Odnalazłem dom Jeremy'ego po 40 minutach poszukiwań. Siedziałem właśnie na kanapie i czekałem aż dokończy rozmowę z jakimś łysym typem imieniem James. Chyba był jego szefem chociaż nie miałem jak tego stwierdzić ale mogłem jedynie podejrzewać. Stali w innym pomieszczeniu i rozmawiali na tyle głośno, że rozumiałem tylko urywki tego, co mówili. Coś tam o narkotykach, morderstwach i kradzieżach. W sumie, miałem to gdzieś. Czekałem tylko aż w końcu skończą rozmawiać i powiedzą, co im na duszy leży i czego chcą wzamian za pewną usługę, którą niedawno dla mnie wykonali. Powoli zaczynałem się niecierpliwić. Spojrzałem nerwowo w stronę drzwi, za którymi właśnie Jeremy i James prowadzili konwersację. Czy oni muszą to tak przedłużać akurat w tym momencie? Miałem ochotę wstać i wyjść. Wiecie co zrobiłem? Absolutnie nic. Siedzę jak taki idiota i czekam. Matko, jakie to jest stresujące! W końcu Jeremy wyszedł z pokoju. Stanął przede mną i odchrząknął kilka razy, spojrzał na swoje buty i po paru sekundach znowu podniósł na mnie wzrok.
- Chciałem zaproponować Ci dołączenie do nas. Niedawno jeden z naszych zginął podczas strzelaniny a skoro ty i tak masz u nas dług to pomyśleliśmy, że zastąpisz jego miejsce.
W odpowiedzi przytaknąłem. W sumie dołączenie do nich zapowiadało się być naprawdę ciekawym doświadczeniem. Trochę rozlewu krwi, strzelanin i tak dalej jeszcze nigdy nikomu nie zaszkodziło. Czekałem tylko na to, co powie dalej. Usłyszałem kroki i podniosłem głowę do góry. James wyszedł z pokoju, podrzucając niewysoko pistolet. Doszedłem do wniosku, że był on przeznaczony dla mnie, ponieważ swój trzymał w pasie. Chociaż mogłem się mylić, a robiłem to ostatnio bardzo często. Nawet co do swojej orientacji. Stanął obok Jeremy'ego i spojrzał na mnie.
- Wybacz nam, że tyle zwlekaliśmy z tym upomnieniem się o spłatę długu. - Powiedział, po czym jego usta rozchyliły się w cwaniackim uśmiechu. Miałem ochotę przewrócić oczami ale się powstrzymałem. James ruszył w stronę pokoju, z którego niedawno on i Jeremy wyszedł. Jego towarzysz również ruszył za nim.
- A ty co, księżniczka? Chodzić nie potrafisz? - zaśmiał się James. Szkoda, że mi nie było do śmiechu. Nie miałem czasu teraz na jakieś głupawe żarty. Niech się streszczą. Wstałem i podbiegłem do mężczyzn. Otworzyli drzwi i pokazali mi abym wszedł do środka jako pierwszy. Moim oczom ukazał się manekin, wbity na pal, stojący w rogu pomieszczenia. James podał mi pistolet, który trzymał w ręce. Wziąłem go od niego.
- Stań tutaj - wskazał na czerwony "X" znajdujący się 3 metry od nas. - Lepiej żebyś trafił w zielony punkt na tarczy.
- A jak nie trafię? - zapytałem, udając głupiego. Chociaż w sumie nim byłem bo naprawdę nie wiedziałem i to pytanie było szczere. Wzruszył ramionami i kiwnął głową na manekin. Stanąłem na "X". By się zaprzeć wyciągnąłem prawą nogę do przodu a lewą w tył. Uniosłem pistolet i strzeliłem. Rozległ się huk, nie tylko wybuchu, ale i kulki uderzającej o ścianę. Cholera.
- Skup się, Jai. - stanął za mną i zaczął szeptać mi do ucha. - Po prostu się skup. Jeżeli znowu nie trafisz to ucierpisz jeszcze bardziej.
Chciałem zapytać o co mu chodzi bo przecież jeszcze nie ucierpiałem. Niestety, w momencie, gdy chciałem to powiedzieć, wbił mi nóż lekko w udo i przesunął mi go o parę milimetrów wyżej, co sprawiło, że syknąłem z bólu. Uniosłem pistolet i wycelowałem. Pociągnąłem za spust. Usłyszałem huk i krzyk. Moment... krzyk?!
Przepraszam, że musieliście tak długo czekać na kolejny rozdział ale byłam na wyciecze w Pradze i nie dałam rady... Obiecuję Wam to niedługo wynagrodzić!

CZYTASZ
Mermaids - Jai Brooks
FanfictionOcean Spokojny. On ma ogon. Ona ma ogon. Czy wody Oceanu Spokojnego okażą się tak spokojne, jak próbuje przekonać o tym ich nazwa?