dwadzieścia

304 24 1
                                    

Rosa, kwiecień 2020.

Wstałam wcześnie rano, gdyż miałam parę ważnych spraw do załatwienia. Szybko ogarnęłam swój wygląd i wyszłam ze swojego nowego mieszkania.

Przeprowadziłam się tutaj parę tygodni temu i mam szczerą nadzieję, że była to już ostatnia tego typu przeprowadzka. Mam dość pakowania walizek i przenoszenia swoich rzeczy w kolejne miejsce. To dodatkowo mnie wykańczało, jednak jeśli miałam wybierać, wolałam zdecydować się na przeprowadzkę niż pozostać w tak okropnym miejscu jak tamto.

Nie miałam tam ani grama spokoju. Nie liczyłam na wiele, gdyż jest to w końcu Los Angeles, ale pijani mężczyźni plączący się w okolicach mojego domu, to było zdecydowanie zbyt wiele. To była niezbyt bezpieczna okolica, ale wynajmując tamto lokum, nie miałam o tym pojęcia. Bałam się tam mieszkać. Do tego stopnia, że zaczęłam przyglądać się, w których godzinach kręci się tu najwięcej podejrzanych typów i wybierałam inne pory na wychodzenie z domu. Tyczyło się to najprostszych spraw, takich jak zrobienie zakupów czy odwiedzenie siostry.

Dlatego około trzy tygodnie temu zdecydowałam się na zerwanie umowy wynajmu tamtego mieszkania i rozglądnęłam się za czymś nowym. I tym sposobem wylądowałam właśnie tutaj.

Zamknęłam za sobą drzwi i wrzuciłam klucze do torebki. Skierowałam się w stronę windy, która zwiozła mnie na sam dół apartamentu. Minęłam recepcję i wydostałam się na zewnątrz.

Pogoda wyjątkowo dziś nie dopisywała. Był kwiecień, a czułam się jak w grudniu. Od samego rana mocno padał deszcz, a po południu zapowiadali silne opady gradu. Czasami lubiłam taką pogodę. Zachmurzone niebo, burzowe chmury i deszcz. Chłodny i rzęsisty, jak teraz. Często wprawiała mnie w zamyślenie. Jednak zdecydowanie były to nieodpowiednie warunki na wychodzenie z domu.

Umówiłam się dzisiaj z Hazel w jej mieszkaniu. Moja młodsza siostra była trochę podłamana, gdyż agencja modelek, dla której pracowała przez pewien okres czasu, rozwiązała z nią umowę. Było mi jej żal. Dziewczyna ewidentnie się starała, a do tej pory wszystko wychodziło w ten sposób. Mam jednak pewność, że kiedyś znajdzie odpowiednią agencję, która doceni ją i jej starania.

Założyłam na głowę kaptur bluzy, którą miałam na sobie i szybkim krokiem podeszłam do swojego samochodu. Otworzyłam go i wsiadłam do środka, jednak zanim zdążyłam odpalić silnik, zadzwonił mój telefon.

- Dzień dobry. Pani Rosa Evans? - zapytał kobiecy głos po drugiej stronie, a ja momentalnie się spięłam.

Mogło chodzić właściwie o wszystko.

- Tak - potwierdziłam. - O co chodzi?

Minęła chwila, zanim ktokolwiek się do mnie odezwał. Jednak w końcu to nastąpiło.

- Nazywam się Georgia Tyler i dzwonię ze szpitala Regional Medical Center w Orlando. - oznajmiła kobieta, a ja zamarłam na sam wydźwięk nazwy tej miejscowości - Dwa tygodnie temu przyjęliśmy pod swoją opiekę pani matkę, Clarę Evans. Niestety, zmarła dzisiejszej nocy.

Pustka.

To właśnie czułam w tym momencie. Być może powinno mnie to zasmucić. Albo choćby zaskoczyć. Ale nie. Nie czułam w tym momencie zupełnie nic. I może to lepsze dla mnie, że nie musiałam przeżywać załamania z powodu jej śmierci. Nie wpadałam w depresję, nie płakałam i nie wspominałam jej.

Ale czułam się źle z tego powodu. Bo przecież powinnam coś czuć. Cokolwiek. Ale nie potrafiłam nawet wzbudzić w sobie złości. Żalu, choć żywiłam go do niej przez całe życie. Nic.

- Halo? Jest tam pani? Naprawdę bardzo mi przykro... - mówiła jeszcze kobieta z Orlando, ale jej słowa już do mnie nie docierały.

Jestem najgorszą osobą, jaka chodzi po tym świecie. Podłą i obojętną. Nie wzrusza mnie nic. Ludzie cierpią, umierają samotnie w szpitalach, a ja? Odcinam się od tego. Nie obchodzi mnie to. A najgorsze w tym wszystkim jest to, że tą osobą jest moja własna matka.

ROSE GARDEN [18+]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz