𝘙𝘰𝘻𝘥𝘻𝘪𝘢ł 7

167 11 0
                                    

Pierwsze co König poczuł po ocknięciu, to przeszywający ból z tyłu głowy. Spróbował poruszyć rękoma, ale zdał sobie sprawę, że zostały związane grubym sznurem, tak samo jak jego nogi do krzesła. Jego mięśnie były obolałe od niewygodnej pozycji. Wziął głębszy oddech i uchylił nieco powieki.

W pomieszczeniu, w którym się znajdował, panowała ciemność. Na środku stał drewniany stół, a nad nim wisiała samotna, migająca żarówka. Całe miejsce prezentowało się dość obskurnie. Wyglądało to na prowizoryczny pokój przesłuchań.

Austriak uniósł głowę, ale zaraz tego pożałował. Syknął, starając się, aby jego obraz się wyostrzył.

- Dhalia... - wymamrotał, bojąc się, że mogło jej się coś stać.

Po paru sekundach drzwi otworzyły się, wpuszczając smugę jasnego światła, przez co zmrużył oczy. Do środka wszedł ten sam mężczyzna w masce z czaszką, który go zaatakował na festiwalu. Jego śladem przyszedł Victor, co bardzo zdziwiło Königa. Uzmysłowił sobie, że to, co się przytrafiło, było zaplanowaną akcją. 

- Ocknąłeś się, to dobrze. - powiedział zamaskowany mężczyzna, odsuwając krzesło i siadając naprzeciwko niego - Już się bałem, że za mocno cię uderzyłem. 

- Gdzie Dhalia? - warknął König, poruszając się niecierpliwie. 

- Nie martw się o nią, nic jej nie jest - tym razem odezwał się Victor, który stał w progu. 

- Myślałem, że możemy ci ufać. Że ona może ci ufać, tymczasem nas wsypałeś! - uniósł się.

- Nikt nikogo nie wsypał. Narazie. - wtrącił się zamaskowany - Victor, zostaw nas samych, chcę z nim pogadać.

Chłopak otworzył usta, jakby chciał coś jeszcze dodać, ale skinął tylko głową i wyszedł, zamykając za sobą drzwi.

Mężczyzna w kominiarce rozsiadł się wygodnie na krześle, lekko rozsuwając nogi. Wypełniała go pewność siebie, a König zmarszczył nieprzyjemnie brwi.

- Nazywam się Simon Riley i jestem dowódcą Organizacji Podziemnej, która specjalizuje się w pomaganiu naszym rodakom w trudnych czasach, jakie nadeszły. - przedstawił się, przekręcając głowę w bok i świdrując go wzrokiem - König Hofbauer*, jak mniemam? 

König rozszerzył oczy, zdezorientowany tym, że Riley zna jego nazwisko. Nikomu je nie wyjawił, a zapisane było tylko w kartach rekrutacyjnych do niemieckiego wojska. 

- Skąd znasz moje pełne imię? - szepnął.

- Mam świetnie wyszkolonych ludzi. To nie stanowiło dla nich większego problemu, aby dowiedzieć się o tobie paru przydatnych informacji. - założył sobie kostkę na nodze - König Hofbauer, lat dwadzieścia siedem, pochodzisz z Wiednia i przez prawie pół swojego życia służysz wrogiemu wojsku jako snajper. Zastanawia mnie, co nagle musiało się wydarzyć, że chcesz zrezygnować ze swojego stanowiska po tak długim czasie? 

Dowódca zachowywał spokój i był wyraźnie zaciekawiony całą zaistniałą sytuacją, jednak König wiedział, że to tylko pozory. Za tą maską kryła się silna, niebezpieczna i wysoko postawiona osoba, która wyczekiwała wyjaśnień.

Austriak odwrócił wzrok, zastanawiając się nad właściwą odpowiedzią. Skoro chciał się zmienić i stanąć po stronie Dhalii, był zmuszony powiedzieć prawdę. Poukładał sobie wszystko w głowie, westchnął ciężko i postanowił, że zacznie od samego początku, aby mężczyzna mu w pełni uwierzył.

- Nie przystąpiłem do wojska z własnego wyboru... - wychrypiał, a parę kosmyków włosów przykleiło się do jego czoła ubrudzonego zaschniętą krwią. 

Po ponad trzydziestu minutach Simon Riley zakończył przesłuchiwać Königa. Założył ręce na piersi i ostatni raz popatrzył na twarz żołnierza, która zdradzała wymęczenie sprawione zbyt dużą ilością pytań.

- Nie powiem, urzekła mnie twoja historia, Königu Hofbauerze. - podsumował - Jeśli ta cała historia, którą mi opowiedziałeś, jest rzeczywiście prawdziwa i nie okłamałeś mnie w żywe oczy, czego na twoim miejscu bym nie radził, może i zdecyduję się tobie pomóc. Pod jednym warunkiem.

- Jakim warunkiem? 

- Zrzekniesz się swojej narodowości i kraju, dla którego walczysz. Będziesz działał pod innym imieniem i nazwiskiem, przejdziesz na naszą stronę i odzyskasz naszego najlepszego człowieka z rąk wroga. Masz zapomnieć o tym, co łączyło cię z naszym okupantem. 

W tym samym czasie, Dhalia pilnowana przez żołnierza Riley'a, aby nie zrobiła nic głupiego, kłóciła się z Victorem na drugim końcu korytarza siedziby Organizacji Podziemnej. 

- Zrozum, nie miałem innego wyboru! - wydusił chłopak, sprzeczając się z dziewczyną.

- Nie mogłeś znaleźć innego sposobu!? Mógł dostać wstrząsu mózgu przez wasz nierozsądny numer! Przecież mówiłam ci, że sami chcieliśmy do was się udać, po co to zrobiłeś!?

- Możecie być pół tonu ciszej? - mruknął niemiło mężczyzna, który teoretycznie ich dopatrywał, a w praktyce czytał książkę.

Oboje spojrzeli na niego przez chwilę, po czym wrócili do dyskutowania, ale tym razem ciszej.

- Gdybym was tak po prostu przyprowadził, Riley mógłby pomyśleć, że przyniosłem samo niebezpieczeństwo pod samą siedzibę. Nie skończyłoby to się dla mnie dobrze, dla was też. - wytłumaczył Victor, już całkowicie zrezygnowany i bezsilny - Po prostu... Eh... Niedawno dowiedziałem się, że mój brat jest w sidłach tych potworów i robią z nim co im się żywnie podoba, byleby zdobyć od niego informację o naszych słabych punktach... Pomyślałem, że König mógłby zostać moją ostatnią nadzieją...

Dziewczyna wyczuła w działaniach Victora akt desperacji. Chciał po prostu odnaleźć swojego starszego brata, którego kochał ponad życie i nie widział przez bardzo długi czas. Jej twarz automatycznie posmutniała i ogarnęło ją współczucie. Zrobiła mały krok i delikatnie objęła przyjaciela, próbując go w jakiś sposób wesprzeć. Niepewnie odwzajemnił jej gest, przymknął oczy i dał upust emocjom. Parę samotnych łez spłynęło po jego policzkach.

- Proszę cię, nie rób już więcej takich pochopnych głupstw... - wymamrotała, przejeżdżając dłonią po jego plecach - Oboje sądziliśmy, że nas zdradziłeś...

- Nigdy bym tego nie zrobił, przepraszam za to całe nieporozumienie... - burknął, a jego ramiona całkowicie się rozluźniły - Ale powiedz mi... Co cię skłoniło, żeby pomóc Königowi, który jakby nie patrząc, jest naszym wrogiem?

Jej serce zabiło mocniej na myśl o mężczyźnie. Domyślała się, dlaczego tak postąpiła, a nie inaczej. Lecz rozum nie pozwalał jej jeszcze wyjawić tej tajemnicy.

- Nie potrafię ci tego wytłumaczyć, Victor...

Nie umiała przyznać się do tego, że to, co czuła do Königa, było zalążkiem miłości.

/*Nazwisko wymyślone na rzecz historii.

𝘔𝘺 𝘍𝘰𝘦'𝘴 𝘓𝘰𝘷𝘦 | König |Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz