dwadzieścia jeden

303 21 1
                                    

are you ready for it?

...

Rosa

Dzień balu.

Dziś jest dzień pieprzonej imprezy u Bruno, na którą zaprosił mnie David. A ja nie byłam na to kompletnie gotowa.

Szybko wypadłam ze swojego pokoju, orientując się, że jest już tak późno. Impreza zaczynała się o 17.00. A zegar na ścianie w moim pokoju wybił właśnie 16.15.

Nie wiem, jak mogłam się tak zagapić. Myślałam o tym nieustannie od paru dni. A może nawet dłużej. Właściwie to odkąd David poprosił mnie, żebym tam z nim poszła.

Już wtedy ogromnie się stresowałam, a co dopiero teraz. Chciałam wypaść idealnie. Zaplanowałam w swojej głowie każdy najmniejszy szczegół tego przyjęcia, a zawaliłam zanim ono się w ogóle zaczęło.

Stanęłam przed lustrem w łazience, po raz kolejny dzisiejszego dnia stwierdzając, że wyglądam idiotycznie. Wczorajszego wieczoru zaplotłam sobie mnóstwo cienkich warkoczyków na głowie, aby moje włosy się skręciły.

Piętnastoletnia Rosa nie śniła nawet o lokówce. Ale była za to bardzo pomysłowa i kreatywna. Nie ma tego złego, gdyż po rozpuszczeniu i lekkim rozczesaniu moje włosy nie wyglądały wcale tak źle.

Ciemne, długie pasma moich włosów, wyglądały znacznie krócej i skręcały się w małe sprężynki.

Nie miałam zbyt wielkiego wyboru w kreacjach. Moje ubrania ograniczały się do słodkich spódniczek i dopasowanych t-shirtów, oczywiście wszystko w najróżniejszych kolorach. 

Zapewne zwyczajna nastolatka w moim wieku wpadałaby na pomysł, żeby pożyczyć coś od mamy, ale...

Cóż, nie zamierzałam pójść w dziurawych dresach i starym podkoszulku.

Wyrzuciłam na podłogę w pokoju prawie całą zawartość szafy, która należała do mnie i Hazel. Siostra tym razem nie wybierała się ze mną, gdyż zwyczajnie się rozchorowała.

Żałowała, gdyż naprawdę bardzo chciała się tam pojawić. A ja doskonale wiedziałam, dlaczego tak ją tam ciągnęło.

A ten powód nazywał się Simon Raven. Młodszy brat Bruno Ravena, a zatem także współgospodarz.

Ale oczywiście udawałam, że nic mi o tym niewiadomo.

- Boże, zlituj się nade mną! - wyklinałam, klęcząc nad stertą rozsypanych ciuchów - Nic nie idzie po mojej myśli.

- Nie denerwuj się tak - odezwała się do mnie Hazel, leżąca w łóżku i przykryta po uszy kołdrą, pokaszlując przy tym.

Miała dużą chrypkę i podwyższoną temperaturę. Nie było mowy o żadnych wyjściach. Hazel złościła się, że zachowuję się jakbym była jej matką. I chyba było w tym sporo racji.

Ktoś przecież musiał ją zastąpić. Wcielić się w jej rolę, bo ona spasowała.

- Jak mam się nie denerwować? - zirytowałam się, odwracając głowę w jej stronę - Nic nie mogę znaleźć!

Przekopywałam swoje ubrania już od dobrych dwudziestu minut. Nie było wśród nich niczego, co byłoby odpowiednie na taką okazję, a ja za chwilę musiałam wychodzić. 

- A ta czarna spódniczka? - podsunęła mi siostra, a kiedy rzuciłam jej pytające spojrzenie, pospieszyła z wytłumaczeniem - Obok tej różowej w kwiatki. O... tu! - nakierowała mnie, a ja chwyciłam tę czarną spódniczkę.

Wstałam i przycisnęłam materiał do siebie, przymierzając ją. Była zwyczajna, typowa. Sięgała mi nieco powyżej kolan. Skrzywiłam się niemrawo, nie będąc pewna co do tej spódniczki.

ROSE GARDEN [18+]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz