wyłącznie w sklepie stacjonarnym.

Cholera wie, dlaczego.

Zabookowałam go sobie zatem, aby nie musieć iść tam na marne. Znając życie, drogo by się to dla mnie skończyło.

A wszystko przez to, jak bardzo lubiłam zakupy. A zwłaszcza te modowe. Jednak nic z tego, gdyż aktualnie nie pozwalały mi na to środki.

Kiedyś będę mogła kupować sobie, co zechcę. Bez przeliczania każdego najmniejszego grosza i życiu w stresie, że nie będę miała za co żyć do końca miesiąca.

Ponoć wystarczy mieć talent i być pracowitym. A ja, mówiąc skromnie, posiadałam obie te rzeczy. Musiałam tylko postawić parę pierwszych kroków. Chwiejnych, ale jednak. Od czegoś w końcu trzeba zacząć, żeby znaleźć się na szczycie.

Kurwa, jaka ja jestem ambitna.

Nie wiem nawet, o jakim szczycie aktualnie rozmyślam. Ale kogo to obchodzi?

Wracając do tematu, nie odebrałam tej sukienki, więc musiałam improwizować.

Otworzyłam sporej wielkości szafę w swojej sypialni, nurkując w niej i szukając czegoś, co mogłabym na siebie włożyć.

Zajęło mi to sporo czasu, ale w końcu zdecydowałam się ubrać krótką jeansową spódniczkę i biały top z bufiastymi rękawami.

Spojrzałam na swoje odbicie w lustrze, stwierdzając, że nie wygląda to najgorzej. Teraz potrzebuję dobrać do tego jakaś biżuterię.

Znalazłam złoty łańcuszek z płaską zawieszką w kształcie księżyca, do tego cienkie, wiszące kolczyki i jakaś klasyczna bransoletka.

Oczywiście wszystko w złotych odcieniach, żeby pasowało do moich ciemnych włosach i ciepłej cery.

Potem nadszedł czas na włosy i make-up, z czym uporałam się dosyć sprawnie, zatrzymując się jedynie na ustach. Nie wiedziałam, jaki odcień szminki wybrać. Czerwony, bordowy, a może coś mniej odważnego?

Chuj z tym. Nie będę się ograniczać. Wybrałam lekko ciemniejszy odcień czerwonego.

I byłam już gotowa do wyjścia.

To wręcz idealnie, bo miałam być na miejscu za równe czterdzieści minut, ale skąd ja mam, kurwa, wziąć czas na ćwiczenie?

- Co jest ważniejsze? Look sceniczny czy samo brzmienie? Mam się dobrze prezentować czy wykonywać dobrą robotę? - nieświadomie gadałam sama do siebie.

ROSE GARDEN [18+]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz