4. Wakacje

324 15 45
                                    

Obudziłem się wkulony w Jere. Nie chciałem go budzić, więc leżałem beż ruchu myśląc o pewnych sprawach.

Jakby zareagowani nasi fani gdyby dowiedziali się, że jesteśmy razem?

Byli, by wyrozumiali? Czy raczej byśmy ich stracili?

Odgłos bicia serca mężczyzny mnie uspokajał.

Moje myśli nagle zmieniły się diametralnie.

Popatrzyłem w górę, by na niego spojrzeć. Każdy najmniejszy centymetr jego twarzy wyglądał idealny. Chociaż miałem go na codzień nie mogłem się napatrzeć. Uśmiechnąłem się delikatnie.

Czemu akurat mi trafiło się takie szczęście? Czym sobie zasłużyłem na tak cudowana osobę przy moim boku?

Kto zaplanował to, że akurat przy nim odkryje kim naprawdę jestem?

- I co zakochałeś się?- wyszeptał Jere z zamkniętymi oczami, powstrzymując uśmiech.

Cisnąłem w niego poduszką. Zrzucił ją i przyciągnął mnie do siebie.

- Zapytałem czy kochasz!?- zaczął mnie łaskotać.

Próbowałem się uwolnić z morderczego uścisku. Wierciłem się tak mocno, że obydwoje zlecielismy z łóżka.

Śmialiśmy się głośno leżąc na podłodze.

- Zapamiętam to sobie- Jere wstał i wyciągnął rękę w moim kierunku by mi pomóc.

Wtedy zadzwonił mój telefon. To był Kris.

-Długo mamy jeszcze czekać?- zapytał.

Wyjrzałem przez okno. Chłopcy już stali na podjeździe

- Która godzina?- zapytałem.

- Ta sama co była wczoraj o tej samej porze. (mistrz komedi nie ma co)

Spojrzałem na zegarek, który wskazywał 13, a potem na Jere.

- Dajcie nam chwilę. Już idziemy- powiedziałem pokazujac mężczyźnie, że zostało nam mało czasu.

Zebraliśmy się tak szybko, że nawet nie zauważyłem, że Jere miał na sobie kompielówki w flamingi zamiast spodni.

Przywitaliśmy się z chłopakami i wsiedliśmy do auta.

Ja z Jere, a reszta do auta Krisa, a przynajmniej tak mi się zdawało.

- Cholernie seksowkie wygladasz prowadząc auto- powiedział Jere, a ja popatrzyłem w jego kierunku zmieniając biegi.

Próbował powstrzymać śmiech.

Nie rozumiem o co chodzi.

- Weźcie przestańcie- Nace rozłożył się na tylnej kanapie.

Jere nie umiał wytrzymać ze śmiechu.

- Co ty tu kurwa robisz!?- wystraszyłem się i gwałtownie zatrzymałem auto.

- Siedzę- popatrzył na mnie jak na debila- Nie chciałem się tam cisnąć.

Ruszyłem auto, by nie zgubić Krisa.

Droga trwała kilka godzin, ale nie było nudno. Śpiewaliśmy o ile tak można to nazwać. Daliśmy się w niebo głosy tak głośno, że gdy staliśmy na światłach ludzie zaglądali do nas przez szybę.

Gdy dotarliśmy już na miejsce czekała na nas kobieta w średnim wieku.

Tak dawno jej nie widziałem, a upływa czasu łatwo dalo się dostrzec na jej pomarszczonej już twarzy. Jej włosy nie były już tak samo rude jak kiedyś. Teraz z luźno opadającego warkocza dało się dostrzec siwe kosmyki.

If I was your boyfriend, never let you goOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz