𝘙𝘰𝘻𝘥𝘻𝘪𝘢ł 1

696 29 10
                                    

Był to początek lata. Słońce chyliło się ku zachodowi, a niebo nabrało złocistego koloru. Chłodny wiatr przyjemnie powiewał, wprawiając w ruch okoliczne zboża i łąki.

Dhalia odpoczywała oparta o drzewo z przymkniętymi oczami. Kolejny raz utonęła w swojej wyobraźni. Sprawiało jej to przyjemność, ponieważ mogła spokojnie pomyśleć nad kolejną historią, którą przeniosłaby na papier. Uwielbiała pisać opowiadania, pozwalało jej to chociaż na chwilę zapomnieć o ogarniętym wojną świecie.

Na wsi, zamieszkałej przez dziewczynę, okupanci jeszcze nie przybyli, lecz domyślała się, że niedługo to zrobią. Parę dni temu, ogłoszono komunikat w radiu o dotarciu wroga w głąb państwa. Nieprzyjaciele wkrótce mogli pojawić się w jej miejscowości. Jednak nie chciała o tym myśleć. Pragnęła żyć jak dotychczas, dopóki ten dzień nie nadejdzie.

Była tak zatracona w swojej wyobraźni, że nawet nie zauważyła nieznajomego, który podszedł do niej od tyłu. Kiedy poczuła na swoim ramieniu dużą, silną dłoń, od razu otworzyła oczy i odwróciła się w jego stronę.

Znieruchomiała, gdy ukazał jej się bardzo wysoki mężczyzna, który miał na twarzy czarną chustę z dwoma nacięciami przy oczach. Oprócz tego, był ubrany w mundur, który w żadnym stopniu nie przypominał jej narodowego uniformu. Dhalia wpatrywała się w niego z wielkim przerażeniem, ponieważ sądziła, że żołnierz przyszedł ją zamordować. Nie odrywał od niej swojego wzroku, po czym wziął głęboki oddech i przemówił:

- Możesz mi pomóc...?

Nie odezwała się ani słowem, bowiem strach sparaliżował jej całe ciało. Zrozumiała, co powiedział, ale w tamtym momencie nie była w stanie wysilić się, aby cokolwiek zrobić.

Mężczyzna zorientował się, o co chodziło. Nie taki był jego plan, chciał tylko poprosić o schronienie. Wolnym ruchem zdjął dłoń z jej ramienia, a następnie kucnął tuż obok, mając nadzieję, że dziewczyna nieco się uspokoi.

Dhalia nie odrywała od niego wzroku. Nie wiedziała, co próbował zrobić, więc czekała na dalszy rozwój wydarzeń. Podniósł ręce, wciąż z niebywałą ostrożnością, aby gorzej jej nie wystraszyć. Zsunął z twarzy czarną chustę, ukazując swoją twarz, na której znajdowały się liczne blizny.

- Nic ci nie zrobię. - powiedział łagodniejszym tonem, próbując ją uspokoić.

Przełknęła ciężko ślinę i zdołała wykrztusić z siebie parę wyrazów:

- Ty... nie zabijesz mnie...? - zapytała cicho.

- Nie, oczywiście, że nie. - kąciki jego ust uniosły się ku górze - Wszystko w porządku? Wyglądasz na nieco... zlęknioną.

- Trudno nie być, kiedy przede mną stoi wrogi żołnierz... - bąknęła, odwracając wzrok.

Uśmiech z jego twarzy zniknął.

- Wrogi żołnierz... - powtórzył pod nosem.

W jego głosie Dhalia usłyszała w pewnym rodzaju ból.

- Musieliśmy wkroczyć na wasz teren, tak nakazali nam ludzie z góry... - warknął cicho niezadowolony - Zostałem zmuszony do wzięcia udziału w tej głupiej wojnie, wcale nie chciałem tutaj być...

Przerwał na chwilę, aby na nią spojrzeć.

- Ale jeśli chcę przeżyć, muszę nosić ten mundur... - dodał.

W oczach dziewczyny pojawiła się nutka zaciekawienia, jednak wciąż do końca mu nie ufała.. Przynajmniej nie była już tak przerażona, jak na samym początku, co nie umknęło uwadze jej nowemu towarzyszowi.

𝘔𝘺 𝘍𝘰𝘦'𝘴 𝘓𝘰𝘷𝘦 | König |Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz