Rozdział 1

395 11 5
                                    

Wakacje, będące czasem błogiego spokoju i odpoczynku, galopowały przed siebie i nie zamierzały zwalniać obranego tempa. Były niczym klepsydra, której drobny piasek szybko przesypywał się na drugą stronę i zabierał radość przy ostatnich przelatujących ziarenkach. Te ziarenka, swoją mizernością idealnie wpasowały się w końcówkę letniego wypoczynku i przesycone zostały ciężką do przełknięcia atmosferą, tężącą na samą myśl o powrocie do porzuconej nie tak dawno rzeczywiści.

Zanim ktokolwiek zdążył obejrzeć się za siebie, połowa wakacji przeminęła, przybliżając odwlekany w nieskończoność moment powrotu na zatłoczone korytarze. Szkolne bramy wkrótce na nowo miały zostać otwarte, nie napawając uczniów optymizmem, a rosnącym w siłę przytłoczeniem. Beztroskie życie, otulające dotychczas z każdej możliwej strony, gnało przed siebie, porzucając nas coraz bardziej w tyle i zostawiając na bezlitosną pastwę nauczycieli czy przepełnionych zbędną ilością wiedzy podręczników. Z bólem serca należało przyznać, że świadomość ta doszczednie rujnowała radość z ostatnich dni wolności.

Ale miałam przy sobie osobę, posiadającą skuteczną receptę na tę dolegliwość.

Jedynym powodem, dla którego pozwoliłam sobie dziś na odrobinę rozrywki, była moja przyjaciółka - Klara. Kilka dni wstecz męczyła moje uszy jakąś imprezą, organizowaną na zakończenie naszej dwumiesięcznej laby. Wmawiała mi, ile to ja nie stracę zostając w domu, zamiast wybrać się z nią. Irytowało mnie jej ciągłe zrzędzenie, dlatego finalnie odpuściłam wnoszenie dalszych i zapewne i tak nic nieznaczących dla niej sprzeciwów, atakujących jej ambitne plany. Mogłam się założyć, że i tak użyłaby swoich osobistych środków przymusu, by zaciągnąć mnie tam siłą.

Picie i zabawa do białego rana nie szły dziś w parze ze mną i moim podłym nastrojem. Uległam gadaninie Klary tylko i wyłącznie z dwóch powodów. Pierwszym z nich był żal, który obudził się we mnie, gdy widziałam, jak bardzo nakręciła się na tę imprezę, a drugim - nieczysta zagrywka, jaką wobec mnie zastosowała. Stawiała mnie ona od razu na przegranej pozycji. W bitwie na wzrok zawsze wygrywała, dusząc mnie tymi swoimi wielkimi ślepiami jeszcze na długi czas po zakończeniu wyczerpującego starcia. Jej urokliwe tęczówki miały w sobie coś, co potrafiło uwieść każdego, kto zapatrzył się w nie na dłużej niż kilka sekund. Wzrok niewinny jak u małego dziecka, przysłaniał jej prawdziwe oblicze.

Oblicze diabła wcielonego, dosłownie.

Dzisiejszy wieczór zapowiadał lawinę atrakcji, co zapewne było powodem, dla którego mojej przyjaciółce niezwykle zależało na uczestnictwie w tak hucznym i rozgłośnionym na masową skalę wydarzeniu.

Czasem, tak jak w tym przypadku, odkładałam swoje przekonania, obawy i pragnienia na drugi plan, na rzecz dobrej zabawy Klary, gdyż na tym też opierała się według nas prawdziwa przyjaźń. Wzajemne zrozumienie, wsparcie i szacunek, to wedle naszego uznania podstawy dla utrzymania relacji, niosących za sobą perspektywy na wieloletnią znajomość, a nie tylko przelotne, nic nieznaczące kontakty. Trzymałyśmy się tej zasady, czego skutkiem była łącząca nas silna więź, nad którą opiekę sprawowałyśmy od dziecka.

Urocza, szalona blondyneczka, będąca istotnym elementem mojego skomplikowanego życia, prezentowała sobą wizerunek urodzonego imprezowicza. Pomimo tego, że status społeczny miała prawie że identyczny co mój, to dość często zabijała nadmierne myśli alkoholem. Jej życie mogłam porównać do mojego, więc wiedziałam, że nie jest ono usłane różami. Ojciec chirurg, matka prawnik, a gdzie w tym wszystkim miejsce dla niej?

Klara należała do kategorii dziewczyn wyznających w życiu jedną stałą i niezmienną zasadę, którą zawsze traktowała jako przewodnika udanego szaleństwa. Brzmiała ona: „Upij się, zabaw z jakim ciachem i niczego nie żałuj, bo życie masz tylko jedno.". Wielokrotnie namawiała mnie do wzięcia z niej przykładu, jednak to nie w moim stylu.

Don't try to save meOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz