Rozdział 7

233 7 7
                                    

Kiedyś myślałam, że będąc w nastoletnim wieku będę czerpać z życia pełnymi garściami, jakby jutra miało nie być. Taki projekt na przyszłość był łatwy do stworzenia, ale dużo trudniejszy do zrealizowania.

Życie nie raz pokazało mi, że ludzie niszczą siebie nawzajem. Nie obchodzą ich inni, bo kierują się zawiścią, wynikającą z ich przeszłych doświadczeń, niesprawiedliwością, którą kiedyś zostali potraktowani, smutkiem, który początek miał w dokuczliwych słowach, majątkiem, który zostawia ich tak naprawdę z niczym. Pustka nieświadomie wypełniająca człowieka zatraconego w fortunie objawia się dopiero wtedy, gdy jest za późno na zmianę podjętych decyzji.

Myśl, że nie każdy wygrał szczęście na loterii bywała dolegliwa, ale realna. Niektórzy dostali je od razu, a inni całe życie musieli o nie walczyć. Tym szczęściem nie były dla mnie pieniądze, a miłość, której zostałam pozbawiona przez morze wydrukowanych banknotów.

Z rzeczy materialnych, bez wątpienia miałam wszystko, ale jaka była wartość tego „wszystkiego" w obliczu permanentnego rozżalenia?

Żadna.

Siedząc na plaży, w świetle księżyca i z człowiekiem, który na nowo uczył mnie raczkować w świecie, było wspaniale. Czułam się zaopiekowana i potrzebna, otwarta na nowe wzywania i gotowa, by iść w nieznane.

Tylko z nim.

Z nikim innym.

Ale czy on dalej będzie chciał w to brnąć?

Po tym, czego był świadkiem?

Znajdując się w pozycji półleżącej na łożku, gdzie zostałam przetransportowana przez Matt'a, nie wiedziałam, jak miałabym nakreślić mu sytuację, co powiedzieć. Chociaż nie planowałam bezpośrednio zagrozić swojemu życiu, to celowo skrzywdziłam swoje ciało, a tego nie potrafiłam racjonalnie wyjaśnić.

- Madison? - odezwał się Nate za drzwiami mojego pokoju.

Po opatrzeniu moich ran postanowili dać mi chwilę samotności. Nie byłam na tyle wydolna, by sprawdzić godzinę w telefonie, jednak ból w kręgosłupie, który nieprzyjemnie uciskał, zdradził, że nie ruszałam się przez długie minuty, a może nawet godziny. Muzyka na dole również ucichła, rozbudzając w uszach szumy, które rozpoczęły właśnie swój nocny marsz po moich bębenkach.

- Tak? - zapytałam cicho.

- Mogę wejść? - spytał łagodnie.

- Możesz - odparłam beznamiętnie.

Wolałam pobyć jeszcze trochę sama i odpocząć. Potrzebowałam zebrać siły na nieszczery uśmiech, który stał się codziennością, maskującą moje rzeczywiste samopoczucie.

Przekraczający próg pomieszczenia Nathaniel uśmiechnął się do mnie pogodnie, ale nie odpowiedziałam mu tym samym. Nie było sensu udawać, że nic się nie wydarzyło i czuję się cudownie.

Moje kończyny zesztywniały, a serce stanęło w piersi, gdy za jego plecami dostrzegłam jeszcze kogoś.

Matt.

Dlaczego tutaj przyszedł?

- Przyniosłem ci herbatę - oznajmił blondyn, podchodząc bliżej mnie i kładąc kubek z parującą cieczą na szafce nocnej.

- Niepotrzebnie. - Przekręciłam głowę w bok, czując nadciągającą porcję wstydu.

- Madison, możemy porozmawiać? - zapytał nagle brunet.

Z trudem uniosłam się do pełnego siadu, ale nic nie odpowiedziałam. Kątem oka dojrzałam, jak Matt skinięciem głowy przekazuje Nate'owi, by zostawił naszą dwójkę na osobności.

Don't try to save meOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz