Wstałem rano i nigdzie nie umiałem znaleźć Jere. Biegałem po pokojach krzycząc jego imię, niestety nikt mi nie odpowiadał. W okół mnie panowała tylko głucha cisza.
W panice wybiegłem na podwórko, by go tam poszukać. O dziwo drzwi nie były zamknięte na klucz.
Obawiałem się najgorszego, a moje obawy się sprawdziły.
Nie było go tam. Nigdzie go nie było.
W tej chwili wszytsko stało mi się obojętnie.
Wszedłem ponownie do domu i wolnym krokiem zmierzałem w kierunku łazienki.
Nawet nie udało mi się do niej dojść.
Upadłem.
Zacząłem głośno płakać i krzyczeć na całe gardło, jakbym chciał żeby Jere mnie usłyszał i jednak wrócił.
Jak on mógł mnie zostawić?
Położyłem się na zimnej posadzce. Nie miałem siły ani nawet ochoty się podnosić.
Moje ręce zaczęły się trząść. Zrobiło mi zimo i poczułem nagle ucisk w żołądku. Pobiegłem w stronę ubikacji.
Zwymiotowałem przez co zrobili mi się trochę lżej.
Z obojętnością podszedłem w stronę kanapy na, której leżał mój telefon. Zobaczyłem, że dostałem powiadomienie.
paidatonriehuja: Czuje, że to ja opublikowałem to zdjęcie. Nie chcę stać pomiędzy tobą, a chłopakami. Powiedz im, że to moja wina i pogodź się z nimi.
Nigdy tego nie zrobię. Nawet jeśli to naprawdę miała być jego wina.
paidatonriehuja: Nie pisz do mnie dopóki tego nie zrobisz, proszę. Pamietaj kocham cię.
To było najbardziej bolesne "kocham cię" jakie kiedykolwiek usłyszałem.
Czy on pojechał do domu?
Spojrzałem jeszcze raz na telefon i zobaczyłem na jego story, że Jere siedział w samolocie.
To rozdarło mi serce.
Nie, on nie mógł mi tego zrobić. Nie docierło do mnie to co przed chwilą przeczytałem. Czułem się jakbym był w jakiś serialu, a rzeczy dziejące się w koło mnie są nierealne.
TO NIE JEGO WINA.
Próbowałem się do niego dodzwonić, ale nie odbierał.
Ścisnąłem telefon w ręku po czym cisnąłem nim w kanape.
TO MOJA WINA.
Czułem jak gniew przejmuję nade mną pontrole.
Rozejrzałem się po pokoju i zobaczyłem przede mną stolik kawowy. Podniosłem go i uderzyłem nim o podłogę. Następnym celem były poduszki na kanapie, potem podeszłem do ściany i już miałem zacząć w nią uderzać z brezradności, ale powstrzymałem się.
Upadłem na podłogę. Czułem się jakbym dostał obuchem w głowę.
Przejechałem ręką po włosach, zaciskając ją w pieść przy czym wyrwałem parę kosmyków.
Szczeka bolała mnie od ciągłego zaciskania jej ze złości.
Czułem się bezradny jak dziecko i jak dziecko zacząłem płakać.
Czym sobie na to zasłużyłem? Czy byłem złym chłopakiem i przyjacielem?
Czułem się jakbym był uosobieniem słowa "kłopoty".
Przez resztę dnia siedziałem w jednym miejscu. Godziny nieubłaganie mijały, a ja nie mogłem się pogodzić z tym co się działo. To było dla mnie za dużo. Nie byłem nawet wstanie nic zjeść, bo od razy czułem jak robi mi się nie dobrze.
CZYTASZ
If I was your boyfriend, never let you go
FanfictionDruga część druga ff o tym samym tytule. Polecam przeczytać część pierwsza przed rozpoczęciem.