trzy

392 24 8
                                    


Dwa dni później pojawiłam się u Amandy po swoje rzeczy. Były wśród nich moje ubrania, czarne szpilki, które miałam wtedy na sobie, i mała torebka.

- Dzięki, że je zabrałaś - mruknęłam, odbierając je od niej w drzwiach jej mieszkania. 

- Nie ma sprawy - wzruszyła obojętnie ramionami. Było między nami niezręcznie, gdyż oprócz wspólnej pracy nie łączyło nas zupełnie nic. A chyba rzadko odwiedza się osoby, z którymi nie łączy cię żadna więź. No chyba, że jest się kurierem. 

Odpowiedziałam jej na to wymuszonym uśmiechem, nawet nie starając się, żeby wyglądał realistycznie, i odwróciłam się z zamiarem odejścia.

- Mira - usłyszałam jednak jeszcze. Spojrzałam na nią przez ramię. - Na pewno wszystko w porządku?

- Tak - kiwnęłam głową, nieco zdziwiona, że się tym interesuje. Po chwili jednak uzmysłowiłam sobie, jaki jest cel tego pytania. - Nie martw się, przyjdę jutro. Nie musicie szukać zastępstwa.

Dosłownie mogłam zauważyć widoczne na jej twarzy zmieszanie. Kiwnęła wyłącznie głową, więc postanowiłam nie wprawiać jej dłużej w zakłopotanie. 

W drodze do domu zatrzymałam się jeszcze przy sklepie, do którego miało dotrzeć moje zamówienie. Odpakowałam je od razu po przyjściu do domu. Sukienka była naprawdę ładna i wykonana z dobrego materiału. Była odrobinę dłuższa, sięgająca za kolano, zamiast rękawów miała ramiączka i była mocno przylegająca. 

Przymierzyłam ją i stwierdziłam, że jej jasnoniebieski kolor całkiem ładnie zgrywa się z moimi długimi brązowymi włosami. 

Zanim zdążyłam się przebrać usłyszałam dzwonek swojego telefonu. Nieznany numer. Nie odbierałam takich połączeń, więc i tym razem nie zamierzałam nic z tym robić. 

Zaraz potem usłyszałam dzwonek do drzwi. Trochę mnie to wystraszyło. Dziwny zbieg okoliczności. Przeszłam przez salon i korytarz swojego mieszkania i lekko uchyliłam drzwi wejściowe. 

- Nie bój się, to tylko ja - dzięki Bogu usłyszałam znajomy głos po ich drugiej stronie. Otworzyłam drzwi szerzej, a wyraz mojej twarzy znacznie złagodniał. Nie wiem, czego się właściwe spodziewałam.

- Iris. Nie spodziewałam się ciebie - oznajmiłam z zaskoczeniem spoglądając na siostrę.

Wow. Wyglądała naprawdę zjawiskowo. Miała na sobie luźne jeansy i różą koszulę. Ciemnobrązowe włosy, ścięte do wysokości ramion świetnie jej pasowały. Wyglądała na naprawdę szczęśliwą. Być może to zasługa związku z Brandonem. Poznali się parę miesięcy temu i od razu między nimi zaiskrzyło. Ciąg zdarzeń potoczył się wręcz idealnie dla mojej siostry, gdyż szkoliła się w dziedzinie sprzedaży nieruchomości, a ojciec Brandona posiadał naprawdę dobrze prosperującą firmę o takiej tematyce. Ich działalność była jedną z najlepszych w Nowym Jorku. Byłam naprawdę dumna z Iris, że udało jej się tak wiele osiągnąć w tak krótkim czasie. Była naprawdę zdolną dziewczyną.

- Jestem tutaj przejazdem. Brandom miał ważne załatwienia w LA, więc zatrzymaliśmy się tu na parę dni - wyjaśniła, wchodząc do środka.

- Mogłaś mnie uprzedzić, coś bym przygotowała.

- Daj spokój. Gadałam z Haz, ale nie da rady się dziś z nami zobaczyć. Ma dużo obowiązków na głowie - odparła, siadając na sofie w salonie.

- A jak twoja firma? - zagadnęłam z kuchni, nalewając sok pomarańczowy do szklanki. Od zawsze go uwielbiała.

- Nie jest moja, ale całkiem dobrze - poprawiła mnie - Brandon jest właśnie w trakcie rozmowy z jakimś ważnym klientem. Wszystko jest na dobrych torach. No może poza tym, że mam naprawdę sporo pracy na nowym stanowisku. 

ROSE GARDEN [18+]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz