Rozdział 8

153 11 2
                                    

Dzisiaj, kiedy się obudziłem, moją pierwszą myślą była Lily. A właściwie jej brak. "Byliśmy razem" przez dwa lata i pewnie powinno mi być z tego powodu przykro ale nie jest. Jedząc śniadanie, przeniosłem swój wzrok z płatków na godzinę. Zegar wskazywał 12:17... ciekawe kiedy przyjdą? Dokończyłem posiłek i zabrałem Luke'a na spacer. Kiedy skręcaliśmy w pierwszą alejkę po prawej, usłyszeliśmy szelest. Wziąłem Luke'a na ręce by wrazie czego łatwiej nam się płynęło podczas ucieczki (gdyby to coś, co szeleściło, było zagrożeniem). Przepłynęliśmy dwa metry i spojrzałem w miejsce, skąd dochodził dźwięk. Przy koszu na śmieci była Lily. Wśród odpadów szukała czegoś, co wydawało się być dla niej bardzo ważne. Spojrzała na mnie wystraszonymi, zakrwawionymi oczyma. Potrząsnąłem głową i zacisnąłem powieki. To nie może być Lily! Pokręciłem głową i szybko odpłynąłem. Kiedy byłem już na końcu alejki, usłyszałem jej krzyk.

- Ty mi to zrobiłeś! Ty! - krzyczała. Wzruszyłem ramionami w odpowiedzi i płynęliśmy dalej. Spuściłem Luke'a ze smyczy, kiedy już znaleźliśmy się na polu glonów. Pozwoliłem mu sobie popływać a ja sam usiadłem na ławce. Sprawdziłem godzinę... zegar na środku pola pokazywał, że jest 14:29. Nie wiem po co mi ona była, ale od wczoraj odczuwałem potrzebę jej sprawdzania. Od wczoraj również czuję nieprzyjemne kłucie gdzieś w środku. Pewnie powinienem pójść z tym do lekarza bo wydaje się być sprawą, której raczej nie mogę przemilczeć. Spojrzałem na swoje dłonie. Rozprostowałem jedną, potem zgiąłem ją w pięść i tak w kółko. Doszedłem do wniosku, że moje palce są krzywe. Jezu, nie. Stop. Nie jestem gejem. Nie mogę tak mówić ale to jest silniejsze ode mnie. Nieważne. Spojrzałem na pole w poszukiwaniu Luke'a. Nigdzie go nie widziałem. Wstałem z ławki i popłynąłem na pole w poszukiwaniu jego. Nie mogłem go odnaleść. Jasna cholera, czy moje życzenie do spadającej gwiazdy właśnie się spełniło? Ale czemu akurat w momencie, w którym to ja byłem za niego odpowiedzialny? Szukałem go przez pół godziny. Nigdzie go nie było. Zirytowany postanowiłem wrócić do domu. Pewnie niedługo się znajdzie, już raz go przecież też zgubiłem. 

Kiedy wróciłem do domu od razu skierowałem się do mojego pokoju, ponieważ, kiedy wracałem, przypomniało mi się, że wczoraj schowałem do kieszeni spodni karteczkę. Właśnie brałem spodnie, kiedy kątem oka zauważyłem jakiś napis. Odwróciłem się w  jego kierunku by móc go przeczytać. 

- Zabawa dopiero się rozpoczyna. - odczytałem na głos. Jezu, nie mam teraz czasu na zabawy. Muszę odnaleźć Luke'a. Kto jest tak głupi aby zostawiać wiadomość na ścianie, w dodatku napisaną markerem, zamiast powiedzieć mi w twarz, że chce się bawić? Syreny jednak bywają głupie. Postanowiłem nie myśleć ani o braku mózgu osoby, która nie potrafi zaproponować mi zabawy wprost, ani o Luke'u. Muszę teraz szybko zetrzeć ten napis. Zszedłem do piwnicy po białą farbę. Włączyłem światło. Niesamowite jak brudno może być jak się nie sprząta. Chodziłem wśród regałów i różnych starych mebli starając się unikać dotykania ich w poszukiwaniu farby. Znalazłem ją na drugim końcu piwnicy, przykrytą starym kocem. W momencie, kiedy ją podniosłem, zobaczyłem kolejny napis. Nie wszystko da się zamalować.  Jezu, jakiś psychol. Jak chce się bawić to niech po prostu powie. Nie mam czasu teraz na jakieś podchody. Muszę zamalować ten napis aby matka mnie nie zabiła... No i oczywiście odnaleźć Luke'a, ale ważniejsze jest teraz zamazanie informacji o zabawie, która na razie nie będzie miała miejsca. 


______________________________________

Okej, a więc kolejny rozdział za nami! Mam nadzieję, że się podobał i zapraszam do komentowania i pozostawiania gwiazdek ☺ Dziękuję bardzo!

Mermaids - Jai BrooksOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz